sobota, 22 września 2018

9. Zakochasz się w nim.

Weekend w San Sebastian. Brzmi cudownie i magicznie. Jednak z każdym kilometrem, który zbliżał nas do celu, czułam co raz większe poddenerwowanie. Co jeśli rodzina Alvaro źle zrozumie nasz przyjazd? Od kiedy to chłopak zaprasza na weekend swoją przyjaciółkę? I chce ją przedstawić swojej rodzinie? Wystarczy że moi najbliżsi spoglądali na mnie z pobłażaniem, nie mogąc zrozumieć, że jedyne co mnie łączy z Odriozolą, to zwykła przyjaźń. Że takie coś istnieje!
Z okazji przerwy reprezentacyjnej, piłkarze dostali kilka dni wolnego. Alvaro chciał wykorzystać ten czas odwiedzając swoją rodzinę. Mimochodem zaproponował mi, abym mu towarzyszyła.
- Brudny jestem? - kącik jego ust delikatnie się uniósł. Jego głos kompletnie wyrwał mnie z rozmyśleń. - Patrzysz na mnie od dobrych kilku minut. - zauważył zgodnie z prawdą. Spoglądałam na jego profil. To, jak w skupieniu prowadził samochód. Wszyscy faceci, z którymi miałam przyjemność jeździć, byli wariatami za kierownicą. Oprócz mojego tatusia oczywiście! No i Saula, ale podejrzewałam że wolał nie narażać się Leire.
- Po prostu się zamyśliłam. - posłałam mu uśmiech. - Ostatnim razem w San Sebastian byłam na wycieczce szkolnej. I w sumie nic nie pamiętam, oprócz tego, że Javi przykleił gumę do włosów Maite.
- Dlaczego? - uniósł zaskoczony brew.
- Taki podryw. - wzruszyłam ramionami. - Po za tym, nie wiem czy się dobrze ubrałam. - zerknęłam na jeansowe spodnie, czarny top i trampki.
- Nati, moi rodzice nie rozciągną z tej okazji czerwonego dywanu, więc suknia balowa oraz szpilki są zbędne. - rzucił rozbawiony, na co wywróciłam oczami. - Po za tym, już jesteśmy. - skręcił niespodziewanie na podjazd.
Zaskoczona spojrzałam na spory dom, przed którym zaparkował. W starym hiszpańskim stylu, z ogromną zielenią wokół ... taki elegancki, taki piękny, taki przytulny! Z cudowną werandą, na której aż chciało się spędzać wieczory. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia.
- To Twój rodzinny dom? - wydukałam, na co przytaknął wyciągając kluczyki ze stacyjki. - O mój Boże, jedyne czego tu brakuje to czerwonego dywanu. - Odriozola zaśmiał się pod nosem, wyskakując z samochodu. Poszłam niepewnie w jego ślady, nadal nie odrywając wzroku od posiadłości. Mój dom, przy tym, wydawał się być aż zbyt nowoczesny. Wręcz zimny!
- Nati, mucha Ci zaraz wleci do ust. - zauważył rozbawiony. Chciałam mu odpyskować, jednak drzwi wejściowe się uchyliły i stanęła w nich matka Alvaro. Zmierzyła mnie uważnym spojrzeniem, po czym podeszła się przywitać. - Mamo, poznaj Nati. - Alvaro chwycił mnie delikatnie za łokieć. - A raczej tą słynną Natalię, o której cały czas mówi Abril.
- Nie przesadzaj. - mruknęłam pod nosem. - Bardzo mi miło panią poznać. Mam jedynie nadzieję, że mój przyjazd nie jest dla państwa problemem.
- Absolutnie nie. - posłała mi uśmiech. - Przyjaciele Alvaro są mile widziani w tym domu. Po za tym, już przygotowałam Ci gościnny pokój. Abril wręcz nie mogła się doczekać waszego przyjazdu, ale razem z Pablo i Danielem ... - zerknęła niepewnie za siebie. - ... jakby to powiedzieć ... ewakuowali się. - posłała Alvaro spojrzenie pełne aluzji.
- Nie! - jęknął. - Błagam, powiedz że to nie jest to, o czym myślę.
- Nie uciekniesz. - syknęła ostrzegawczo. - Już Cię widziała przez okno.
- Coś się stało? - spytałam niepewnie, spoglądając na Alvaro i jego rodzicielkę. Chłopak przeczesał nerwowo włosy. A minę miał jakby szukał drogi ucieczki. - Może to rzeczywiście nie była odpowiednia pora abym ...
- To nie o Ciebie chodzi, Nati. - westchnął ciężko. - Po prostu moja babcia przyjechała z niezapowiedzianą wizytą. A ona jest ... dość specyficzna. - chwycił mnie niespodziewanie za rękę i pociągnął za sobą. Zaskoczona zerknęłam na nasze złączone dłonie. - Przywitamy się, przedstawię Cię i zwiewamy.
- Babcia nie powinna być sympatyczna? - spytałam niepewnie.
- Znasz bajkę o Czerwonym Kapturku? - zerknął na mnie, gdy stanęliśmy przed drzwiami. Kiwnęłam pewnie głową. - Więc moja babcia w ten historii jest złym wilkiem. Zapamiętaj, nie bierz do siebie tego, co będzie mówiła. A raczej krytykowała. - westchnął ciężko, po czym otworzył przede mną drzwi.
Weszłam niepewnie do przytulnego holu, który prowadził wprost do przestronnego salonu, połączonego z kuchnią i jadalnią z długim stołem. Wnętrze również zrobiło na mnie wrażenie, jednak nie mogłam zbytnio się rozejrzeć, ponieważ wzrok stojącej na środku kobiety, sprawił że wręcz zamarłam. Wyglądała niczym sobowtór Cher! Oczywiście po wszystkich operacjach plastycznych. Jej surowa postawa oraz krytyczny wzrok, aż kipiał zimnem. Nie dziwiłam się rodzeństwu Alvaro, że po prostu zwiali. Ciekawiło mnie jedynie, czyją matką była owa elegancka kobieta.
- Babciu. - głos Alvaro był pewny, jednak nie wyrażał żadnych ciepłych emocji. Zrobiło mi się przykro, ponieważ ja rzucałam się z radości na szyję moich dziadków.
- Tyle razy wam mówiłam, że macie tak do mnie nie mówić. - rzuciła jakby od niechcenia, nawet na niego nie patrząc. A dlaczego? Bo jej wzrok skanował moją sylwetkę z góry na dół! Aż zimny dreszcz przeszedł po moim kręgosłupie. - A to ... - uniosła idealnie wydepilowane brwi ku górze.
- To Natalia. Moja przyjaciółka.
- Przyjaciółka. - prychnęła, uśmiechając się kpiąco. - Tak to teraz nazywacie?
- Skoro powitanie mamy już za sobą, to zabieram Nati do stadniny. - pchnął mnie delikatnie w stronę wyjścia. Jego mama posłała mi przepraszające spojrzenie, po czym zajęła się swoim gościem. Aż poczułam wielkie pokłady współczucia dla niej. Jednak sama chciałam stamtąd jak najszybciej uciec!
- Alvaro? - spytałam niepewnie, gdy jechaliśmy samochodem w tylko jemu znanym kierunku. Nie wyglądał na zadowolonego. Złość wręcz z niego kipiała! - Co się przed chwilą wydarzyło?
- Poznałaś moją babcię. - zironizował ostatnie słowo. - A przynajmniej tak zwracaliśmy się do niej do chwili, aż nasz dziadek nie opuścił tego świata. Wtedy oznajmiła, że mamy mówić jej po imieniu, bo przecież żadną babcią nie jest. Co nie przeszkadza jej wtrącać się do naszego życia. I krytykować. Wszystko! - zacisnął dłonie na kierownicy.
- Spokojnie. - szepnęłam i zaskakują samą siebie, położyłam swoją dłoń na jego kolanie, lekko ściskając.
- Przepraszam Cię. - westchnął. - Jak zawsze wszystko zepsuła.
- Przecież jeszcze nie zacząłeś mi pokazywać San Sebastian. - uniosłam brew ku górze, uśmiechając się do niego. Po chwili odwzajemnił gest. - Więc, dokąd jedziemy? Wspomniałeś coś o stadninie?
- Miałem Ci przedstawić mojego przyjaciela.
- Pracuje w stadninie? - spytałam zaciekawiona, na co jedynie się uśmiechnął tajemniczo. - Maite trenowała jeździectwo! Dość często z nią chodziłam, ale obserwowałam z daleka.
- Dlaczego z daleka?
- Bo ... sama nie wiem. - wzruszyłam ramionami. - Chyba się boję koni. Emilio mnie nastraszył gdy byliśmy mali. Powiedział że kopią i ... gryzą. - wyznałam, na co Alvaro wybuchł głośnym śmiechem. - To wcale nie jest śmieszne, Odriozola!
- Zapewniam Cię, nie gryzą. - zaparkował przed ogromnym budynkiem. - Zresztą, mój przyjaciel zmieni Twoje postrzeganie wobec tych wspaniałych zwierząt.
Szłam obok niego, rozglądając się na boki. Co chwilę ktoś nas zaczepiał, witając z Alvaro. Doszłam do wniosku, że musiał tu dość często przebywać, skoro znał każdego. Nie dziwne, że zawarł tu przyjaźń.
Zresztą, cały kompleks zrobił na mnie dość spore wrażenie. Kilka padoków, na których ujeżdżano konie, dwie ogromne stajnie, rodem wyciągnięte z latynoskich seriali z ranczem w tle, a w oddali ... uchyliłam z wrażenia usta, gdy zobaczyłam szybko mknącego konia z dżokejem, na imitacji toru wyścigowego.
- Ojej! - rozczuliłam się na widok dwóch małych chłopców, prowadzących na uprzęży dwa kucyki. Nie mogli mieć więcej jak sześć lat!
- Podoba Ci się? - spytał Alvaro, uśmiechając się do mnie.
- Gdy wspomniałeś o stadninie, inaczej wyobraziłam sobie to miejsce. Myślałam raczej o stajni, w której trzyma się konie i jakimś wybiegu dla nich. A tu ... - machnęłam dłonią. - Jestem pod wrażeniem. To jakaś szkółka? - wskazałam na chłopców, którzy pod czujnym okiem instruktora, wdrapali się na kucyki.
- Wszystkiego po trochu. Tutaj dzieci uczą się jeździć na koniach, oczywiście maluchy zaczynają od kucyków. Prowadzone są również terapie dla tych niepełnosprawnych. Dorośli również mogą się nauczyć. - puścił mi oczko, jednak ja gwałtownie pokręciłam głową. - A co najważniejsze ... szkolone są tu konie do wyścigów.
- A Twój przyjaciel? Czym się zajmuje?
- Sam Ci odpowie, gdy go przyprowadzę. Poczekasz? - spytał. Kiwnęłam ochoczo głową, opierając się o zagrodę wybiegu. Zafascynowana obserwowałam naukę chłopców. To był wręcz uroczy widok!
Zawsze podziwiałam Maite za odwagę. Był czas, kiedy poważnie myślała o jeździectwie, jednak w późniejszych czasach jej priorytety się zmieniły. Co nie oznacza, że odstawiła to całkowicie. To nadal było jej hobby. Często towarzyszyłam jej w wyprawach do stadniny, jednak wolałam się trzymać z dala od koni.
- Zastanawiasz się, czy nie zapisać się na lekcje? - rozbawiony głos Alvaro wyrwał mnie ze wspomnień. Szybko poprawiłam potargane włosy, po czym odwróciłam się z uśmiechem ... który został gwałtownie zamieniony na przerażoną minę.
- O Boże. - szepnęłam cofając się.
- Też zastanawiałem się nad tym imieniem, jednak Piorun bardziej do niego pasował. - wyszczerzony Odriozola pogładził po grzywie konia, który stał obok niego. Zszokowana wpatrywałam się w ogromne zwierze. Był piękny ... ale tak samo przerażający! A gdy prychnął ... aż podskoczyłam!
- To jest Twój przyjaciel? - wydukałam.
- Tak. To jest Piorun. - poklepał konia, który jakby zniecierpliwiony, zaczął dreptać w miejscu. - Jest jednym z naszych najlepszych koni wyścigowych. A po za tym, jest bardzo przyjazny i łagodny.
- Łagodny? Nazywa się Piorun, jest koniem wyścigowym i patrzy na mnie jakby chciał mnie ugryź ... kpisz ze mnie Odriozola!? - prawie pisnęłam z oburzenia.
- Nati, konie nie gryzą. - zaśmiał się, łapiąc za uprzęż. - Oczywiście, o ile nie robisz im krzywdy. Chodź za nami, musi sobie trochę pobiegać.
Poszłam ... ale z dwadzieścia metrów z tyłu! Niepewnie stanęłam przy zagrodzie, obserwując jak Piorun zaczyna biegać wokół wybiegu, a stojący w środku Alvaro, trzyma za lejce. Uśmiechał się szeroko i coś do niego mówił. To rzeczywiście wyglądało jak przyjaźń, ponieważ zwierze wydawało się go słuchać. Po prostu niesamowite. Poczułam dziwne, ale przyjemne uczucie ciepła, które spowodował ten widok. Aż uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy.
- Możesz usiąść na zagrodzie! - zawołał Alvaro, nie odrywając wzroku od Pioruna. Niepewnie wdrapałam się na drewniany płotek, wygodnie się usadawiając. Tymczasem koń się zatrzymał. Mój przyjaciel podszedł do niego i z czułością pogładził grzywę. Przez chwilę miałam wrażenie, że Piorun na prawdę chce go ugryźć, ale jedynie otarł się swoim pyskiem o policzek Alvaro. Ten się roześmiał, po czym go przytulił. Wzruszenie chwyciło mnie za gardło.
- Nie. - wydukałam, gdy stanął po chwili przede mną i wyciągnął ręce.
- On koniecznie chce Cię poznać. - zachęcał.
- Powiedział Ci to? - zaśmiałam się nerwowo. - Boję się.
- Nati, przecież nie ryzykowałbym gdybym nie miał tej pewności, że nic Ci nie zrobi. Zaufaj mi, nie pozwolę zrobić Ci krzywdy. - zapewnił. Niepewnie oderwałam się od zagrody, co wykorzystał, ponieważ chwycił mnie za biodra i postawił na padoku.
Przyczepiłam się jego ramienia, na co rozbawiony pociągnął mnie w stronę konia. Szłam wręcz na trzęsących się nogach, ale po chwili doszłam do wniosku, że zachowuje się idiotycznie. Alvaro miał rację. Nie ryzykowałby, gdyby to zwierze miało mnie ugryź!
- Co mam zrobić? - spytałam niepewnie, gdy stałam nie dalej jak pół metra od konia. Alvaro sięgnął do kieszeni, wyciągając z niej dwie kostki cukru. - Chyba żartujesz!
- Wiesz jak zdobyć serce dziecka? Trzeba mu kupić jakąś słodycz bądź zabawkę. Z końmi jest podobnie, chociaż im wystarczy kostka cukru. - wyjaśnił, jednak ja nadal nie byłam przekonana do tego pomysłu. - Wyciągnij dłoń, ale pamiętaj żeby trzymać ją płasko. Będzie miał łatwiej chwycić.
- Papa Floro wywali Cię na zbity pysk z klubu, gdy stracę choć jeden palec. - ostrzegłam, na co jedynie się zaśmiał. - Nie żartuję Odriozola.
- Zakochasz się w nim. - wyszeptał, kładąc dłonie na moich biodrach, po czym odwrócił w stronę konia. - Wyciągnij dłoń. - poinstruował. Raz kozie śmierć! Wyciągnęłam lekko trzęsącą się dłoń w stronę pyska zwierzęcia. Miałam wrażenie, że spojrzał mi prosto w oczy, swoimi ciemnymi i pięknymi ślepiami. Bo na prawdę był piękny!
Jak zahipnotyzowana spoglądałam jak nachyla się nad moją dłonią, po czym ostrożnie chwyta te dwie nieszczęsne kostki, łaskocząc moją skórę. Uśmiechnęłam się szeroko, ponieważ to uczucie było niesamowite. Jednak po chwili koń prychnął, a ja z piskiem odskoczyłam do tyłu, wprost na klatę Alvaro, który objął mnie rozbawiony dla poczucia bezpieczeństwa.
- Właśnie Ci podziękował. - wyszeptał, muskając swoim oddechem moje ucho. A ja zamarłam, czując jak moje serce przyspiesza, a w brzuchu zaczynają szaleć przysłowiowe motyle. Zdezorientowana uniosłam wzrok na jego twarz. Coś było zdecydowanie nie tak!
Nagle wydał mi się być obcy. Sprawiło to, że zaczęłam inaczej na niego reagować. Na jego dotyk, który zaczął w przyjemny sposób parzyć moją skórę. Na jego zapach, który w zmysłowy sposób zaczął drażnić mój nos. Mój oddech przyspieszył, a w podbrzuszu poczułam przyjemne ciepło.
- Nie ugryzł Cię ...
- Że co? - wydukałam zachrypniętym głosem.
- Mówię, że Cię nie ugryzł. - pacnął mnie w nos i puścił. Poczułam nagłe i niespodziewane rozczarowanie. - Masz ochotę na niego wsiąść?
- Myślę, że mam dość wrażeń na dzisiaj. - przeczesałam nerwowo włosy. - Może innym razem. - wzruszyłam ramionami. Alvaro posłał mi uśmiech, który znów wywołał te cholerne motyle! Chwycił Pioruna za uprzęż i wskazał, abym za nimi szła. Tym razem nie było to dwadzieścia metrów.
Szłam obok, obserwując go uważnie. Nie rozumiałam, co się dokładnie ze mną działo. To niemożliwe, aby w ciągu sekundy poczuć do kogoś coś więcej. Przecież byliśmy przyjaciółmi! Owszem, zawsze uważałam że jest przystojny, ale nie reagowałam na niego w taki sposób!
Weszliśmy do stajni, gdzie w dość obszernych boksach, znajdowały się inne konie. Obserwowałam je uważnie, idąc krok w krok za Alvaro i Piorunem. Z naprzeciwka zbliżał się do nas młody chłopak, z wiadrem wody w ręce.
- Witam szefie! - zawołał do mojego przyjaciela. Zdezorientowana spoglądała to na jednego, to znów na drugiego. - Przyszedłeś sprawdzić, czy dobrze zajmujemy się końmi?
- Przyszedłem odwiedzić mojego Championa. - pogładził Pioruna.
- Ma spore szanse na wygraną. Pędzi jak szalony. - przyznał. Stałam z boku nic z tego nie rozumiejąc. Szef? Jego Champion? Jego konie?
Mężczyźni wymienili ze sobą kilka zdań, dotyczących Pioruna, po czym Alvaro uprzejmie przedstawił mnie pracownikowi. Javier, bo tak miał na imię, najpierw wytarł swoją dłoń o koszulkę, a następnie z uśmiechem mi ją podał. Odwzajemniłam uprzejmie gest.
- Puste boksy wypełniliśmy sianem. Przynajmniej nie będą stały puste do wiosny, dopóki nie pojawią się nowe konie.
- Żeby nie przyszły wam głupie pomysły do głowy, jak mojemu bratu. - puścił mu oczko, na co Javier wybuchnął głośnym śmiechem. Ukłonił się i po chwili już go nie było.
- Czy ja o czymś nie wiem? - spytałam, spoglądając uważnie jak wprowadza Pioruna do boksu. - Czy to wszystko ... - rozejrzałam się wokół.
- To stadnina mojego ojca. - przytaknął. - Wychowałem się tu praktycznie, jak całe moje rodzeństwo. Dorastałem z końmi, więc wiem jak się nimi zajmować. Jednak miłość do piłki nożnej zwyciężyła. - uchyliłam zszokowana usta. Poczułam się urażona, że wcześniej mi o tym nie powiedział. - Chciałem żebyś najpierw zobaczyła to wszystko na własne oczy. - wyjaśnił, jakby czytając mi w myślach.
- Czyli wystawiacie konie do wyścigów? - spytałam.
- Najpierw je szkolimy, tak samo jak dżokejów. No ... nie my, tylko zatrudnieni trenerzy. - uśmiechnął się pod nosem, zamykając dokładnie boks. - A po za tym, prowadzimy szkółkę jeździectwa i udostępniamy konie do terapii.
- Wow. - szepnęłam.
- To wszystko zbudował mój dziadek. Ojciec przejął i zaraził nas pasją. Mój starszy brat Pablo zajmuje się z nim wszystkim. Jest świetnym jeźdźcem. Poznasz go wieczorem. - pociągnął mnie za sobą do wyjścia ze stajni.
- To o nim mówiłeś? - spytałam, na co zmarszczył zdezorientowany czoło. - Do Javiera. O głupich pomysłach. - śmiech Alvaro rozbrzmiał w całej stajni.
- Powiedzmy, że Pablo wykorzystywał boksy z sianem nie tylko dla koni. - powiedział, jednak nie bardzo rozumiałam do czego pije. - Ojciec go kiedyś nakrył z jedną z koleżanek. Spytał czy nie ma lepszego miejsca do takich rzeczy.
- Oh! - zakryłam usta dłonią, czując jak rumieńce wpływają na moje policzki.
- Zgłodniałaś? - spytał obejmując mnie ramieniem. - Zaprosiłbym Cię do najlepszej knajpki w San Sebastian, ale niestety, nie pachniemy za ładnie po wizycie u Pioruna. Musimy jechać do domu.

*

Podczas kolacji panowała napięta atmosfera z powodu obecności przyszywanej babci rodzeństwa Odriozola. Abril wyjaśniła mi, iż Doña Isabel była drugą żoną ich dziadka. Macochą matki. Od czasu do czasu wpadała do rodzinnego domu, który odziedziczyła na szczęście ich rodzicielka, aby narobić zamieszania. I krytykować wszystko wokół.
Czułam się o wiele pewniej, siedząc pomiędzy Alvaro i jego siostrą. Na przeciwko mnie, miejsce zajął rezolutny i wesoły chłopiec. Daniel początkowo był speszony moją obecnością, lecz potem dotarło do niego, że to mnie mnie powinien się w tej chwili obawiać.
Ojciec rodzeństwa okazał się być starszą wersją Alvaro. Zagadywał mnie z sympatycznym uśmiechem, bądź przerywał kolejne próby zepsucia wieczoru przez najstarszą w towarzystwie.
- Natalio, podobało Ci się w stadninie? - zagadnął.
- Bardzo. - posłałam mu uśmiech. - Ale to nie zmienia faktu, że nadal się boję koni. Chociaż Alvaro mi pokazał, że raczej nie ma czego. - spojrzałam na przyjaciela, który jedynie puścił mi oczko.
- Moi synowie mają ręce i serce do tych zwierząt. - zauważył, na co przytaknęłam.
- I nie przeszkadzał Ci ten smród? - Doña Isabel zerknęła na mnie krytycznym wzrokiem znad szklanki.
- Byłam zbyt zachwycona, aby taki szczegół mi przeszkadzał. - spojrzałam na nią z wyzwaniem. Przeżyłam kilka tygodni morderczych treningów w Rosji, więc taka matrona jak ona nie była mi straszna. - Może i wychowałam się w stolicy, ale nie jestem aż tak naiwna, aby sądzić, że takie miejsca pachną francuskimi perfumami. - dodałam, na co męska część towarzystwa stłumiła wybuch śmiechu.
Po kolacji, Abril zaproponowała, abyśmy obejrzeli jakiś film. Obrażona na cały świat Doña Isabel udała się na górę, tak samo jak zmęczeni rodzice. Usiadłam obok Alvaro na wygodnej i szerokiej kanapie, obserwując jak Pablo układa sobie poduszki na fotelu.
- Ja też chcę. - obok kanapy stanął smutny Daniel, patrząc na Alvaro z nadzieją w oczach. Zdezorientowana przerzucałam spojrzenie z jednego na drugiego. - Mama mi pozwoliła, o ile nie będziecie oglądać horroru ani filmu dla dorosłych.
- Daniel, nie będziemy znów oglądać drugiej części Iniemamocnych! - oburzyła się Abril. - Po za tym, nie mamy innych filmów, które moglibyśmy z Tobą obejrzeć. Wiesz doskonale, jakie są zasady.
- Młody, już najwyższa pora do spania. - dodał Pablo. Daniel spuścił głowę, co chwyciło mnie za serce. Uścisnęłam delikatnie dłoń Alvaro, dając mu niemą prośbę, o jakąkolwiek reakcję. Sama byłam najmłodsza z całego rodzeństwa i doskonale rozumiałam żal Daniela.
- Nati jest dzisiaj gościem i to ona wybiera film. - spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Sądzę, że Iniemamocni to bardzo dobry wybór. - oznajmiłam, na co Abril i Pablo odwrócili się do mnie zszokowani. Daniel uśmiechnął się szeroko i z radością wskoczył na miejsce pomiędzy mną, a Alvaro, które poklepał mój przyjaciel.
- Twoja dziewczyna jest super. - dodał przykrywając naszą trójkę kocem.
- Mały manipulant. - mruknął najstarszy z rodzeństwa, po czym odwrócił wzrok w stronę telewizora. Sama obserwowałam Abril, która załączyła film. Dopiero po chwili dotarł do mnie fakt, że Alvaro nie zaprzeczył słowom dziesięciolatka, a jedynie poczochrał go po włosach. Uśmiechnęłam się pod nosem, czując przyjemne ciepło, które ogarnęło moje serce.
Oglądając bajkę, co jakiś czas zerkałam kątem oka na Alvaro. Daniel ułożył głowę na jego brzuchu, przytulając się uroczo. Widać było, że obydwaj mieli ze sobą bardzo dobry kontakt. Tak jak ja z Leire.
Zresztą, dzięki temu wyjazdowi, mogłam zobaczyć inną twarz Alvaro. Był bardzo rodzinny, troskliwy, wrażliwy, opiekuńczy ... trudno było mi znaleźć jaki defekt na jego duszy. A ja ... zaczęłam na niego inaczej reagować, co jedynie zaczęło mnie przerażać. Nie chciałam znów sobie czegoś wmówić. Nie z nim w roli głównej. W jego przypadku kolejnego rozczarowania nie zniosłabym dobrze.
- Nasz kinomaniak odleciał. - szepnął, biorąc ostrożnie brata na ręce. Abril westchnęła z ulgą, zabierając się za przełączenie filmu. Horror.
- Nie będziesz się bać Nati? - Pablo odchylił głowę, puszczając mi oczko.
- Mój brat jest fanatykiem horrorów. - wzruszyłam ramionami. - Zahartował mnie odpowiednio, chociaż nie obiecuję, że nie będę wrzeszczeć. - zaśmiałam się, co odwzajemnił.
Kilka sekund później pojawił się Alvaro. Zajął miejsce Daniela, bardzo blisko mnie. Nagła fala gorąca opanowała moje ciało. Odchrząknęłam nerwowo, na co spojrzał na mnie pytająco. Posłałam niewinny uśmiech, zakopując się w kocu.
Horror wcale nie okazał się być straszny. Przynajmniej dla mnie. Emilio wręcz by powiedział, że kulminacyjne momenty wiały nudą. Szczerze mówiąc, nawet nie wiem w którym momencie odleciałam.

Przebudziłam się, czując ucisk na moim brzuchu. Zdezorientowana rozejrzałam się po ciemnym salonie. Blask księżyca padał wprost na kanapę, na której leżałam. Byłam okryta kocem, a raczej ... byliśmy. Alvaro spał z głową na moim brzuchu, obejmując mnie swoim ramieniem. Z uroczo uchylonymi ustami. Uśmiechnęłam się na ten widok, delikatnie przeczesując jego włosy. Zamruczał pod nosem i mocniej się we mnie wtulił. W tym momencie dotarła do mnie przerażająca prawda.

Zaczynałam zakochiwać się w swoim przyjacielu.

***

Jak weekend to weekend :)

*o*

4 komentarze:

  1. Doskonale rozumiem Natalię. Mimo że kocham zwierzaki, te duże i te małe, to koni się szczerze boje. Może nie jakoś strasznie, ale nie podchodzę do żadnego bliżej. Po prostu wydają się być takie jakieś… nieokrzesane. Po prostu nie mam pojęcia czego się po nich spodziewać.
    Ale ogólnie Alvaro zaimponował mi tym, że zdecydował się zabrać Nat w rodzinne strony. Może zrobił to z myślą o „przyjaciółce”, ale chyba podświadomie już traktował ją jako kogoś zdecydowanie ważniejszego.
    Rodzina Alvaro oczywiście ciepło przyjęła Nat. Zresztą nie przypuszczałabym, że będzie inaczej. Tylko ta babcia… jędza z niej i tyle. Mam nadzieję, że nie narobi nikomu problemów. Jeszcze tego tylko brakowało.
    Cała scena w stadninie była tak urocza, że normalnie się rozpływam. Alvaro jest niesamowity. To jak pokazywał rodzinny interes, jak oprowadzał Natalię po stadninie była niesamowicie słodkie. I moment, w którym przedstawił jej Pioruna… No po prostu cud, miód, tęcze i jednorożce.
    Do tego ich relacja, to w jaki sposób ze sobą rozmawiają, to jak naturalna więź między nimi panuje, jest genialnie. Po prostu czuje się tą chemię, ale nie jest ona taka wybuchowa, niespokojna, jak między Leirą i Saulem. Jest romantyczna niczym zachodzące słońce.
    I Nat to czuje. Choć na razie jakoś sceptycznie podchodzi do kwestii ewentualnego zakochania się we własnym przyjacielu, to już wie, że coś się dzieje, że Alvaro nie jest jej zupełnie obojętny.
    Ona mu zresztą też nie, o czym dobitnie świadczy krótka wymiana zdań z małym Danielem. Gdyby było odwrotnie, to starszy brat szybko wyprowadziłby młodego z błędu, a tak to pozwolił, by Daniel nazwał Natalię „dziewczyną” Alvaro.
    W ogóle Daniel jak chyba każde dziecko w Twoich opowiadaniach, totalnie rozwalił system. Mimo że jest już trochę straszny. I ogólnie szacun za opisywanie jego relacji ze starszym rodzeństwem. Ja zawsze się boje, że takie relacje wyjdą mi nienaturalnie.
    Na dzisiaj ode mnie to tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam ten rodział. 😊
    Zrobiło się w nim tak rodzinnie, miło i niekiedy romantycznie. Nawet sobowtór Cher... a nie przepraszam to babcia Alvaro. 😂 Nie mógł zepsuć tego weekendu.
    Pobyt w San Sebastián może okazać się przełomowy w kontekście dalszych relacji Nati z piłkarzem. W końcu uświadomiła sobie, że to nie jest dla niej tylko przyjaciel, jak to sobie cały czas wmawiała. Oczywiście na razie jest tym nowym uczuciem przerażona, ale mam nadzieję, że nie będzie się starała za wszelką cenę przed nim bronić. Tym bardziej, że Alvaro raczej też czuje do niej coś więcej.
    Zabrał ją w rodzinne strony, przedstawił rodzinie, a nawet zabrał w ukochane miejsce, jakim jest stadnina. Obydwoje mogą sobie zaprzeczać, ale to na pewno nie jest zwykła przyjaźń. Oni znaczą dla siebie dużo więcej...
    Nie dziwię się Nati, że była przerażona wizytą w stadninie. Ja tak samo, jak ona odczuwam ogromny lęk i niepewność, gdy tylko znajduję się w pobliżu konia. Choć to niewątpliwie bardzo piękne i mądre zwierzęta. Nigdy nie potrafiłam przełamać swoich obaw i respektu wobec nich.
    Cieszę się jednak, że Nati z pomocą Alvaro, choć w małym stopniu pokonała swój strach i zapoznała się z Piorunem. Kto wie, czy z mocą jego właściciela za jakiś czas się już w pełni do niego nie przekona.
    Wieczorne oglądanie filmów przez bohaterów przyniosło kolejne momenty, gdzie nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
    Daniel to strasznie uroczy chłopiec. Cieszę się także, że Nati zrobiła ukłon w jego stronę i wybrała film, który mógł razem z nimi obejrzeć. Naprawdę zyskała dzięki temu sporą sympatię chłopca.
    Za to koniec rozdziału był wprost przeuroczy. To jak Alvaro zasnął wtulony w Nati... Oni wprost idealnie do siebie pasują. I na pewno będą wspaniałą parą.
    Nie mogę się już doczekać nowości. 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja się zakochałam w tym rozdziale, o! I w pierwszym dniu ich wspólnego weekendu <3 Alvaro wpadł na cudny pomysł, żeby zaprosić Nati w swoje rodzinne strony :) Rozumiem jej początkowe obawy, jednak okazały się one zupełnie niepotrzebne ^^ Rodzina chłopaka bardzo ją polubiła, co mnie zresztą nie dziwi :) Tylko ta przyszywana babcia... Aż mnie dreszcz przeszedł! :D Babcie powinny być do rany przyłóż, a ta okazała się zupełnym przeciwieństwem... No, ale ponarzekała sobie na wszystko i wszystkich i poszła spać. I dobrze! :D
    Ich wyprawa do stadniny była skrajnie urocza <3 Nie dziwię się Nati, że początkowo szła ze dwadzieścia metrów za przyjacielem Alvaro haha ^^ Nie tak łatwo od razu pokonać strach do koni, ale za pomocą Odriozoli i tak zrobiła postęp! :D Strasznie mnie to rozczuliło ^^ A Alvaro opowiadający Nati o rodzinnym interesie, o stadninie... Widać i czuć, jak wielkie ma do tego serce :) I ten moment, w którym przedstawił jej swojego przyjaciela Pioruna... <3 Ach, wie jak zdobyć serce kobiety, oj wie haha :D
    Och, i mówisz, że brat Odriozoli poszalał w sianku? I został nakryty? Hahahaha :D A Alvarito jakie przestrogi daje hihi ^^ :D
    Alvaro nie zaprzeczył, gdy jego młodszy brat nazwał Nati jego dziewczyną... No bo po co, prawda? ^^ Fajnie, że wszyscy tak polubili Nati, zresztą moment, w którym oglądali filmy dobitnie o tym świadczy :)
    A moment, w którym Nati i Alvaro razem zasnęli... Aww! <3 I tak, do Nati dotarł fakt oczywisty, mianowicie taki, że zaczęła się zakochiwać... Jej reakcje na dotyk Alvaro, na jego bliskość mówią same za siebie ^^ Zresztą, ona też jemu obojętna nie jest! :D Bardzo jestem ciekawa drugiego dnia ich weekendu ^^
    <33

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurczę, nie potrafię inaczej opisać Alvaro jak "UROCZY" :D No serio! Nati ma przekichane, bo w nim nie da się chyba nie zakochać. ;p
    Pytanie - co Alvaro czuje do Nati ;)
    CZekam na next.
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń