- Podarował Ci piłkę z prezentacji? - Maite uchyliła jedną powiekę, spoglądając na mnie uważnie. Obecnie wylegiwałyśmy się w basenie, w moim rodzinnym ogrodzie. Tylko my, pełne lenistwo i relaks! No ... i babskie plotki.
Bardzo brakowało mi Maite. Byłyśmy przyjaciółkami, odkąd pamiętam. W tym samym wieku, tak samo postrzelone. Oraz najmłodsze z całego rodzeństwa! Nie dziwne, że raz dwa znalazłyśmy wspólny język.
Dorosłe życie rozdzieliło nasze drogi. Maite wyjechała na wymianę studencką do Włoch, ja skupiłam się na balecie oraz na warsztatach w Rosji. Robiłyśmy jednak wszystko, aby nie stracić kontaktu. Real Madryt nam w tym pomagał, bo obydwie, jako zagorzałe fanki, wręcz musiałyśmy co jakiś czas powdychać powietrze na Santiago Bernabeu. A wakacje? Obowiązkowo musiałyśmy spędzić kilka dni razem!
- Z całej mojej paplaniny, jedynie tyle zrozumiałaś? - mruknęłam. Najmłodsza Fernandez prychnęła, trącając stopą mojego dmuchanego flaminga, na którym obecnie dryfowałam. Zachwiałam się niebezpiecznie, ale utrzymałam na powierzchni.
- Wiesz doskonale, że te piłki są limitowane. Jest tylko parę takich sztuk. - zauważyła, na co jedynie wzruszyłam ramionami. - Są pamiątką dla szczęśliwych fanów, którzy je złapią podczas prezentacji.
- Do czego dążysz, Fernandez?
- Że musiał zachować tą jedną piłkę dla siebie ... ale mimo to, podarował ją Tobie.
- Oh, nie! - zakryłam usta dłonią. - To były piłkarskie oświadczyny? Powinnam się zgodzić? - Maite parsknęła śmiechem, co odwzajemniłam. - Przestań. Gdyby to była ostatnia taka piłka, to na pewno zostawiłby ją dla siebie.
- Albo to miało tak wyglądać. Chciał Ci może zaimponować.
- Niby po co? - prychnęłam.
- Żebyś rozłożyła przed nim nogi. - zaśmiała się.
- Maite! - kopnęłam mocno "jej flaminga", na co głośno pisnęła i chwyciła mnie za nogę, ciągnąc za sobą do wody. Głośny plus zapewne rozległ się po ogrodzie. Wypłynęłam na powierzchnie, plując wodą na lewo i prawo. - Oszalałaś?! - oburzyłam się, jednak miałam ochotę się śmiać z naszej głupoty.
- Sama zaczęłaś! - ochlapała mnie wodą.
- Bo gadasz głupoty! - podciągnęłam się i wyszłam z basenu. Chwyciłam ręcznik, leżący na leżaku. - On wcale taki nie jest!
- Skąd wiesz? - spytała, idąc w moje ślady.
- Bo ... - zacięłam się, szukając odpowiedniego argumentu. W sumie wcale nie znałam Odriozoli, ale też nie podejrzewałam go o takie rzeczy! - Bo to typ grzecznego i ułożonego chłopca. Jest zabawny, ale to wcale nie Casanova. Nie wygląda na takiego!
- Czyli to nie on wysłał Ci kwiaty? - upiła łyk lemoniady, którą wspaniałomyślnie przyniosła nam Dolores.
- Nie sądzę. - mruknęłam. - Prezent w postaci piłki bardziej do niego pasuje. Zresztą, to ja zwróciłam na niego uwagę w teatrze, nie odwrotnie. Patrzył na siostrę, a ja sobie coś ubzdurałam. Tak jak wtedy z Isco. - wywróciłam zażenowana oczami, przypominając sobie chwile, gdy sądziłam iż Andaluzyjczyk jest we mnie śmiertelnie zakochany.
- A czy to ma znaczenie? Teraz się poznaliście, a on Cię polubił. - uśmiechnęła szeroko. - Nati, cały czas o nim myślałaś, musiał Ci się spodobać.
- Wtedy tak sądziłam. - mruknęłam.
- Co się nagle zmieniło? - spytała. Ja jedynie wzruszyłam ramionami, bawiąc się szklanką w moich dłoniach. - Zaraz ... poszedł w odstawkę bo to nie on jest "ofiarą"? Nati, czyś Ty oszalała?! Nawet nie wiesz kim jest ten typ!
- Ostatnim razem obiecałam Leire, że to facet będzie o mnie zabiegał, nie odwrotnie. Więc gdy dostałam te kwiaty ... byłam wręcz pewna, że są od Alvaro. - zagryzłam wargę, spoglądając na swoje stopy. - Sądziłam, że nareszcie ktoś zwrócił na mnie uwagę i że jest to ktoś, kto wzbudza we mnie dziwne, ale przyjemne emocje.
- Alvaro również zwrócił na Ciebie uwagę.
- Był po prostu miły. - wywróciłam oczami. - Przecież tak samo uprzejmie rozmawiał chociażby z Leire czy Marią.
- Podarował Ci piłkę. - zauważyła. - Może to nie były kwiaty, ale ...
- Podarował, bo poprosiłam go o autograf. - przerwałam jej. - Na pewno pomyślał, że sprawi mi to przyjemność, gdy podpisze się na piłce, z dnia własnej prezentacji.
- Porównujesz go do tego nieznajomego typa i za wszelką cenę chcesz udowodnić, że jest Ci obojętny. - mruknęła. - Tylko wiesz, jaka jest różnica? Ten facet, który wysłał Ci kwiaty, może być każdym. Starym zgredem, zboczeńcem, psychopatą ... - zaczęła wyliczać.
- Dlaczego od razu masz pesymistyczne myśli! - oburzyłam się.
- Bo nie chcę, żebyś popełniła błąd. Leire nie to miała na myśli, dając Ci cenną radę. Po prostu bądź ostrożna.
- Przecież jestem. - jęknęłam. - W ogóle, o co my się spieramy? Przecież on nie zaprosił mnie na randkę! Raptem wymieniliśmy kilka zdań. A kwiaty dostałam raz. - zaznaczyłam, chociaż poczułam ukucie zawodu w sercu. - Może ten typ, jak go nazwałaś, już dawno o mnie zapomniał.
- Racja. - westchnęła. - Ale idziemy za tydzień na mecz?
- Oczywiście! Potem muszę wracać do Rosji, więc muszę na własne oczy zobaczyć ten nowy Real Madryt!
*
- Jak to nie idziesz na mecz?! - z wrażenia usiadłam na łóżku.
- Normalnie Nati. Nie czuję się najlepiej.
- Ostatnio cały czas mnie zbywasz! - oburzyłam się. Wiem, że zachowywałam się w tym momencie jak egoistyczna mała dziewczynka, ale było mi przykro, że Leire nie miała dla mnie ani chwili czasu. - Co się dzieje? - jęknęłam. - Coś Ci poważnego dolega?
- Jestem wykończona, ponieważ dużo pracy zwaliło się na mnie w ostatnim czasie. Praktycznie nie śpię nocami, wystarczy że Saul mi suszy o to głowę. - tłumaczyłam, jednak coś w jej głosie zaczęło mnie niepokoić.
- Lecisz do Estonii? - spytałam niepewnie, jednak szybko zaprzeczyła. - Saul wie? - szczerze mówiąc, sama byłam ciekawa relacji Saula i Leire podczas pojedynków Realu Madryt z Atletico. Nie, żebym uważała ich za fanatyków, jednak to mogłoby być bardzo interesujące.
- Oczywiście, że tak. - westchnęła. - Mówiłam Ci, że suszy mi głowę. Chce żebym odpoczęła.
- Fakt. - mruknęłam pod nosem. Skoro źle się czuła, powinna nigdzie nie wyjeżdżać tylko w spokoju dojść do siebie. - Chciałam spędzić z Tobą trochę czasu, wyjeżdżam we wtorek.
- W niedzielę będę cała Twoja. - obiecała, na co uśmiechnęłam się pod nosem. - Saul, z samego rana, rozpoczyna zgrupowanie, więc mama wręcz nakazała mi się stawić na obiedzie.
- Więc wyjdziemy gdzieś razem! O wiem! Mam pomysł! - pisnęłam z radości, podnosząc się z łóżka. - Ty, ja, mama i Raquel! Zrobimy sobie babski dzień i ...
- Porozmawiamy o tym później ... muszę kończyć. - rozłączyła się, zostawiając mnie w kompletnym szoku. Leire nigdy wcześniej tak mnie nie potraktowała.
Zeszłam na dół, do jadalni, gdzie urzędowali moi rodzice z Raquel. Obecność tej ostatniej była sporą niespodzianką w ostatnim czasie. Stwierdziła, że stęskniła się za nami, ale doskonale wiedziałam, że to bujda.
- Już wstałaś, kochanie? - mama posłała mi uśmiech. Spojrzałam na każdego z nich podejrzanie, ponieważ ich ożywiona dyskusja umilkła wraz z moim przybyciem.
- Tak. - usiadłam obok niej. - Coś się dzieje?
- A co ma się dziać? - tatko spojrzał na mnie łagodnie, z nad sportowej gazety. Luka Modric wraz z informacją o podwyżce, uśmiechał się do mnie z okładki. - Będziesz dziś na meczu, prawda?
- Wybieram się razem z Maite. - wzruszyłam ramionami, po czym chwyciłam dzbanek z sokiem. - Myślałam, że Leire będzie nam towarzyszyć, ale odmówiła.
- Zakochasz się, to ją zrozumiesz. - rzuciła rozbawiona Raquel.
- Saul też ma dzisiaj mecz, jakbyś o tym nie wiedziała. - prychnęłam. Siostra podniosła zdezorientowany wzrok znad jajecznicy. - Więc wątpię, że się wybiera na stadion Atletico.
- Jak to ma mecz ... nie będzie go w domu? - Raquel spojrzała na ojca, który jedynie odchrząknął. Spoglądałam to na jedno, to znów na drugie, będąc pewną, że czegoś mi nie mówią. I że to coś, ma związek z Saulem i Leire.
- Chyba nie chcesz poderwać siostrze chłopaka? - uniosłam brew, na co Raquel wywróciła oczami. - Coś przede mną ukrywacie!
- Nic nie ukrywamy. - mama pogładziła moją dłoń. - Po prostu dajmy Leire i Saulowi nacieszyć się sobą. Doskonale wiesz, jacy są niektórzy ludzie, tym się właśnie martwimy.
Udobruchana, ale jedynie w maleńkim stopniu, zabrałam się za śniadanie. Czy oni nie rozumieją, że znam ich jak mało kogo? I doskonale wiem, kiedy coś kręcą?
*
Zamyślona mieszałam kolorową słomką w szklance pełnej soku pomarańczowego. Strefa VIP na stadionie była kompletnie pusta, ponieważ wszyscy z ekscytacją spoglądali na to, co się działo na boisku. Ja straciłam humor oraz zainteresowanie tym meczem już przed południem. Gdyby nie Maite, leżałabym prawdopodobnie pod kocem w tym momencie.
Kątem oka zerknęłam na telewizor, wiszący nad barem, przy którym aktualnie się znajdowałam. Wynik bez zmian. Real Madryt prowadził jedną bramką.
- Coś jeszcze podać? - uśmiechnięta dziewczyna, w uniformie z herbem Realu Madryt, spoglądała na mnie uprzejmie. Zerknęłam na moją szklankę, pełną nietkniętego jeszcze soku.
- Nie dziękuję. - wymusiłam uprzejmy uśmiech, po czym odprowadziłam ją wzrokiem na zaplecze.
- Sok pomarańczowy nie jest odpowiedni na upijanie smutków. - usłyszałam za sobą rozbawiony i znajomy głos. Sekundę później, na krześle obok mnie, usiadł nowy nabytek Realu Madryt.
- Masz w tym doświadczenie, Odriozola? - mruknęłam, spoglądając na niego. Znów w białej koszuli. Jeszcze nigdy nie widziałam go w zwykłym podkoszulku.
- Aż tak zabolała Cię moja dzisiejsza abstynencja w meczu? - uniósł zabawnie brwi, chcąc mnie zapewne rozbawić.
- Kontuzja mięśniowa, to nie koniec świata. - upiłam łyk soku, po czym znów wróciłam do zabawy ze słomką.
- Coś się stało? - spytał łagodnie.
- Wszyscy mają mnie w dupie. - wzruszyłam ramionami. - Myślą, że jestem głupią smarkulą, która nie widzi tego, co się wokół dzieje. Ukrywają coś przede mną. - westchnęłam. - Na rękę im wszystkim, że we wtorek wyjeżdżam.
- Nie wiem o kim mówisz, ale może chcą Cię przed czymś ochronić?
- Już nie jestem dzieckiem. - prychnęłam. - Na prawdę wolałabym przeżywać Twoją kontuzję. Przynajmniej przycisnęłabym Cię i powiedziałbyś mi wszystkie szczegóły. - wzruszyłam ramionami.
- Przycisnęłabyś mnie? - parsknął, chwytając moją szklankę i upijając spory łyk. Posłałam mu oburzone spojrzenie.
- Co tu właściwie robisz?
- Wyjście do łazienki jest bezpieczniejsze, gdy robisz to w trakcie trwania meczu. Inaczej nie doniósłbym, bo ludzie zaczęliby mnie zaczepiać i prosić o zdjęcia. Nie potrafię odmówić. - uśmiechnął się uroczo.
- A jeśli o to chodzi ... dziękuję za piłkę.
- To tylko piłka.
- Limitowana. - zaznaczyłam. - Wiesz, ile jest teraz warta? - poruszałam charakterystycznie brwiami, na co jedynie rozłożył ręce. - Są ludzie, którzy zapłaciliby za nią ogromną sumę.
- A jaka jest Twoja cena? - spytał, znów chwytając za szklankę. Tym razem zdążyłam trzepnąć go po rękach na co zrobił niezadowoloną minę. Jakby nie mógł sobie zamówić własnego soku!
- Moja cena? - zamyśliłam się. - Hmm ... wydaje mi się, że dla mnie jest bezcenna. Szczególnie z tą dedykacją. - zaśmiałam się, co odwzajemnił. Po chwili jednak spojrzał na pomarańczową ciecz na dnie mojej szklanki. Wywróciłam oczami, podsuwając mu ją bliżej.
- Muszę uciekać. Mój agent pomyśli, że się zgubiłem. - wstał, po wypiciu resztek soku. Poczułam lekkie rozczarowanie, ponieważ jego towarzystwo o dziwo poprawiło mi humor.
- Gdy wrócę ... mam nadzieję, że zaczniesz grać. - rzuciłam.
- Bo chcesz zdjęcie? - zatrzymał się, unosząc brew ku górze.
- Oczywiście! Więc koniecznie musisz być spocony.
- Choćbym miał zaszantażować tym Julena. - puścił mi oczko. - Miło było znów Cię zobaczyć, Nati. - ukłonił się teatralnie, co przyjęłam wybuchem śmiechu. - Do ... kiedyś?
- Prędzej czy później i tak na siebie wpadniemy. - zauważyłam.
- Więc będę czekać!
Odprowadziłam go uważnie wzrokiem. Leire miała rację, Alvaro był sympatyczny. I pozytywnie zakręcony. Rozmawiałam z nim z taką swobodą, jakbyśmy znali się całe życie. Poczułam do niego dziwną cząstkę zaufania, jaką obdarowuje się przyjaciół. Kto wie, może przyjdzie nam się zaprzyjaźnić.
***
To opowiadanie, na chwilę obecną będzie wolniej pisane, ponieważ Nati wróci dopiero we wrześniu z warsztatów ... i akcja nabierze tempa :) Muszę mieć jakieś "podstawy" związane z występami Alvaro ... choć jak zauważyłyście, w tym momencie jest kontuzjowany.
Przypominam zainteresowanym o prologu mojej nowej historii : seguro-que-volvera :)
Bardzo brakowało mi Maite. Byłyśmy przyjaciółkami, odkąd pamiętam. W tym samym wieku, tak samo postrzelone. Oraz najmłodsze z całego rodzeństwa! Nie dziwne, że raz dwa znalazłyśmy wspólny język.
Dorosłe życie rozdzieliło nasze drogi. Maite wyjechała na wymianę studencką do Włoch, ja skupiłam się na balecie oraz na warsztatach w Rosji. Robiłyśmy jednak wszystko, aby nie stracić kontaktu. Real Madryt nam w tym pomagał, bo obydwie, jako zagorzałe fanki, wręcz musiałyśmy co jakiś czas powdychać powietrze na Santiago Bernabeu. A wakacje? Obowiązkowo musiałyśmy spędzić kilka dni razem!
- Z całej mojej paplaniny, jedynie tyle zrozumiałaś? - mruknęłam. Najmłodsza Fernandez prychnęła, trącając stopą mojego dmuchanego flaminga, na którym obecnie dryfowałam. Zachwiałam się niebezpiecznie, ale utrzymałam na powierzchni.
- Wiesz doskonale, że te piłki są limitowane. Jest tylko parę takich sztuk. - zauważyła, na co jedynie wzruszyłam ramionami. - Są pamiątką dla szczęśliwych fanów, którzy je złapią podczas prezentacji.
- Do czego dążysz, Fernandez?
- Że musiał zachować tą jedną piłkę dla siebie ... ale mimo to, podarował ją Tobie.
- Oh, nie! - zakryłam usta dłonią. - To były piłkarskie oświadczyny? Powinnam się zgodzić? - Maite parsknęła śmiechem, co odwzajemniłam. - Przestań. Gdyby to była ostatnia taka piłka, to na pewno zostawiłby ją dla siebie.
- Albo to miało tak wyglądać. Chciał Ci może zaimponować.
- Niby po co? - prychnęłam.
- Żebyś rozłożyła przed nim nogi. - zaśmiała się.
- Maite! - kopnęłam mocno "jej flaminga", na co głośno pisnęła i chwyciła mnie za nogę, ciągnąc za sobą do wody. Głośny plus zapewne rozległ się po ogrodzie. Wypłynęłam na powierzchnie, plując wodą na lewo i prawo. - Oszalałaś?! - oburzyłam się, jednak miałam ochotę się śmiać z naszej głupoty.
- Sama zaczęłaś! - ochlapała mnie wodą.
- Bo gadasz głupoty! - podciągnęłam się i wyszłam z basenu. Chwyciłam ręcznik, leżący na leżaku. - On wcale taki nie jest!
- Skąd wiesz? - spytała, idąc w moje ślady.
- Bo ... - zacięłam się, szukając odpowiedniego argumentu. W sumie wcale nie znałam Odriozoli, ale też nie podejrzewałam go o takie rzeczy! - Bo to typ grzecznego i ułożonego chłopca. Jest zabawny, ale to wcale nie Casanova. Nie wygląda na takiego!
- Czyli to nie on wysłał Ci kwiaty? - upiła łyk lemoniady, którą wspaniałomyślnie przyniosła nam Dolores.
- Nie sądzę. - mruknęłam. - Prezent w postaci piłki bardziej do niego pasuje. Zresztą, to ja zwróciłam na niego uwagę w teatrze, nie odwrotnie. Patrzył na siostrę, a ja sobie coś ubzdurałam. Tak jak wtedy z Isco. - wywróciłam zażenowana oczami, przypominając sobie chwile, gdy sądziłam iż Andaluzyjczyk jest we mnie śmiertelnie zakochany.
- A czy to ma znaczenie? Teraz się poznaliście, a on Cię polubił. - uśmiechnęła szeroko. - Nati, cały czas o nim myślałaś, musiał Ci się spodobać.
- Wtedy tak sądziłam. - mruknęłam.
- Co się nagle zmieniło? - spytała. Ja jedynie wzruszyłam ramionami, bawiąc się szklanką w moich dłoniach. - Zaraz ... poszedł w odstawkę bo to nie on jest "ofiarą"? Nati, czyś Ty oszalała?! Nawet nie wiesz kim jest ten typ!
- Ostatnim razem obiecałam Leire, że to facet będzie o mnie zabiegał, nie odwrotnie. Więc gdy dostałam te kwiaty ... byłam wręcz pewna, że są od Alvaro. - zagryzłam wargę, spoglądając na swoje stopy. - Sądziłam, że nareszcie ktoś zwrócił na mnie uwagę i że jest to ktoś, kto wzbudza we mnie dziwne, ale przyjemne emocje.
- Alvaro również zwrócił na Ciebie uwagę.
- Był po prostu miły. - wywróciłam oczami. - Przecież tak samo uprzejmie rozmawiał chociażby z Leire czy Marią.
- Podarował Ci piłkę. - zauważyła. - Może to nie były kwiaty, ale ...
- Podarował, bo poprosiłam go o autograf. - przerwałam jej. - Na pewno pomyślał, że sprawi mi to przyjemność, gdy podpisze się na piłce, z dnia własnej prezentacji.
- Porównujesz go do tego nieznajomego typa i za wszelką cenę chcesz udowodnić, że jest Ci obojętny. - mruknęła. - Tylko wiesz, jaka jest różnica? Ten facet, który wysłał Ci kwiaty, może być każdym. Starym zgredem, zboczeńcem, psychopatą ... - zaczęła wyliczać.
- Dlaczego od razu masz pesymistyczne myśli! - oburzyłam się.
- Bo nie chcę, żebyś popełniła błąd. Leire nie to miała na myśli, dając Ci cenną radę. Po prostu bądź ostrożna.
- Przecież jestem. - jęknęłam. - W ogóle, o co my się spieramy? Przecież on nie zaprosił mnie na randkę! Raptem wymieniliśmy kilka zdań. A kwiaty dostałam raz. - zaznaczyłam, chociaż poczułam ukucie zawodu w sercu. - Może ten typ, jak go nazwałaś, już dawno o mnie zapomniał.
- Racja. - westchnęła. - Ale idziemy za tydzień na mecz?
- Oczywiście! Potem muszę wracać do Rosji, więc muszę na własne oczy zobaczyć ten nowy Real Madryt!
*
- Jak to nie idziesz na mecz?! - z wrażenia usiadłam na łóżku.
- Normalnie Nati. Nie czuję się najlepiej.
- Ostatnio cały czas mnie zbywasz! - oburzyłam się. Wiem, że zachowywałam się w tym momencie jak egoistyczna mała dziewczynka, ale było mi przykro, że Leire nie miała dla mnie ani chwili czasu. - Co się dzieje? - jęknęłam. - Coś Ci poważnego dolega?
- Jestem wykończona, ponieważ dużo pracy zwaliło się na mnie w ostatnim czasie. Praktycznie nie śpię nocami, wystarczy że Saul mi suszy o to głowę. - tłumaczyłam, jednak coś w jej głosie zaczęło mnie niepokoić.
- Lecisz do Estonii? - spytałam niepewnie, jednak szybko zaprzeczyła. - Saul wie? - szczerze mówiąc, sama byłam ciekawa relacji Saula i Leire podczas pojedynków Realu Madryt z Atletico. Nie, żebym uważała ich za fanatyków, jednak to mogłoby być bardzo interesujące.
- Oczywiście, że tak. - westchnęła. - Mówiłam Ci, że suszy mi głowę. Chce żebym odpoczęła.
- Fakt. - mruknęłam pod nosem. Skoro źle się czuła, powinna nigdzie nie wyjeżdżać tylko w spokoju dojść do siebie. - Chciałam spędzić z Tobą trochę czasu, wyjeżdżam we wtorek.
- W niedzielę będę cała Twoja. - obiecała, na co uśmiechnęłam się pod nosem. - Saul, z samego rana, rozpoczyna zgrupowanie, więc mama wręcz nakazała mi się stawić na obiedzie.
- Więc wyjdziemy gdzieś razem! O wiem! Mam pomysł! - pisnęłam z radości, podnosząc się z łóżka. - Ty, ja, mama i Raquel! Zrobimy sobie babski dzień i ...
- Porozmawiamy o tym później ... muszę kończyć. - rozłączyła się, zostawiając mnie w kompletnym szoku. Leire nigdy wcześniej tak mnie nie potraktowała.
Zeszłam na dół, do jadalni, gdzie urzędowali moi rodzice z Raquel. Obecność tej ostatniej była sporą niespodzianką w ostatnim czasie. Stwierdziła, że stęskniła się za nami, ale doskonale wiedziałam, że to bujda.
- Już wstałaś, kochanie? - mama posłała mi uśmiech. Spojrzałam na każdego z nich podejrzanie, ponieważ ich ożywiona dyskusja umilkła wraz z moim przybyciem.
- Tak. - usiadłam obok niej. - Coś się dzieje?
- A co ma się dziać? - tatko spojrzał na mnie łagodnie, z nad sportowej gazety. Luka Modric wraz z informacją o podwyżce, uśmiechał się do mnie z okładki. - Będziesz dziś na meczu, prawda?
- Wybieram się razem z Maite. - wzruszyłam ramionami, po czym chwyciłam dzbanek z sokiem. - Myślałam, że Leire będzie nam towarzyszyć, ale odmówiła.
- Zakochasz się, to ją zrozumiesz. - rzuciła rozbawiona Raquel.
- Saul też ma dzisiaj mecz, jakbyś o tym nie wiedziała. - prychnęłam. Siostra podniosła zdezorientowany wzrok znad jajecznicy. - Więc wątpię, że się wybiera na stadion Atletico.
- Jak to ma mecz ... nie będzie go w domu? - Raquel spojrzała na ojca, który jedynie odchrząknął. Spoglądałam to na jedno, to znów na drugie, będąc pewną, że czegoś mi nie mówią. I że to coś, ma związek z Saulem i Leire.
- Chyba nie chcesz poderwać siostrze chłopaka? - uniosłam brew, na co Raquel wywróciła oczami. - Coś przede mną ukrywacie!
- Nic nie ukrywamy. - mama pogładziła moją dłoń. - Po prostu dajmy Leire i Saulowi nacieszyć się sobą. Doskonale wiesz, jacy są niektórzy ludzie, tym się właśnie martwimy.
Udobruchana, ale jedynie w maleńkim stopniu, zabrałam się za śniadanie. Czy oni nie rozumieją, że znam ich jak mało kogo? I doskonale wiem, kiedy coś kręcą?
*
Zamyślona mieszałam kolorową słomką w szklance pełnej soku pomarańczowego. Strefa VIP na stadionie była kompletnie pusta, ponieważ wszyscy z ekscytacją spoglądali na to, co się działo na boisku. Ja straciłam humor oraz zainteresowanie tym meczem już przed południem. Gdyby nie Maite, leżałabym prawdopodobnie pod kocem w tym momencie.
Kątem oka zerknęłam na telewizor, wiszący nad barem, przy którym aktualnie się znajdowałam. Wynik bez zmian. Real Madryt prowadził jedną bramką.
- Coś jeszcze podać? - uśmiechnięta dziewczyna, w uniformie z herbem Realu Madryt, spoglądała na mnie uprzejmie. Zerknęłam na moją szklankę, pełną nietkniętego jeszcze soku.
- Nie dziękuję. - wymusiłam uprzejmy uśmiech, po czym odprowadziłam ją wzrokiem na zaplecze.
- Sok pomarańczowy nie jest odpowiedni na upijanie smutków. - usłyszałam za sobą rozbawiony i znajomy głos. Sekundę później, na krześle obok mnie, usiadł nowy nabytek Realu Madryt.
- Masz w tym doświadczenie, Odriozola? - mruknęłam, spoglądając na niego. Znów w białej koszuli. Jeszcze nigdy nie widziałam go w zwykłym podkoszulku.
- Aż tak zabolała Cię moja dzisiejsza abstynencja w meczu? - uniósł zabawnie brwi, chcąc mnie zapewne rozbawić.
- Kontuzja mięśniowa, to nie koniec świata. - upiłam łyk soku, po czym znów wróciłam do zabawy ze słomką.
- Coś się stało? - spytał łagodnie.
- Wszyscy mają mnie w dupie. - wzruszyłam ramionami. - Myślą, że jestem głupią smarkulą, która nie widzi tego, co się wokół dzieje. Ukrywają coś przede mną. - westchnęłam. - Na rękę im wszystkim, że we wtorek wyjeżdżam.
- Nie wiem o kim mówisz, ale może chcą Cię przed czymś ochronić?
- Już nie jestem dzieckiem. - prychnęłam. - Na prawdę wolałabym przeżywać Twoją kontuzję. Przynajmniej przycisnęłabym Cię i powiedziałbyś mi wszystkie szczegóły. - wzruszyłam ramionami.
- Przycisnęłabyś mnie? - parsknął, chwytając moją szklankę i upijając spory łyk. Posłałam mu oburzone spojrzenie.
- Co tu właściwie robisz?
- Wyjście do łazienki jest bezpieczniejsze, gdy robisz to w trakcie trwania meczu. Inaczej nie doniósłbym, bo ludzie zaczęliby mnie zaczepiać i prosić o zdjęcia. Nie potrafię odmówić. - uśmiechnął się uroczo.
- A jeśli o to chodzi ... dziękuję za piłkę.
- To tylko piłka.
- Limitowana. - zaznaczyłam. - Wiesz, ile jest teraz warta? - poruszałam charakterystycznie brwiami, na co jedynie rozłożył ręce. - Są ludzie, którzy zapłaciliby za nią ogromną sumę.
- A jaka jest Twoja cena? - spytał, znów chwytając za szklankę. Tym razem zdążyłam trzepnąć go po rękach na co zrobił niezadowoloną minę. Jakby nie mógł sobie zamówić własnego soku!
- Moja cena? - zamyśliłam się. - Hmm ... wydaje mi się, że dla mnie jest bezcenna. Szczególnie z tą dedykacją. - zaśmiałam się, co odwzajemnił. Po chwili jednak spojrzał na pomarańczową ciecz na dnie mojej szklanki. Wywróciłam oczami, podsuwając mu ją bliżej.
- Muszę uciekać. Mój agent pomyśli, że się zgubiłem. - wstał, po wypiciu resztek soku. Poczułam lekkie rozczarowanie, ponieważ jego towarzystwo o dziwo poprawiło mi humor.
- Gdy wrócę ... mam nadzieję, że zaczniesz grać. - rzuciłam.
- Bo chcesz zdjęcie? - zatrzymał się, unosząc brew ku górze.
- Oczywiście! Więc koniecznie musisz być spocony.
- Choćbym miał zaszantażować tym Julena. - puścił mi oczko. - Miło było znów Cię zobaczyć, Nati. - ukłonił się teatralnie, co przyjęłam wybuchem śmiechu. - Do ... kiedyś?
- Prędzej czy później i tak na siebie wpadniemy. - zauważyłam.
- Więc będę czekać!
Odprowadziłam go uważnie wzrokiem. Leire miała rację, Alvaro był sympatyczny. I pozytywnie zakręcony. Rozmawiałam z nim z taką swobodą, jakbyśmy znali się całe życie. Poczułam do niego dziwną cząstkę zaufania, jaką obdarowuje się przyjaciół. Kto wie, może przyjdzie nam się zaprzyjaźnić.
***
To opowiadanie, na chwilę obecną będzie wolniej pisane, ponieważ Nati wróci dopiero we wrześniu z warsztatów ... i akcja nabierze tempa :) Muszę mieć jakieś "podstawy" związane z występami Alvaro ... choć jak zauważyłyście, w tym momencie jest kontuzjowany.
Przypominam zainteresowanym o prologu mojej nowej historii : seguro-que-volvera :)
(Moje dwie "inspiracje" do pisania :P)
Zacznę od Maite, ponieważ do tej pory nie było okazji jej jeszcze nigdzie poznać.
OdpowiedzUsuńDziewczyna wydaje się być, nie mniej zakręcona niż główna bohaterka, co niewątpliwie sprawia, że stanowią udany duet. Który da tutaj, jeszcze nie raz czadu.
Maite jest świetną przyjaciółką dla Nati. Gotowa zawsze wysłuchać, udzielić dobrej rady, czy zwyczajnie porozmawiać o wszystkim i o niczym. Mimo że nie mają za dużo możliwości na spędzanie razem czasu. Potrafią podtrzymać swoją przyjaźń i nie zatracić ze sobą dobrych kontaktów. Co na pewno dobrze o nich świadczy.
Nati, wciąż rozmyśla o tajemniczym adoratorze, który podarował jej kwiaty... Odrzucając możliwość nawiązania bliższych relacji z Alvaro. Który wydawałby się dużo bezpieczniejszą opcją. Zwłaszcza, że Natalia zaczyna łapać z nim, coraz lepszy kontakt. Strasznie lubię ich rozmowy. Są takie lekkie, swobodne, jakby znali się od dawna. Ta realcja zaczyna naprawdę interesująco wyglądać.
W dodatki w końcu tak, jak stwierdziła Maite. Nadawcą kwiatów mógł być dosłownie każdy. Dlatego, coraz bardziej czekam na rozwiązanie tej zagadki. I lepiej, jak na razie Nati zachowa dystans do tej sprawy. Aby przypadkiem sytuacja z Leire się nie powtórzyła. O której Nati, nadal nie ma pojęcia. Przez co, czuje się sfrustrowana. Rodzina chce ją chronić i nie martwić przed wyjazdem do Rosji, ale wprowadzają tym samym napięcie do ich relacji. Oby to wszystko, jak najszybciej się rozwiązało i wszystko wróciło do normy. 😊
Nati i Maite! :D Uwielbiam ten duet haha :D Ale, co się dziwić... Ten sam wiek, obydwie najmłodsze spośród całego rodzeństwa, to się nie mogło skończyć inaczej :D
OdpowiedzUsuńI mimo tego, że Maite wybrała Włochy, a Nati za kilka dni wróci do Rosji to zawsze znajdą czas, żeby się spotkać i poplotkować :) :D Obydwie są postrzelone i rozumieją się, jak mało kto. Mogą bez problemu porozmawiać na wszystkie tematy, śmiać się ze wszystkiego i analizować dogłębnie wszystkie sytuacje :D Taka przyjaźń to coś wspaniałego! :)
Nati ciągle rozmyśla o tajemniczym nieznajomym, od którego dostała kwiaty, a niezawodna Maite próbuje ją jakoś wkręcić w Alvaro ^^ Bo naprawdę ten motyw z daniem jej limitowanej piłki był uroczy! <3
I fakt, tajemniczy pan od kwiatów może okazać się kimkolwiek, a Alvaro to jednak Alvaro, prawda... Hihi ^^ :D
Och, mam nadzieję, że Nati nie pogniewa się na Leire za to, że tak niespodziewanie się rozłączyła. Gdyby tylko wiedziała... A tak to nie ma pojęcia, o co chodzi i się zadręcza. A głupia nie jest i doskonale wyczuła, że coś się dzieje. W końcu zna swoją rodzinę, jak mało kto, więc od razu rzuciło się jej w oczy ich podejrzane zachowanie. Oby wszystko się czym prędzej wyjaśniło i wszystko wróciło do normy :)
Och, i kolejne spotkanie Nati i Alvaro <3 Czy ja już wspominałam, że uwielbiam te ich spotkania i rozmowy? Pewnie tak, ale nie zaszkodzi powiedzieć jeszcze raz haha :D
Ich rozmowy czyta się bardzo przyjemnie i uśmiech sam ciśnie się na usta ^^ I jeszcze bezczelnie popijał jej sok, no jak tak można haha?
I mówisz, że kolejny raz w białej koszuli? Ach, lubię to, faceci w koszulach są fajni :D
I Alvaro będzie czekał na to kolejne spotkanie <3 Niech się przyzna, sam też pragnie tego zdjęcia z Nati i tego przytulasa! Już ja swoje wiem haha :D
Nati chce się zaprzyjaźniać? No dobrze, dobrze... ^^
<333
Ja tam uważam, że rodzina robi dobrze ukrywając to wszystko przed młodą. Nati tylko by się zamartwiała, chciałaby zrezygnować z wyjazdu no i jeszcze pewnie wpadlaby na jakiś głupi pomysł działania w tej sprawie na własną rękę. Także plus dla rodziny, chociaż żal mi Nati 🙂
OdpowiedzUsuńMaite jest prze zabawna. Już ja polubiłam! Idealnie pasuje do Nati, takie dwie swiruski z tą samą pasja do ukochanego klubu piłkarskiego 😊
A Alvaro? Jak zwykle się pojawia i miesza, zostawiając po sobie nutkę tajemniczości. Dzięki temu że jest pozytywny i jakiś taki otwarty dla innych, to od razu zgrali się z Nati. Dobrze im się rozmawia i nie ma jakiegoś takiego dystansu 😊 także już nie moge doczekać się ich ponownego spotkania.
Pozostaje też tajemnica ofiary Nati i ciekawe kiedy to wszystko się rozwiąże. Muszę powiedzieć, że jestem troszeczkę zawiedziona, że opowiadanie ruszy dopiero we wrześniu, ale poczekam!
Pozdrawiam,
N
nie dziwie się Nati, ze jest zdenerwowana, bo sama znam to odrzucanie z powodu wieku, ale za razem wiedząc o co tak naprawdę chodzi, to sadze, ze dobrze, ze jej w to nie mieszają. Przynajmniej niech ona jedyna nie będzie w stresie.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ich relacja. Zagadują do siebie, robią jakieś luźne aluzje i rozmawiają jakby znali się już długi czas... czekam tylko na więcej <3
Za lekkie opóźnienie z góry przepraszam, ale trwa Memoriał Wagnera i prawie dosłownie zamieszkałam na hali.
OdpowiedzUsuńZacznę może od Maitę, która totalnie skradła moje serduszka. Oczywiście, jako przykładana przyjaciółka, wyłapuje i przetwarz tylko najważniejsze informacje – czyli te związane z chłopakami. Służy też radą, a że przy okazji zalicza bliskie spotkanie trzeciego stopnia z wodą… no cóż, czasami trzeba swoje wycierpieć.
Strasznie ciekawi mnie, kto jest tajemniczym nadawcą kwiatów. Jeśli nie Alvaro, to kto? Duch? Totalnie nie widzę nikogo na miejsce piłkarza i już sama nie mam pojęcia, co o tym wszystkim myśleć.
Zresztą Nati może sobie mówić, co jej się żywnie podoba, ale ja jestem na sto procent pewna, że Alvaro coś do niej czuje. Może nie potrafi jeszcze sam tego uczucia zdefiniować, ale niewątpliwie jest to coś więcej. W końcu podarował jej jedyną w swoim rodzaju piłkę z pierwszej prezentacji. Tego typu rzeczy nie oddaje się od tak sobie.
A potem jeszcze wysłuchał głębokich zwierzeń dziewczyny. Trochę rozumiem Nat, w końcu nikt nie chciałby być traktowany jak dziecko. Z drugiej jednak strony, jej krewni mają na uwadze dobro Nathalii, nie chcą by się dodatkowo zamartwiała.
Ale w oczach Alvaro nigdy nie będzie dzieckiem.
Oni razem są tak uroczy, że normalnie nic tylko wzdychać z zachwytem. Czekam z niecierpliwością, aż zacznie się między nimi dziać coś poważniejszego.
Ode mnie na dzisiaj to tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Violin