niedziela, 9 grudnia 2018

Epilog

Mistrzostwa Świata w Katarze na przełomie listopada i grudnia. Brzmiało to niczym nieśmieszny żart, a jednak było prawdą. Żar lejący się z nieba i klimatyzowane stadiony. Nie wiem jakim cudem Hiszpanom udało się dojść do samego finału w tych niecodziennych, a zarazem uciążliwych warunkach.
Gdyby nie to, że mój narzeczony wychodził właśnie z resztą kolegów na środek boiska, ani by mi się śniło tu przyjeżdżać! Jednak wspieranie go w najważniejszym dniu jego sportowej kariery, było moim obowiązkiem.
- Sofia, o co Cię tatuś prosił? - spytała zrezygnowanym głosem Leire. Zaśmiałam się pod nosem spoglądając na moją chrześnicę, która posłusznie przestała spinać się po barierce.
- Mam być gzecna. - usiadła pomiędzy nami, chwytając do swoich rączek pluszowego zajączka. - I nie dokucać, bo mamusia ma w bzusku mojego blaciska i nie moze się denelwować. - wyrecytowała. - Ale mamusiu, ja chciałam tylko pomachać tatusiowi.
- Wiem kochanie, ale to niemożliwe, aby tatuś Cię zobaczył z boiska. - pogładziła z czułością jej główkę. - A po za tym, mogłabyś spaść z barierki i zrobić sobie krzywdę. Byłoby mi bardzo smutno, chcesz tego?
- Nie. Ale mi się nudzi. - poskarżyła się. - Kiedy pan doktol wyciągnie Ignacio z Twojego bzuska? Chcę się z nim jus bawić!
- Ale wiesz, że gdy urodzi się Ignacio, będziesz musiała najpierw się nim opiekować? - wtrąciłam się w rozmowę matki z córką. - Na początku będzie tylko jadł i spał. Musisz poczekać cierpliwie, aż nauczy się chodzić. - doskonale wiedziałam, że w słowniku Sofii nie istniało takie słowo jak "cierpliwość". 
- To nudne. - skrzywiła się.
- Zobaczysz, pokochasz go od pierwszego wejrzenia. - poprawiłam jej kitki na głowie. - Niemowlaki to takie prawdziwe lalki. A Ty je przecież lubisz, prawda? - trzylatka przytaknęła niepewnie. - No widzisz. Tylko musisz być bardzo ostrożna.
- A cemu Ty nie mas takiej lalki?
- A obiecasz, że pomożesz mi w opiece? - uśmiechnęłam się do niej. Sofia ochoczo pokiwała główką. - W takim razie trzymam Cię za słowo.
To był prawdziwy recital w wykonaniu Hiszpanów, którzy pokonali Francuzów 4:2. Byłam ogromnie duma z Alvaro, który rozegrał spotkanie marzeń, zaliczając dwie asysty i wiele odbiorów jak na jednego z najlepszych obrońców na świecie przystało. Wzruszona obserwowałam jak odbiera swój medal i razem z kolegami świętuje wygranie Mistrzostwa Świata.
Razem z Leire oraz zniecierpliwioną do granic możliwości Sofią, stanęłyśmy obok boiska. Pisk radości wydobył się z gardła trzylatki, gdy tylko dostrzegła Saula. Leire puściła rozbawiona jej dłoń, pozwalając, aby pobiegła wprost w ramiona tatusia, który podrzucił ją wysoko. Z uśmiechem obserwowałam szczęśliwą rodzinę mojej siostry, która miała się powiększyć za trzy miesiące.
Nagle poczułam jak męskie ramiona oplatają moją sylwetkę, a znajome usta spoczywają na mojej szyi. Zaśmiałam się pod nosem, wtulając plecami w umięśnioną klatkę piersiową.
- Nie przy ludziach Odriozola. - wymruczałam.
- Dokładnie za tydzień będziesz moją żoną, więc oficjalnie będę mógł wsysać się w Twoją szyję. - wyszeptał mi do ucha. - To będą najpiękniejsze święta Bożego Narodzenia w moim życiu. A potem Cię porwę z dala od nich wszystkich. Tylko nasza dwójka i dzika Afryka.
- Przykro mi, ale ktoś Ci popsuje te plany. - westchnęłam teatralnie.
- Słucham? Dlaczego? - spytał zaniepokojony. 
- Bo widzisz ... - chwyciłam jego dłoń, po czym położyłam na swoim brzuchu. - Już nie ma tylko naszej dwójki. Jesteśmy we troje. - spojrzałam w jego oczy. Po chwili ciszy, bez słowa przytulił mnie mocno do siebie. - Nic nie powiesz?
- Nie mogę znaleźć odpowiedniego słowa. To najpiękniejszy dzień w moim życiu. - odpowiedział drżącym głosem. Zaskoczona spojrzałam w jego załzawione oczy. - Ale zmieniam plany. Porywam waszą dwójkę. Tylko my i ...
- Nasz chłopiec.
- Chłopiec? - wydukał.
- Tak się ułożył na badaniu, że lekarka nie miała żadnych wątpliwości. - zaśmiałam się. - Ród Odriozola nie ma szansy wyginąć.
- Wiesz już od dawna, prawda? Czuję lekką wypukłość.
- Zorientowałam się na początku grudnia. - przyznałam. - Czekałam na odpowiednią chwilę. Ale jesteś pierwszy, który się o tym dowiedział. - zarzuciłam swoje ręce na jego szyję. - Chociaż Leire spoglądała na mnie podejrzanie.
- Kocham Cię, Nati. - szepnął, składając na moich ustach subtelny pocałunek. Po chwili pogładził z czułością mój brzuch. - I Ciebie też malutki.
- My Ciebie też kochamy. I nawet sobie nie wyobrażasz, jacy jesteśmy z Ciebie dumni. - z uśmiechem poprawiłam złoty medal wiszący na jego szyi. Sekundę później pisnęłam rozbawiona, ponieważ okręcił mnie niespodziewanie wokół własnej osi.

*

Scena z moich marzeń okazała się być prawdą. Ja, stojąca z duszą na ramieniu obok padoku, oraz Alvaro z naszym synkiem, uczący go jeździć konno. Yago był bardzo pojętym uczniem, a może po prostu odziedziczył to po ojcu i wujkach. Nie bał się koni, a wręcz się do nich wyrywał! Przy okazji doprowadzając mnie do stanów przedzawałowych.
Miał zaledwie cztery lata, ale za nic w świecie nie był zainteresowany jazdą na kucykach. Uparcie wskazywał na duże konie, którymi był zafascynowany. Widziałam wypisaną na twarzy Alvaro dumę, jednak panicznie go prosiłam, aby ani na sekundę nie spuszczał go z oczu.
- Mamusiu, widzisz jak jadę?! - zawołał podekscytowany, gdy przechodzili obok mnie. Koń był przerażająco ogromny, w porównaniu do mojego małego chłopca. Chociaż musiałam przyznać, że w stroju małego dżokeja wyglądał niezwykle uroczo.
- Widzę kochanie, ale trzymaj się mocno!
- Tatuś mnie trzyma za nogę!
- I bardzo dobrze. - mruknęłam pod nosem, przeczesując nerwowo włosy. Chociaż tyle, że Alvaro wziął sobie do serca moje skołatane nerwy. 
Nie sądziłam, że bycie matką może być aż tak bardzo stresujące. Yago był żywą kopią swojego ojca z tysiącem pomysłów na minutę. Musiałam mieć oczy wokół głowy, bo w jednej chwili bawił się samochodzikami, a w drugiej zjeżdżał z barierki. I niestety, szybkość też odziedziczył po tatusiu! Nie sądziłam, że kiedykolwiek aż tak wyrobię sobie kondycję! Nie oddałabym jednak mojego łobuza za nic w świecie.
- Mamusiu, konie nie gryzą. - Yago podbiegł do mnie po skończonej lekcji, ściągając przy okazji kask, który zabawnie zsuwał się mu na czoło. Wywróciłam oczami, zamykając go w swoich ramionach. 
- Wiem synku, inaczej stanowczo zabroniłabym Ci się do nich zbliżać. - westchnęłam, gładząc go po czuprynce, którą miał na głowie. - Jesteś odważniejszy ode mnie. A po za tym, ufam Twojemu tacie, wiesz?
- Co robi każdy jeździec po przejażdżce? - obok nas pojawił się Alvaro, spoglądając uważnie na Yago. - Oprócz wpadania mamusi w ramiona. - dodał rozbawiony.
- Czyści konika! - pisnął rozradowany.
- Javier już na Ciebie czeka z kucykami.
- Ale tato! - jęknął.
- Jaka była umowa? - uklęknął przed nim, aby byli tej samej wysokości. - Uroczyście obiecałeś, jak na prawdziwego mężczyznę przystało, że skoro zgodziłem się uczyć Cię jeździć na dużym koniu, to chociaż będziesz czyścił kucyki.
- A mogę popatrzeć, jak czyścisz tego? - spytał z nadzieją.
- Zapytam Javiera czy odpowiednio się przyłożyłeś do swojej pracy. - puścił mu oczko. - I się zastanowię, czy zasłużyłeś na nagrodę. - Yago bez słowa sprzeciwu pognał do stajni.
- Jestem panikarą, co? - mruknęłam.
- Jesteś matką. - westchnął wstając, po czym mocno mnie objął. - Jeśli sądzisz, że moja nie panikowała, to jesteś w wielkim błędzie. Ja i Pablo niestety zaczynaliśmy od kucyków. Zresztą, trzymałem go za tą nogę nie dlatego, że Ty panikowałaś. Też miałem duszę na ramieniu.
- A dopiero był taki maleńki. - uśmiechnęłam się.
- Sam nie wiem, kiedy minęły te cztery lata. - ucałował moją skroń. - A teraz chodzi za mną krok w krok i zadaje skomplikowane pytania.
- Wiem. Gdy zapytał o to, skąd się biorą dzieci, to wysłałam go do Ciebie. - zachichotałam. - Nie patrz tak na mnie. To ojcowie tłumaczą takie rzeczy synom. Jeśli mielibyśmy córkę, to ta odpowiedzialność spadłaby na mnie.
- Właśnie mnie sprowokowałaś do działania!
- Jesteś nienormalny Odriozola. - wytknęłam mu język.
- Wiem. Dlatego dobraliśmy się idealnie.

***

W ten oto sposób kończę historię Nati i Alvaro :)

Podzielę się z wami małą ciekawostką. Odkąd Nati pojawiła się w opowiadaniu o Saulu i Leire, miałam w głowie pomysł na odrębną historię z nią w roli głównej. Ale! Miała ona zostać sparowana z Asensio :) Napisałam nawet scenę, gdzie Marco niewinnie podpytuje Leire o siostrę, ale została usunięta z powodu pana Odriozoli. Który okazał się być idealny dla Nati! Zresztą, doszłam do wniosku, że Asensio jest zbyt idealny abym mogła o nim pisać ^^

Dziękuję wam za wszystkie komentarze, dzięki którym nie zgubiłam po drodze swojej weny :) A uwierzcie, było niebezpiecznie! Jestem bardzo zadowolona, że udało mi się doprowadzić tą historię do samego końca. Wspominałam o trylogii? Miał być Asensio? Jak to zwykle ze mną bywa, plany się zmieniają! W końcu kobieta zmienną jest :) (szczególnie jeśli chodzi o męski obiekt). Także jeśli nie macie mnie dość, jeśli nie chcecie żegnać się z siostrami Butragueño, to serdecznie zapraszam was na kolejny wymysł mojej wyobraźni.



Jeszcze raz bardzo wam dziękuję za obecność i wsparcie! Jesteście najlepsze :)