sobota, 27 października 2018

16. "Odriozola, podaruj mi swoją koszulkę ... i pocałunek"

- Spóźnisz się. - wymruczałam pomiędzy pocałunkami. Chyba każda z nas, oglądając amerykańskie filmy dla nastolatków, oczywiście w owym wieku, marzyła po cichu o ukradkowych pocałunkach z obiektem swoich marzeń na szkolnym parkingu. Ja budynek szkoły zamieniłam na środek treningowy Realu Madryt. A i lat miałam więcej!
- Mam jeszcze pięć minut. - wyszeptał do mojego ucha Odriozola, po czym zaczął skubać swoimi zębami skórę na mojej szyi. Z błogim uśmiechem wplotłam dłoń w jego artystyczny nieład, pociągając lekko.
- Znowu mnie oznaczasz. Dopiero co zeszły mi ślady z drugiej strony. - zachichotałam. - I jak ja mam spiąć włosy w koka na próbie?
- Koleżanki będą Ci zazdrościły. - wyszczerzył się, przykładając swoje czoło do mojego. - Po za tym, te ślady będą Ci przypominały, jak bardzo będę za Tobą tęsknił podczas tego tygodnia w Emiratach.
- Gdyby to nie chodziło o Real Madryt i Klubowe Mistrzostwa Świata, z których masz mi przywieźć medal, to zamknęłabym Cię w szafie! - jęknęłam, gładząc z czułością jego policzek.
- Szkoda, że nie możesz jechać z nami.
- Próby. - mruknęłam przygnębiona. Gdyby nie Bożonarodzeniowe przedstawienie, którego premiera zbliżała się wielkimi krokami, siedziałabym już w samolocie do Emiratów Arabskich z rodziną Odriozola. Niestety. Z Abril zostałyśmy osierocone. - Ale będę bardzo mocno trzymała za was kciuki. Za Twój pierwszy puchar z drużyną.
- Jak mocno? - wyszczerzył się cwaniacko.
- Prawie połamię sobie kciuki. - pocałowałam go, co odwzajemnił z wielkim zaangażowaniem. - Minuta. - przypomniałam mu.
- Nawet nie wiesz co można zrobić w minutę. - przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej, przygryzając zębami moją dolną wargę. Westchnęłam z rozkoszy. Jego dłoń zjechała wzdłuż moich pleców na pośladki, chowając się w tylnej kieszeni od spodni.
Nagle ktoś zapukał w szybę, a my oderwaliśmy się od siebie niczym speszone nastolatki, złapane na gorącym uczynku przez dyrektora. Jeszcze żeby to był dyrektor! Obok samochodu stał sam Florentino Perez we własnej osobie. Gestem ręki wskazał Alvaro, aby opuścił szybę.
- Może wydać się wam to nieprawdopodobne, ale kiedyś też miałem dwadzieścia lat i byłem po uszy zakochany w mojej Świętej pamięci Pitini. - zaczął tym swoim zabawnym głosem. Zawsze miałam wrażenie, że ma zatkany nos! - Jednakże obowiązki zawodowe zawsze traktowałem poważnie, dzięki czemu dorobiłem się tego, co obecnie posiadam.
- To moja wina panie Perez. - spojrzałam na niego niewinnie.
- Oh, w to nie wątpię. - uśmiechnął się pod nosem.
- Przepraszam. To się nigdy więcej nie powtórzy! - Alvaro wyskoczył z samochodu niczym z procy. Niepewnie poszłam w jego ślady, obserwując jak wyciąga walizkę z bagażnika. Po chwili stanął obok papy Floro, niczym posłuszny żołnierzyk.
- Co tak na mnie patrzysz? Pożegnaj się. - wskazał na mnie. - Nie będziesz jej widział przez tydzień. - zachichotałam pod nosem, ale wymieniłam się z Alvaro szybkim buziakiem. - A dopiero co wgryzał się w jej szyję niczym wampir. - mruczał pod nosem Perez, wysuwając rączkę od walizki. - Masz minutę Odriozola. Ciesz się, że trafiłeś na mnie, a nie na Emilio. - rzucił przez ramię, po czym poszedł w stronę ośrodka.
- On mnie czasami przeraża. - zauważył Alvaro odprowadzając go wzrokiem.
- Cały świat ma go za bezwzględnego biznesmena, ale to mimo wszystko ludzki człowiek. To dzięki niemu Real Madryt jest taki wielki. I dzięki niemu Ty tutaj jesteś. - uśmiechnęłam się.
- Jego wzrok przyprawia mnie o dreszcze. - objął mnie.
- Uciekaj, bo wiecznie Ci forów dawać nie będzie.
- Widzimy się za tydzień.
- ODRIOZOLA! - wrzasnął papa Floro spod drzwi.
- Pa! - wpił się w moje usta, po czym biegiem rzucił się w stronę prezesa. Zaśmiałam się pod nosem, kręcąc głową.

*

Środek grudnia. Parę dni przed świętami. Śniegu jak nie było, tak nie ma i nie będzie. Ale ja nie o tym! W tym okresie czasu z radia powinny płynąć piosenki związane z Bożym Narodzeniem. Jednak niezawodna Dolores, kręciła swoimi biodrami podśpiewując pod nosem "Volare", mieszając przy tym w garnku. Obserwowałam ją uważnie, zajadając się kolorowymi płatkami śniadaniowymi. Coś zdecydowanie było nie tak.
- Wczoraj odtańczyła mi Asereje w salonie. - mruknęła siedząca obok mnie mama. Uniosłam zaskoczona brwi ku górze. Nasza Dolores? Nasza bogobojna Dolores? - Pamiętasz pana Manolo? Ogrodnika naszych sąsiadów?
- Nie! - krzyknęłam szeptem, uchylając w szoku usta. Moja rodzicielka jedynie zachichotała i powróciła do wypełniania papierów. Dolores i pan Manolo? Koniec świata!
- Jak próby? - zagadnęła.
- Dobrze. - wzruszyłam ramionami.
- Wolałabyś być teraz z ojcem w Emiratach, co? - poczochrała rozbawiona moje włosy. - Bo za kim innym mogłabyś tęsknić. - zanuciła pod nosem, nie odrywając wzroku od kartki papieru.
- Leire czy Raquel? - wbiłam w nią podejrzliwe spojrzenie.
- A czy to ma jakiekolwiek znaczenie? - uniosła brew ku górze. - Wszystkie jesteście tak samo tajemnicze. Jak ojciec! - westchnęła odkładając długopis. - Dziecko, przecież mam oczy i znam was na wylot. Rumienisz się i uśmiechasz do telefonu. Chodzisz zamyślona ... po za tym, ojciec z Tobą poważnie porozmawia na temat całowania się z piłkarzami na parkingu.
- Że co?! - pisnęłam spanikowana.
- Ile lat ojciec zna się z Florentino? - zachichotała. Zażenowana schowałam twarz w dłoniach. - Spokojnie, obiecał nie robić wymówek temu chłopcu.
- Warunkiem jest rodzinny obiad, prawda? - jęknęłam. Mama pokiwała zadowolona głową, po czym oddaliła się do salonu. Natomiast ja, parę razy uderzyłam czołem w blat kuchennego stołu, w rytmie piosenki Rickiego Martina. Dolores zaczynała mnie przerażać! Swoją drogą, gdzie ona się podziała? Na samą myśl o jej schadzce z panem Manolo otrzepało mnie zimno.
- À propos tajemniczości. - z impetem, obok mojego nosa, wylądowała gruba koperta. Mama postukała paznokciem w widniejące na niej logo, a ja zamarłam przerażona. Royal Theatre New York. Kompletnie o tym zapomniałam!
- Kiedy to przyszło? - wydukałam, przełykając ciężko ślinę.
- Dzisiaj rano. - usiadła obok, obserwując dokładnie moje poczynania. A raczej rozrywanie koperty z lekko drżącymi dłońmi. W środku, jak sama się domyśliłam, znajdowały się wszystkie dokumenty związane z moimi warsztatami. Oraz informacja o wylocie z Madrytu. Piątego stycznia.
- Nie mogę. Nie teraz. - wyszeptałam.
- To prawda, że wyraziłaś zgodę na ten wyjazd? - spytała moja rodzicielka, po przejrzeniu dokumentów. Niepewnie kiwnęłam głową, czując jak łzy napływają mi do oczu. - Więc w czym tkwi problem? To Twoje marzenie! Skarbie, przeżyłaś kilka miesięcy w Rosji, co do dla Ciebie pół roku w Stanach?
- Ale, to było zanim ... - pociągnęłam nosem. Co ja najlepszego zrobiłam? Jak mogłam działać pod wpływem emocji? Dlaczego Abril nie pospieszyła się tamtego dnia?!
- Oh, rozumiem. - westchnęła. - Posłuchaj mnie uważnie. Rozumiem, że jesteś zakochana i świata po za nim nie widzisz. Ale chcesz nagle przekreślić taką szansę, która może już nigdy się nie powtórzyć? Chcesz kiedyś tego żałować?
- Nie chcę go stracić.
- A kto o tym mówi? - wytarła spływające po moich policzkach łzy. - Twój ojciec wyjechał na cały sezon do Meksyku. W ciągu tych dziesięciu miesięcy widziałam go tylko raz! A doskonale wiesz, że w tamtych czasach nie było telefonów i internetu. Wysyłaliśmy sobie listy, które szły długie tygodnie. Cierpiałam jak Ty w tym momencie. Ale rozumiałam powagę sytuacji i jeśli temu chłopcu na Tobie zależy, to sam Cię do tych Stanów wyśle. W związku najważniejszy jest kompromis. Myślisz, że dlaczego tyle lat przeżyłam z Twoim ojcem?
- Mamo, po prostu się boję. - spojrzałam na nią niepewnie. Po chwili byłam wtulona w jej bezpieczne i pełne miłości ramiona.
- Po prostu z nim porozmawiaj. - wyszeptała.
- Lecę do Emiratów! - zerwałam się z krzesła. Mama spojrzała na mnie zszokowana. - Jutro wieczorem jest finał z Grêmio, więc powinnam zdążyć! Dwadzieścia cztery godziny bez próby ... myślisz że pani Hernandez się zgodzi?
- Myślę, że nie dopuścisz jej do słowa.

*

Mój chytry plan się powiódł. Oczywiście wciągnęłam w to wszystko Abril. W końcu dwa niewinne spojrzenia są bardziej skuteczniejsze niż jedno! I w ten oto sposób, kolejnego dnia w południe, wylądowałyśmy na lotnisku w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
Pomimo tego, co ta naiwna piętnastolatka nawywijała, nie potrafiłam się na nią gniewać. Jak mogłabym, skoro sama w jej wieku nie byłam lepsza? Przyznała się do winy, co na pewno było dla mniej bardzo trudne i wstydliwe. Chciała wszystko naprawić, nawet własnym kosztem. Nie oczekiwała wybaczenia. Zależało jej jedynie na moim i Alvaro pogodzeniu. Jakby nie patrzeć, sama nas pchnęła w swoje ramiona.
Zaczęłam ją traktować jak młodszą siostrę. Podświadomie stawałam się dla niej tym, kim była dla mnie Leire. Więc jak mogłabym zostawić ją w Madrycie, skoro w Emiratach był jej brat i cała rodzina.? À propos rodziny.
Bardzo polubiłam rodziców i rodzeństwo Alvaro. Wydawało mi się, że i oni nie mieli nic przeciwko mojej osobie. Jednak poznali mnie jako przyjaciółkę ich gwiazdy, nie dziewczynę. Mało znaczący fakt, jednak denerwowałam się jakbym miała ich poznać po raz pierwszy.
Moje obawy poszły jednak w niepamięć, gdy w hotelowym holu Daniel przytulił się do mnie z radością. Z uśmiechem poczochrałam jego włosy, które były mniejszą wersją tego, co miał na głowie jego brat.
- Cieszę się, że jesteś! Fajną mam koszulkę? - zapytał odwracając się do mnie tyłem. Dumny napis "Odriozola" i numer 19 od razu rzucił się w oczy.
- Jest super. - zaśmiałam się, a po chwili zdezorientowana spojrzałam w dół, czując jak coś przytuliło się do mojej nogi. Na widok wyszczerzonego Liama, pokręciłam rozbawiona głową. - Kto jest największym łobuziakiem na świecie?
- Liam! - krzyknął na cały hol. - Tes mam fajną kosulkę? - mój ukochany mały Brazylijczyk poszedł w ślady Daniela i również odwrócił się tyłem. Uroczy napis "Tatuś" chwycił mnie za serce.
- Nie widziałam piękniejszej koszulki. - zachwyciłam się puszczając oczko do młodszego Odriozoli, który przyglądał nam się z rozbawieniem. - Taka sama jak tatusia. Tylko że malutka.
- Tatuś jest malutki? - Liam spojrzał na mnie uważnie.
- Ty jesteś malutki. I taki słodziutki, że ciocia mogłaby Cię zjeść! - chwyciłam go na swoje ręce i udałam, że gryzę po szyi. Śmiech chłopca rozniósł się po całym holu. - Moje ukochane słoneczko wprost z Copacabany. - ucałowałam jego policzek, tuląc do siebie.
- Alvaro bardzo się ucieszy gdy was zobaczy. - usłyszałam za sobą głos pani Amayi. Odwróciłam się gwałtownie, czując jak ogarnia mnie mała panika. Jednak matka Alvaro przyglądała się mi i Liamowi z uśmiechem.
- Przepraszam, nawet się nie przywitałam. - speszyłam się.
- Nic nie możesz poradzić na takie powodzenie wśród mężczyzn. - zaśmiała się, poprawiając niezadowolonemu Danielowi włosy. - Mam nadzieję, że zjesz z nami obiad? - spojrzała na mnie uważnie. - Właśnie wybieraliśmy się do restauracji, a jestem wręcz pewna, że nic nie zjadłyście z Abril w samolocie. Zresztą, co to za jedzenie.
- Z chęcią. - uśmiechnęłam się. - Tylko oddam tego łobuziaka mamie. - wskazałam na Liama, który przysypiał na moim ramieniu.
Obiad minął nam w przyjemnej atmosferze. Nikt z obecnych nawet nie zająknął się o moim związku z Alvaro, jednak spojrzenia jego rodziców, którymi się co jakiś czas wymieniali, były raczej dowodem na to, że doskonale zdawali sobie z tego sprawę. Nie wypytywali mnie jednak o szczegóły, nie chcąc zapewne, abym poczuła się zakłopotana.
Dwie godziny przed finałowym meczem, udaliśmy się na stadion. Wykorzystałam znajomości taty, prosząc go o dwa miejsca dla mnie i Abril blisko rodziny Odriozola. Załatwił wszystko bez zbędnych pytań, jednak wyczułam rozbawienie w jego głosie. Wiedziałam, że czeka mnie poważna rozmowa.
Siedziałam jak na szpilkach, oczekując rozpoczęcia spotkania. Liam biegał jak szalony po trybunach, uciekając przed zirytowanym Enzo, który za punkt honoru obrał sobie przypilnowanie młodszego brata. Ma za swoje, lepszy w jego wieku nie był. Osobiście coś o tym wiedziałam!
Alvaro wyszedł w pierwszym składzie. Byłam ogromnie dumna z tego powodu, jednak nie mogłam zdusić w sobie uczucia zmartwienia o zdrowie Daniego, który nadal zmagał się z kontuzją.
- On ma motorek w tyłku. - zauważyła rozbawiona Abril, gdy Alvaro mknął prawą stroną boiska. - Wręcz się za nim kurzy jak biegnie!
- Jak tajfun. - dodałam.
- Wyobraźcie sobie, że gdy ten tajfun był małym tajfunem, to też miał takie przyspieszenie. - wtrąciła się pani Amaya. - To wcale nie było zabawne, gdy musiałam go gonić po sklepie albo na spacerze.
- Alvaro był niegrzeczny? - spojrzałam na nią zaskoczona.
- Powiedzmy, że uwielbiał gdy go goniliśmy. Pablo zawsze się denerwował, gdy musiał go przez chwile przypilnować. Zawsze mu uciekał! Aż pewnego dnia, wyszłam ze sklepu i co zobaczyłam? Alvaro leżał na chodniku, a Pablo na nim siedział zadowolony! Powiedział mi, że tylko w ten sposób jest w stanie go okiełznać. - zachichotała. Ja wraz z Abril wybuchłyśmy śmiechem, zwracając na siebie uwagę ludzi wokół.
- Niech mi jeszcze pani powie, że już wtedy miał tą uroczą czuprynkę, a nic więcej do szczęścia nie będzie mi potrzebne. - otarłam łzy z kącików oczu.
- Nie widziałaś zdjęć Alvaro z dzieciństwa? - spytała zaskoczona. Po chwili wyciągnęła swój telefon i zaczęła coś w nim szukać. Podsunęła mi pod nos zdjęcie dwóch małych chłopców ... oczywiście w towarzystwie konia! - Zgadnij, który to Alvaro, a który Pablo.
- Ten, który trzyma lejce. - szepnęłam uśmiechając się do podobizny jednego z chłopców. Nie tylko Liama mogłabym schrupać. Mały Alvaro był po prostu rozkoszny! - Mogę dostać to zdjęcie? - spytałam niepewnie.
- Chcesz się napatrzeć i postarać o takiego samego? - zachichotała Abril, na co pani Amaya posłała jej karcące spojrzenie. Speszona spuściłam wzrok, czując jak rumieńce wypływają na moje policzki.
Natura kobieca jest po prostu jedyna w swoim rodzaju. Wystarczy, że spodoba nam się mężczyzna mijający nas na chodniku, a my już planujemy z nim ślub w swoich myślach. To śmieszne i naiwne, ale nic nie możemy na to poradzić. Coś w słowach Abril było prawdą. Gdy spojrzałam na to zdjęcie, wyobraziłam sobie podobnego chłopca, którego Alvaro uczy jeździć na koniu. I mnie, stojącą z duszą na ramieniu obok padoku i obserwującą ich z bladym uśmiechem. Nadal bojącą się podejść bliżej. Chłopiec z moim marzeń na pewno byłby bardziej odważny. O ile wujek Emilio nie postraszyłby go informacją, że konie gryzą ... zaraz! Wróć! Zdecydowanie się zagalopowałam.
- Wy tu pitu pitu, a wpadł gol. - zauważyła rozbawiona Abril. Oderwałam się zdezorientowana od rozmowy z panią Amayą, rozglądając wokół. - Asensio strzelił, a nasz tajfun zaliczył asystę.
Wstałam z uśmiechem, obserwując radość piłkarzy. Kolejny puchar był już praktycznie w ich rękach. Osobiście nie lubiłam Klubowych Mistrzostw Świata. Te rozgrywki były nudne, a mecze wręcz leniwe. To było pewne, że Real Madryt wygra bez żadnego problemu. Jednak możliwość wspierania Alvaro i moich przyjaciół na trybunach zawsze była wielką motywacją. O ile zagłębienie się w rozmowie z panią Amayą można było nazwać moim wsparciem.
Po meczu cierpliwie czekaliśmy na odebranie przez piłkarzy medali oraz pucharu. Z radością obserwowałam jak z szerokimi uśmiechami pozowali do wspólnego zdjęcia wśród sypiących się zewsząd confetti.
- Czy mogę iść do Alvaro? - spytał zniecierpliwiony Daniel.
- Podejdź z Enzo do barierki. Na pewno Cię zauważy. - posłałam mu uśmiech. Chłopiec bez słowa pobiegł za Brazylijczykiem.
- A Ty nie idziesz? - pan Odriozola posłał mi rozbawione spojrzenie.
- Mam inny pomysł. - odwzajemniłam gest. Usiadłam na krzesełku, wyciągając z mojej torby kartkę, którą starannie rozłożyłam oraz marker. Przygryzłam dolną wargę, kreśląc odpowiednie słowa. Zadowolona podeszłam do barierki, obserwując rodzinę Odriozola, która gratulowała Alvaro pierwszego tytułu z Realem Madryt. Już z daleka widziałam jego zaskoczenie na widok Abril. Podniósł wzrok znad jej głowy, co wykorzystałam podnosząc mój "transparent" ze śmiechem.

"Odriozola, podaruj mi swoją koszulkę ... i pocałunek"

Pomysł podkradłam fanom, którzy w ten sposób zdobywali tak cenne dla nich pamiątki, jak koszulki czy chociażby spodenki swoich idoli. Nie raz piłkarze schodzili w samej bieliźnie do szatni, co było zabawne, jak i urocze, ponieważ to był dowód na to, jak bardzo ważni byli dla nich fani.
- Jesteś wariatką. - podszedł do mnie, kręcąc głową z rozbawieniem.
- Oj tam, po prostu szaleje za jednym takim. - wzruszyłam niewinnie ramionami.
- Cholerny z niego szczęściarz. - uśmiechnął się, stając na przeciwko mnie. Pomiędzy nami była barierka, która powstrzymywała mnie przed rzuceniem się na jego szyję. - Chodź tu Nati i weź sobie co tylko chcesz. - wyszeptał wpatrując się w moje oczy. Przyjemny dreszcz przepłynął po moim kręgosłupie. Nie dotknął mnie nawet palcem, a i tak zaczęłam tracić zmysły.
Ostrożnie wspięłam się na barierkę. Alvaro podtrzymał mnie za ręce, po czym pociągnął w swoje ramiona. Nie zdążyłam się nawet zająknąć. Wpił się swoimi ustami w moje, obejmując mocno moją sylwetkę. Nasze stęsknione języki otarły się o siebie, wywołując trzepoczące motyle w moim brzuchu.
- Koszulkę musisz sobie wziąć sama. - wyszeptał pomiędzy pocałunkami. Niespodziewana fala gorąca uderzyła we mnie z podwójną siłą. Cholera jasna, niech on przestanie mnie torturować wśród tłumu ludzi!
- Nie na oczach mojego ojca. - zaśmiałam się w jego usta.
- À propos ojca. - usłyszałam z boku bardzo znajomy głos. Odepchnęłam gwałtownie Alvaro od siebie.
- Cześć tatko! - uśmiechnęłam się niewinnie. - Kolejny tytuł! Cudownie, prawda? - poprawiłam nerwowo włosy. Emilio Butragueño obserwował mnie uważnie z szelmowskim uśmiechem na ustach. Wpadłam jak śliwka w kompot! To nie tak miało wyglądać.
- Jeszcze mi powiedz, że to za mną tęskniłaś i dlatego tutaj jesteś, a od razu strzelę sobie słynny face palm.
- Skąd znasz takie słowa? - zmarszczyłam zdziwiona czoło.
- Dlaczego muszę dowiadywać się od rozbawionego Florentino? - założył ręce na piersi, spoglądając to na mnie, to znów na Alvaro. - Wiecie w ogóle co to znaczy rozbawiony Florentino Perez?
- Coś nieprawdopodobnego? - spytałam niewinnie. - Oj, no dobrze. - westchnęłam, widząc jego minę. - Wyszło dość niezręcznie. Nie miałam kiedy Cię o tym poinformować. - splotłam swoją dłoń z dłonią Alvaro. - To chyba nie problem, prawda? - spytałam niepewnie.
- Nie. Po prostu jak Alvaro odwiedzi nas na najbliższym rodzinnym obiedzie, co obiecałem Twojej matce z nim załatwić, to pochwalę się mu moją maczetą. - poklepał Odriozolę po ramieniu, po czym udał się rozbawiony w stronę członków zarządu.
- Maczeta? - wydukał Odriozola.
- Jeśli nie masz ochoty, to nie musisz ...
- Uważasz, że jestem tchórzem? - objął mnie ramieniem. - Nie ma nawet takiej opcji żebym nie przyszedł. Chociażby Emilio Butragueño miał mnie gonić z tą maczetą przez cały Madryt!

*

Zmęczona, ale i uśmiechnięta spoglądałam na świętujących w samolocie piłkarzy. Na całe szczęście najbliżsi zawsze mogli wrócić z nimi, co rozwiązywało problem z koczowaniem na lotnisku. Po za tym, przed południem miałam próbę na której obiecałam się pojawić, więc wypadałoby się wyspać.
- Powinienem być zazdrosny? - spytał Alvaro, zajmując wolne miejsce obok mnie. Oderwałam się od gładzenia włosów Daniela, który spał z głową na moich kolanach.
- Mam wolne ramię, chociaż wolałabym spać na Twoim. - posłałam mu uśmiech, co odwzajemnił. - Alvaro, muszę Ci o czym powiedzieć. - westchnęłam. Nie mogłam przeciągać tego w nieskończoność. W końcu do mojego wyjazdu zostały dwa nędzne tygodnie.
- Coś się stało? - zaniepokoił się.
- Bo chodzi o to, że ...
- A wy nie chcecie zdjęcia z tym cudem? - nad nami stanął niezawodny Marco, podając Alvaro puchar za Klubowe Mistrzostwo. Zaraz za nim pojawił się uśmiechnięty fotograf. Odriozola przekazał w moje ręce trofeum i objął ramieniem przytulając do siebie.
Nie dzisiaj. Nie w tej chwili. Nie mogłam zniszczyć mu radości z powodu wygranej. A po za tym się bałam. Tak po ludzku bałam się jego reakcji. Dlatego wtuliłam się w jego ramiona chcąc nacieszyć się jego bliskością póki jeszcze mogłam.

***

To jeszcze nie koniec historii Nati i Alvaro :) Po za tym, krąży mi po głowie kolejny pomysł ... chyba nie potrafię pożegnać się z tą bandą :( Jednak na razie chcę się skupić na dokończeniu tego oraz skupieniu się na Saulu i Inez. Kto wie, może stworzę trylogię kończąc na Marco Asensio :P

 (Daniel <3)

poniedziałek, 22 października 2018

15. Samej pod kocem jest nudno.

W skupieniu spoglądałam na wzmagający się deszcz, który odbijał się od moich okien. Abril siedziała obok mnie z kubkiem gorącej herbaty w dłoniach. Czekałam cierpliwie, aż dziewczyna choć trochę się uspokoi, aby w miarę racjonalnie wyjaśnić mi tą całą sytuację.

Nigdy mi tego nie wybaczysz. On też mi tego nigdy nie wybaczy! Bo to ja. To ja wysyłałam do Ciebie kwiaty!

Co jeśli chciała wziąć całą winę na siebie, aby oczyścić swojego brata z jakichkolwiek zarzutów? Bo w to, że Alvaro ją do tego zmusił, nie chciało mi się wierzyć. Ale ... ona wysyłająca mi bukiety? Przecież to było bez sensu!
- Alvaro wie, że tu jesteś? - spojrzałam na jej bladą twarz.
- Nie. - zaprzeczyła gwałtownie. - Nawet nie zauważył jak wyszłam. Ostatnio jest praktycznie nieobecny duchowo. Nie miałam odwagi powiedzieć mu prawdę. On mnie znienawidzi. - kolejna fala płaczu pojawiła się nie wiadomo skąd. - Ty także, prawda? - załkała.
- Po prostu mi to wyjaśnij, bo wydaje mi się to być absurdem.
- Przepraszam, myślałam że robię dobrze. - pokręciła głową. Niepewnie odłożyła kubek na szklany stolik, po czym potarła trzęsące się dłonie. - Zawsze byłaś dla mnie wzorem do naśladowania. Piękna, zawsze uśmiechnięta, profesjonalna ... po prostu idealna. Na początku nie miałam wręcz śmiałości, aby się do Ciebie odezwać. Zrobiłaś to sama, a ja poczułam się doceniona. Zauważyłaś mnie. - pociągnęła nosem. - Podsłuchałam Alvaro, który telefonicznie zamawiał bukiet dla Ciebie. Gdy padło Twoje imię i nazwisko, poczułam ogromną radość. Alvaro zasługuje na kogoś takiego jak Ty.
- On nie wie, że go podsłuchiwałaś?
- Również jesteś młodszą siostrą. Na pewno wiesz jak podsłuchiwać będąc niezauważalną. - uśmiechnęła się blado, co odwzajemniłam. - Gdy zobaczyłam Cię na jego prezentacji, pomyślałam że jesteś tam dla niego. Szczególnie, że uciekał wzrokiem w Twoją stronę. A potem ... nie robił nic, aby Cię zdobyć! - zirytowała się uroczo. - Przypomniałam sobie wówczas o bukiecie. Doszłam do wniosku, że on nie ma śmiałości, aby się o Ciebie starać. Że jesteś dla niego zbyt idealna. Więc zamówiłam  bukiet i wysłałam do Twojego domu, abyś podczas pobytu w Rosji nie zapomniała o wielbicielu. O nim.
- Ale Abril ...
- Tak, wiem. - przerwała mi. - Dopiero potem do mnie dotarło, że to było idiotyczne. Przecież wcale nie musiałaś połączyć tych wiadomości z Alvaro. Szczególnie, że się polubiliście i .... nie musiałby posuwać się już do czegoś takiego. Ale, kobiety lubią być zdobywane w taki romantyczny sposób.
- Dlatego przyszedł trzeci bukiet. - zauważyłam.
- Wiedziałam, że Alvaro będzie chciał się z Tobą zobaczyć po przedstawieniu. Dopłaciłam, prosząc kuriera, aby dał Ci bukiet w jego towarzystwie. Chciałam, żeby poczuł zazdrość i zaczął wreszcie działać. - szepnęła speszona pod nosem.
- Przeraziłaś go tym.
- Myślałam, że robię dobrze. A potem przyszłaś wściekła do naszego mieszkania i zaczęłaś na niego krzyczeć. Dotarło do mnie co narobiłam! Zniszczyłam wszystko. - ukryła twarz w dłoniach.
- I to dlatego wszystkie bukiety zostały zamówione przez osobę o nazwisku Odriozola. - podsumowałam. Kompletnie nie mieściło mi się to w głowie! Rozwiązanie było absurdalne, ale o dziwo prawdziwe. Szczególnie przerażona Abril, która odważyła się przyznać do wszystkiego.
- On Cię nie okłamał Nati. - szepnęła. - Chciał dobrze. Chciał, abyś najpierw go poznała. Żebyś zobaczyła to, jakim cudownym chłopakiem jest. To ja wszystko skomplikowałam. Nie proszę Cię o to, abyś mi wybaczyła. Wybacz jemu. - spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
- Abril, wtrąciłaś się w nie swoje sprawy, ale chciałaś dobrze. - westchnęłam. - Nie mam zamiaru się na Ciebie gniewać, tym bardziej, że przyszłaś wyznać mi prawdę. Jednak Alvaro również zasługuje na wyjaśnienia.
- Nie spojrzę mu w oczy. - spuściła wzrok.
- Wybaczy Ci. - objęłam ją. Z ufnością wtuliła się w moje ramiona, na co z uśmiechem zaczęłam gładzić jej włosy. - Głuptasek z Ciebie, ale Alvaro Cię kocha. 
- Ciebie również. - szepnęła.
- Tak. - przytaknęłam. Po chwili jednak dotarł do mnie sens tych słów. Uchyliłam z wrażenia usta, a następnie uśmiechnęłam się szeroko. O Boże! Przecież on mnie kocha! - To mi musi wybaczyć! - zerwałam się z kanapy.
- Tobie? - zaśmiała się.
- Nawrzeszczałam na niego w nerwach, powiedziałam że nienawidzę ... uderzyłam! - przeczesałam nerwowo włosy. - Zostań tu Abril! - chwyciłam moje trampki, naciągając w szybkim tempie na swoje stopy. - Jest w mieszkaniu?! - zawołałam, lecz nawet nie czekając na odpowiedź, wybiegłam ze swojego lokum.
Alvaro mieszkał trzy ulice dalej. Nie było sensu zamawiać taksówki, a sama nie byłam posiadaczką samochodu. Byłam jednak tak zdesperowana, że rzuciłam się biegiem przez chodnik. Deszcz lał mi się na głowę, ale nie to w tym momencie było ważne. Kolejny raz adrenalina odebrała mi racjonalne myślenie.
Wyplułam wręcz płuca, gdy podbiegłam do odpowiedniej kamienicy. Podeszłam do domofonu, łapiąc łapczywie powietrze. Nacisnęłam energicznie odpowiedni guzik, czekając aż Alvaro się odezwie. Raz, drugi, trzeci ... zniecierpliwiona zrobiłam kilka kroków w tył i spojrzałam w górę. W jego mieszkaniu nie świeciły się światła. Nie mogłam mieć aż takiego pecha!
Nerwowo przeczesałam mokre włosy. Chciałam do niego zadzwonić, lecz z irytacją dostrzegłam, że mój telefon został w mieszkaniu. Usiadłam zrezygnowana na schodkach, pozwalając, aby deszcz nadal lał się po moich przemoczonych ubraniach. Było mi w tym momencie wszystko jedno!
- Nati?! - podniosłam gwałtownie głowę na dźwięk znajomego głosu. Dostrzegłam Alvaro, który wysiadał z samochodu z siatką zakupów z rękach. - Co Ty tu robisz?! Przecież leje jak z cebra!
Bez słowa zerwałam się ze schodków. Podbiegłam do niego, zarzucając swoje ręce na jego szyję, mocno się do niego przytulając. Zdezorientowany puścił siatkę i objął mnie swoimi ramionami.
- Jesteś cała mokra. - wyszeptał do mojego ucha.
- Czy to ma w tym momencie jakiekolwiek znaczenie? - spytałam, odrywając się od niego na minimalną odległość. Dostrzegłam na jego policzku małe zadrapanie, ślad mojego uderzenia. Trzęsącą się dłonią dotknęłam tego miejsca, a następnie ucałowałam z czułością. - Przepraszam. Tak bardzo Cię za to przepraszam.
- To też nie ma żadnego znaczenia. - szepnął.
- Ma. - jęknęłam. - Nigdy sobie tego nie wybaczę.
- Ale ja Ci wybaczam. Oczywiście pod warunkiem, że wejdziesz do mojego mieszkania i przebierzesz się w coś suchego. - poprosił. Pokręciłam przecząco głową. - Nati, będziesz chora!
- Nie kłamałeś. - zignorowałam jego słowa. - Nie oszukałeś mnie. Rozumiem też dlaczego nie powiedziałeś mi o pierwszym bukiecie. W sumie, dobrze zrobiłeś. Od razu wyobraziłabym sobie nie wiadomo co. Bo taka już jestem! Wmawiam sobie różne rzeczy, a potem płacę za nie wysoką cenę. - jęknęłam zażenowana. - Pokazałeś mi swoją prawdziwą twarz. Swoje życie.  Bez całej tej romantycznej otoczki! Z każdym dniem zakochiwałam się w Tobie co raz bardziej, a gdy to do mnie dotarło, przeraziłam się, że traktujesz mnie jedynie jako przyjaciółkę.
- Nigdy nie byłaś dla mnie jedynie przyjaciółką.
- Teraz to wiem, ale gdy mnie odepchnąłeś ... poczułam się okropnie! Na początku sądziłam, że nie podobam Ci się jako kobieta. - chciał zaprzeczyć, jednak mu przerwałam. - Wiem Alvaro. Chciałeś mieć pewność, że jestem w pełni świadoma tego co robię. Zareagowałam zbyt emocjonalnie, ale sama myśl, że mnie odrzuciłeś ... to zabolało. Jednak jak mogę mieć o to pretensje, skoro zachowałeś się jak porządny facet?
- Porządny facet nie ma łatwego życia. - uśmiechnął się.
- Gdy Fernando powiedział, że to Ty jesteś nadawcą bukietów ... poczułam się oszukana. Miałam wrażenie, że to wszystko było kłamstwem. Że znów sobie coś wmówiłam! - pociągnęłam nosem. - Wiedziałam, że w Twoim przypadku jakiegokolwiek rozczarowania nie przyjmę dobrze. Bo ... zależy mi na Tobie jak na nikim innym. I teraz wiem, że jest to prawdziwe. Że to nie jest kolejne zadurzenie nastolatki.
- Nati, ale ja nadal nie znalazłem dowodu na to że ...
- To już nie ma znaczenia. Prawda wyszła na jaw. - pogładziłam jego policzek.  - Zresztą, to wcale nie zmieniło faktu, że ja ...
- Kocham Cię. - przerwał mi z uśmiechem. Spojrzałam na niego zaskoczona. - Chciałem to powiedzieć pierwszy. - dodał niewinnie. Zaśmiałam się wtulając mocniej w jego ramiona.
- Ja Ciebie też kocham.
- Skoro mnie kochasz, to natychmiast masz się znaleźć na górze. - rozkazał, jednak z jego twarzy nie schodziło rozbawienie. - Nie ma na Tobie nic suchego.
- Chciałam być romantyczna. - wywróciłam oczami.
- Romantyczny to będzie Twój zaczerwieniony nosek. - cmoknął mnie w sam jego czubek. Uśmiechnęłam się szeroko, ponieważ ten gest sprawił mi ogrom przyjemności. - Na górę Butragueño!
- Ugh, mówiłam Ci już że jesteś terrorystą? - mruknęłam odwracając się na pięcie. Postawiłam nogę na pierwszym schodku, jednak niespodziewanie Alvaro chwycił mnie za łokieć i odwrócił w swoją stronę. Zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, poczułam jego usta na swoich. Nie sądziłam, że pocałunek może wzbudzić w człowieku aż takie emocje. Motyle w brzuchu oraz żar, który w sobie poczułam, to nic w porównaniu do szczęścia, które ogarnęło moje serce.

Musisz czuć, że to ten jedyny. Twoje serce ma walić jak oszalałe!

To prawda, że byłam przemoczona do ostatniej nitki. Zrozumiałam to, gdy weszliśmy do mieszkania. Ciepło, które przyjemnie ogarnęło moje ciało, wywołało również dreszcze. Posłusznie udałam się do pokoju Abril, gdzie pozwoliłam sobie pożyczyć bieliznę oraz leginsy.
- Alvaro, mógłbyś dać mi swoją bluzę albo koszulkę? - po wypowiedzeniu tego pytania, stanęłam jak wryta na widok jego półnagiego ciała. Stał na środku swojej sypialni jedynie w dresowych spodniach. Dopiero miał zamiar założyć na siebie koszulkę. Speszona odwróciłam wzrok, co wywołało jego uśmiech.
- Weź sobie coś z szafy. - kiwnął głową. Swoją drogą wyglądał genialnie w mokrych włosach. Uważnie zlustrowałam półki, będąc pod wrażeniem porządku jaki na nich panował. Wstyd się przyznać, ale moje ciuchy przypominały skupisko siana w szafie. Sięgnęłam po pierwszą lepszą koszulkę i bluzę.
- Mogę? - spytałam nieśmiało, machając meczowymi skarpetkami.
- Wiesz doskonale, że mam ich mnóstwo. - zaśmiał się. - Bierz co Ci się podoba i zmykaj zdjąć z siebie te przemoczone ciuchy. Są wręcz do Ciebie przyklejone. - zmierzył mnie zaniepokojonym wzrokiem.
Dopiero w łazienkowym lustrze dostrzegłam swój fatalny wygląd. Typowa zmokła kura! Z radością dostrzegłam suszarkę Abril, którą natychmiast wykorzystałam do ogarnięcia włosów. Gorzej było z ciuchami. One na prawdę przykleiły się do mojego ciała!
- Myślałem, że wciągnął Cię łazienkowy potwór. - zauważył rozbawiony Odriozola, gdy stanęłam w progu salonu. Poklepał miejsce obok siebie, gdzie czekał na mnie cieplutki kocyk. Z uśmiechem usiadłam na kanapie. Błyskawicznie w moich dłoniach pojawił się kubek z gorącą herbatą. - Pij.
- Ty też zmokłeś.
- To nic w porównaniu z Tobą. - westchnął. Chciałam zaprzeczyć, jednak stanowczo wskazał na kubek. Dla świętego spokoju upiłam łyk, który przyjemnie rozgrzał mnie od środka. - A teraz mi powiedz kto to, skoro nie ja. I dlaczego mam wrażenie, że ma to związek z Abril, która nieoczekiwanie zniknęła z mieszkania.
Powoli, słowo po słowie, opowiedziałam mu całą historię. Był nie mniej zaskoczony niż ja. Domyśliłam się, że w życiu nie postawiłby na własną siostrę. Zresztą, to nadal brzmiało jak absurd! Na koniec przetarł dłońmi zmęczoną twarz i wstał z kanapy. Podszedł do okna, wpatrując się ze skupioną miną w deszcz.
- Alvaro, nie bądź na nią zły. - poprosiłam.
- Jak Ty to sobie wyobrażasz? - prychnął, nawet na mnie nie patrząc. - Mam jej to odpuścić? Udać, że nic się nie stało?
- Chciała dobrze. - wstałam podchodząc do niego. - Ma tylko piętnaście lat. Bierze na serio wszystko to, co zobaczy w serialach dla nastolatków albo przeczyta po kryjomu w romansach dla dorosłych. Przynajmniej ja taka byłam. - wzruszyłam niewinnie ramionami. - Przyznała się do wszystkiego.
- Tobie, nie mi.
- Bo się boi. - objęłam go od tyłu rękoma, przytulając się do pleców. - Popatrz na to z pozytywnej strony. Gdyby nie ta cała sytuacja, nadal kręcilibyśmy się wokół siebie niczym ziemia wokół słońca. W życiu nie odważyłabym Ci się powiedzieć tego wszystkiego. Pomijając to, że Cię skrzywdziłam. - szepnęłam.
- Zapominamy o tym, tak? - odwrócił się do mnie z uśmiechem.
- Ja nie zapomnę. - mruknęłam. Chwycił swoimi dłońmi moją twarz i z czułością pocałował usta. - A co z Abril? Zapomnisz o tym, co zrobiła?
- Najpierw z nią poważnie porozmawiam. - oznajmił. Oburzona uchyliłam usta, jednak uciszył mnie jednym spojrzeniem. - Rozumiem, że obudziła się w Tobie mamusia, która kocha swoje dzieci, ale ktoś musi być złym policjantem. Zazwyczaj jest to tatuś.
- Coś wyrośnięte to nasze dziecko. - zauważyłam.
- Pod koc Butragueño. - zaśmiał się.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że mówisz do mnie jak Saul do Leire? - mruknęłam. - Po za tym, samej pod kocem jest nudno. - dodałam posłusznie siadając na kanapie.
- A kto powiedział, że będziesz pod tym kocem sama? - zapytał, stojąc nade mną. Z szerokim uśmiechem zrobiłam mu miejsce, które błyskawicznie zajął, po czym wyciągnął swoje ręce w moją stronę. Z przyjemnością wtuliłam się w jego ramiona, okrywając nas cieplutkim pledem. - Została u Ciebie?
- Tak. - przytaknęłam. - Wysłałam jej wiadomość.
- Powiedziałaś, że zostajesz u mnie na noc?
- A zostaję? - rozbawiona uniosłam brew ku górze.
- Pomyślmy. - przybrał swoją minę filozofa, która była niezwykle pociągająca. - Po przemoczeniu do ostatniej suchej nitki, potrzebujesz stałego ciepła. A czy jest coś lepszego od takiego grzejniczka jak ja?
- Zdecydowanie nie.
- A po za tym. - wyszeptał z ustami blisko moich. - Skoro najpiękniejsza i najwspanialsza dziewczyna na świecie odwzajemnia moje uczucia, to nie pozostaje mi nic innego jak scałować jej słodkie usta. - zachichotałam na te słowa, lecz dość szybko mnie uciszył. Z szalenie bijącym sercem odwzajemniłam ten gest, głaszcząc jego policzek. Alvaro w subtelny sposób rozchylił moje usta i połączył nasze języki w namiętnym tańcu. Sama już nie wiedziałam, czy płonęłam z powodu jego pieszczot czy stanu podgorączkowego. Przywarłam do niego jeszcze mocniej, chcąc nareszcie nacieszyć się jego obecnością. Ale tylko na krótką chwilę ...
- Apsik! - kichnęłam odrywając się od niego i zakrywając nos dłońmi. Alvaro roześmiał się w głos, a ja speszona jedynie przeprosiłam.
- Na zdrowie. - przyłożył usta do mojego czoła. - Uciekaj do łóżka. Zaraz do Ciebie przyjdę, tylko znajdę coś na gorączkę.
- Ale ... zarazisz się. - mruknęłam.
- Doprowadziłaś się do tego stanu dla mnie, więc moim obowiązkiem jest zaopiekować się Tobą.

 *

- Byłaś grzeczna w tym roku?! - zawołała Maite, stojąc nad moim łóżkiem niczym kat. Na głowie miała czapkę Świętego Mikołaja, a w rękach dwie papierowe torby z nadrukowanymi reniferami. - Ciocia Maite ma prezenty!
- Ho ho ho ... - zakaszlałam.
- Aleś się załatwiła. - zacmokała z dezaprobatą. - Mamusia nie mówiła, że nie wolno całować się w deszczu? - odłożyła torby na stolik nocny, po czym z impetem władowała się obok mnie.
- Pani Mikołajowo, byłam grzeczna. - uśmiechnęłam się niewinnie, wtulona w poduszkę. Byłam już dużą dziewczynką, ale prezenty to prezenty!
- Reniferku Rudolfie, miałaś niegrzeczne myśli związane z Odriozolą. - trąciła mój zaczerwieniony nosek.
- I co w związku z tym?
- W związku z tym ... - chwyciła jedną z toreb. - ... wygrałam w studenckim konkursie bony na zakupy w sklepie Victoria's Secret! Oczywiście jako najlepsza przyjaciółka na świecie, która zna Twój rozmiar, wybrałam jeden komplet dla mnie, a drugi dla Ciebie! - podekscytowana pomachała mi przed oczami białą bielizną. - Boski, prawda? Kolor wybrałam pod Alvaro.
- O mój Boże. - zażenowana schowałam twarz w poduszce.
- Fakt, to facet. Nawet nie zwróci na to uwagi tylko ...
- Maite!
- Błagam Cię Nati, potem to sobie paraduj przed nim w bokserkach w misie! - wywróciła oczami. Zakryłam swoje własne dłonią, nie chcąc nawet tego słuchać. - A wiesz, co jest najlepsze? - przysunęła się do mnie. - Alejandra z Nachito dorwali się do tych toreb i oczywiście wszystko dokładnie pooglądali. Chciałabyś widzieć minę mojego brata, gdy znalazł małego przykładającego biustonosz do siebie bo mamusia też tak robi! - zaśmiała się w głos.
- Powiedział że Cię zabije? - spojrzałam na nią rozbawiona.
- Najpierw spytał po co mi seksowna bielizna, skoro nie jestem mężatką. Ich nadopiekuńczość mnie po prostu dołuje!
- Dlaczego tylko mężatki mogą nosić seksowną bieliznę? - mruknęłam marszcząc czoło.
- Czasami mam wrażenie, że Nacho i Maria czekali z pewnymi sprawami do ślubu. - westchnęła ciężko, spoglądając w sufit.
- Błagam Cię, byli ze sobą dziesięć lat zanim się pobrali. Po za tym, nie zmuszaj mnie do wyobrażenia sobie takiej sytuacji z nimi w roli głównej - pisnęłam waląc ją poduszką.
- Ugh, to było okropne!
- Twoje wizje są okropne!
 - Dobra, koniec! - zarządziła. - Bądźmy teraz poważne. - spojrzałam na nią z politowaniem, lecz nie odezwałam się ani słowem. - Jesteście oficjalnie razem?
- Umm takie stwierdzenie nie padło pomiędzy nami.
- Ta bielizna nie potrzebuje potwierdzenia. - wyszczerzyła się machając kompletem.
- Miało być poważnie! - trzepnęłam ją po ręce. - Koniec ze spieszeniem się z czymkolwiek. Cieszę się każdym momentem z nim. Nie będę nic planować, chociaż ta bielizna jest piękna. Może ... kiedyś. - szepnęłam.

***

A teraz tak na poważnie ... kto stawiał na Abril? :) Oczywiście mam na myśli wcześniejsze rozdziały, bo po poprzednim kilka z was dodało dwa do dwóch.

Powiem wam szczerze, że w głowie miałam kilka wersji, ale w żadnej z nich Alvaro nie miał być ofiarą. Bo to byłoby za proste. On to miał jedynie rozpocząć :)



czwartek, 18 października 2018

14. Udowodnię Ci, że nie kłamię!

Wściekłość, jaka ogarnęła moją dusze i ciało, była nie do opisania! Sama już nie wiedziałam co czułam. Złość? Rozczarowanie? Wściekłość? Zażenowanie? Nie rozumiałam jednego ... dlaczego?! Dlaczego zostałam tak perfidnie oszukana!
Byłam aż taka naiwna? Byłam aż taka ślepa? Dlaczego nie zaufałam swojemu instynktowi? Od początku doskonale wiedziałam, kto jest nadawcą kwiatów, jednak zwiodły mnie te perfidnie niewinne oczy!
Odriozola. Kwiaty zostały zamówione na nazwisko Odriozola! To nie mógł być pieprzony zbieg okoliczności! Skłamał patrząc mi prosto w oczy! Ok, nie zapytałam wprost, jednak jego zachowanie i słowa dały mi jasno do zrozumienia, że nie ma nic wspólnego z tymi wiadomościami. Zresztą, już raz skłamał! W domu Nacho twierdził, że nie wiedział iż jestem baleriną. A przecież był na moich występach! I sam przyznał, że Abril dużo o mnie wspominała!
Nie rozumiałam jednak w co on pogrywał. Dlaczego udawał mojego wielbiciela, skoro w realnym życiu byłam dla niego jedynie przyjaciółką? I odrzucił mnie! Teraz ten fakt nabierał większego znaczenia. Bawił się mną? Zwodził?
Głośno zapukałam w drzwi jego mieszkania. Było już późno, ale nie miałam zamiaru czekać do rana. Musiałam mu natychmiast powiedzieć, co o nim myślałam. Tu i teraz! Jutro, gdy emocje by opadły, nawet w małym stopniu bym się na to nie odważyła. Jednak teraz adrenalina przepływała przez mój układ nerwowy, dodając więcej odwagi.
- Nati? - uchylił zaskoczony drzwi. - Coś się stało? - nie odpowiedziałam, a jedynie pchnęłam z impetem drzwi, stając na przeciwko niego. Nie wiele myśląc, uderzyłam go otwartą dłonią w twarz. Zszokowany uniósł swoje spojrzenie, trzymając się za zaczerwienione miejsce. - Co Ty ...
- Zadowolony jesteś z siebie? Zadowolony?! - wrzasnęłam.
- O czym Ty mówisz? I co Ty wyprawiasz?!
- Oszukałeś mnie! Perfidnie mnie oszukałeś! Bawiłeś się mną! - chciałam chwycić przód jego koszulki dłońmi, jednak zacisnął swoimi moje nadgarstki. - Nienawidzę Cię Odriozola, rozumiesz?! - syknęłam mu w twarz. - Nienawidzę!
- Uspokój się i powiedz mi na spokojnie co się stało!
- To Ty jesteś ofiarą! To Ty wysłałeś mi kwiaty! - wrzasnęłam. Zdradzieckie łzy spłynęły mi po policzkach, a ja sama poczułam że tracę siły. Szczególnie, że nie zaprzeczył. W głębi serca miałam nadzieję, że jest to jedynie nieporozumienie.
- Nati, to nie jest tak jak myślisz. - szepnął.
- Mogłeś chociaż rzucić mniej oklepanym tekstem. - zironizowałam. - Cały czas kłamałeś! Od samego początku! A potem odstawiłeś scenę, gdy dostałam te kwiaty przy Tobie! Byłeś tam specjalnie, prawda? Wiedziałeś, że zaraz je dostanę!
- Nie ... błagam Cię, daj mi wszystko wytłumaczyć!
- Tu nie ma co tłumaczyć! - wyrwałam się mu. - Powiedz mi tylko, po co?! Dlaczego to robiłeś? Dlaczego się mną bawiłeś, udając przyjaciela!?
- Niczego nie udawałem. - spojrzał na mnie ze stanowczością w oczach. - Nati, to prawda. To ja wysłałem ten pierwszy bukiet. Ale te pozostałe nie są ode mnie, rozumiesz? Dlatego się zdenerwowałem!
- Przestań kłamać. - pokręciłam głową.
- Nie kłamię! Ktoś musiał wiedzieć o tych wiadomościach!
- Leire i Maite wiedziały o tych wiadomościach! Którą z nich obstawiasz?! - zironizowałam. Nie odpowiedział, a jedynie przeczesał nerwowo swoje włosy. - Poprosiłam Fernando, żeby sprawdził kto wysyła mi te bukiety! Przez Ciebie zaczęłam się denerwować, że to może być jakiś psychol! Okazało się, że zostały zamówione na nazwisko Odriozola!
- Bo były! Ale tylko te pierwsze!
- Przestań mieszać mi w głowie! - wrzasnęłam. - A w domu Nacho? Dlaczego udałeś, że nie wiesz kim jestem? Skoro wysłałeś mi kwiaty kilka tygodni wcześniej?!
- Nati, daj mi na spokojnie to wszystko wytłumaczyć.
- Tu nie ma co tłumaczyć. - warknęłam. - Nie chcę Cię widzieć, rozumiesz? Masz się do mnie nie zbliżać! - krzyknęłam wybiegając z jego mieszkania.
- Nati! - wiedziałam, że tak łatwo nie odpuści. Zbiegałam szybko ze schodów, mając głupią nadzieję, że uda mi się przed nim uciec. Balerina i piłkarz! Przecież na starcie byłam skazana na porażkę! - Poczekaj! - chwycił mnie za łokieć na chodniku.
- Powiedziałam, żebyś mnie zostawił!
- Nie, dopóki Ci nie wytłumaczę wszystkiego! - prychnęłam ironicznie, idąc przed siebie. Nie odpuścił, a jedynie zrównał ze mną krok. - Byłem na przedstawieniu Abril w styczniu. Już wtedy Cię zauważyłem. Zresztą, trudno było nie! Nie mogłem przestać o Tobie myśleć, a do tego moja własna siostra cały czas o Tobie mówiła! A w kwietniu ... uprosiłem trenera, żeby pozwolił mi przyjechać na jeden dzień do Madrytu. Powiedziałem, że to ważne dla mojej siostry, a prawda była taka, że chciałem Cię zobaczyć. Pod wpływem impulsu wysłałem te kwiaty z wiadomością.
- Jeszcze mi powiedz, że do Realu Madryt przeszedłeś dla mnie!
- Nie, akurat to było moim marzeniem. - mruknął. - I szczęśliwym zbiegiem okoliczności. - prychnęłam na te słowa, zakładając ręce na piersi. Niespodziewanie stanął na przeciwko mnie. Przystanęłam patrząc na niego uważnie. - Zakochałem się w Tobie, Nati. - szepnął. Moje zdradzieckie serce przyspieszyło, a w żołądku motyle rozpoczęły swój szalony taniec. Boże, ile bym oddała za te słowa dzień wcześniej!
- I co? Mam Ci się rzucić na szyję? Skoro mnie oszukiwałeś i nadal oszukujesz?! - pociągnęłam nosem. - A może i w tej sprawie kłamiesz!
- Gdy wysłałem Ci te kwiaty, poczułem że zrobiłem źle. Nie w taki sposób chciałem zdobyć Twoje serce. Nie chciałem wyjść na lovelasa, dlatego u Nacho udałem, że kompletnie Cię nie znam. Chciałem zacząć od początku, pokazać Ci moją prawdziwą twarz. I udało mi się! Tyle że ... widziałaś we mnie przyjaciela. - przeczesał swoje włosy. - Ty tego nie pamiętasz, ale ... pocałowałem Cię po Twoich urodzinach. Nie mogłem się powstrzymać i ...
- I odepchnąłeś mnie, gdy się zagalopowaliśmy. - szepnęłam. Spojrzał na mnie zdezorientowany. - Pamiętam wszystko.
- Więc ... dlaczego? - wydukał.
- Bałam się, że pomyślisz o mnie nie wiadomo co. - mruknęłam spuszczając wzrok. - Chciałam tego. Nigdy nie byłeś dla mnie jedynie przyjacielem. Ale oszukiwałeś mnie przez ten cały czas. - jęknęłam.
- Masz rację, nie przyznałem się do tego bukietu. Sądziłem jednak, że o nim zapomniałaś. Że dostajesz takich mnóstwo! A potem, gdy kurier podał Ci te róże, a Ty powiedziałaś o ofierze ... poczułem panikę. Nati, to nie może być zbieg okoliczności!
- Fernando wszystko sprawdził. Nie kłam. - westchnęłam.
- Sprawdził pierwszy bukiet! Pozwól mi chociaż z nim porozmawiać!
- Jaką mam gwarancję, że nie kłamiesz? Do tej pory wierzyłam w każde Twoje słowo! Ufałam! A Ty perfidnie zdeptałeś to zaufanie! Więc powiedz, dlaczego akurat teraz mam Ci uwierzyć, co?! Bo nagle powiedziałeś, że mnie kochasz?!
- Nie kłamałbym w takiej sprawie!
- Skąd ja mogę o tym wiedzieć, skoro mam dowody na to, że okłamywałeś mnie przez kilka miesięcy!
- Nati, co ja mam zrobić? - jęknął zdesperowany.
- Po prostu zostaw mnie w spokoju!
- Dobrze, dam Ci ochłonąć. - spojrzał na mnie ze stanowczością w oczach. - Ale nie odpuszczę i dowiem się, kto wysyłał resztę bukietów. Udowodnię Ci, że nie kłamię!
- Rób co chcesz!

*

Siedziałam na kanapie z kolanami podciągniętymi do brody. Pustym wzrokiem spoglądałam przed siebie. Ta sytuacja kompletnie mnie przerosła. Sama już nie wiedziałam co było prawdą, a co nieporozumieniem.
Myślałam, że go znałam. Wydawał mi się ostatnim facetem na ziemi, który posunąłby się do czegoś takiego. Okłamał mnie. Oszukał. A potem wyznał miłość, tracąc grunt pod nogami. Kto wie, może i to było kłamstwem. Przestałam mu kompletnie ufać.
- Nadal uważam, że kawa o tej porze nie jest najlepszym wyborem. - mruknął Saul podając mi parujący kubek. Usiadł obok mnie, mierząc moją twarz zaniepokojonym spojrzeniem.
- Przepraszam, że znów zwalam wam się na głowę ze swoimi problemami. - szepnęłam spuszczając wzrok.
- Wiesz doskonale, że możesz tu przyjść z każdym problemem, o każdej porze. W końcu w pakiecie z Leire dostałem młodszą siostrę. - pacnął mnie palcem w nos, wywołując słaby uśmiech na ustach. - Jednak nadal uważam, że coś w tej sprawie jest nie tak. Trochę znam Alvaro, nie wierzę że tak perfidnie by Cię oszukał.
- Też mi się wydawało, że go znam. - mruknęłam.
Po rozmowie, a raczej awanturze z Alvaro, rozgoryczona udałam się do domu siostry. Już pod drzwiami poczułam wyrzuty sumienia związane z późną porą, jednak Saul zgarnął mnie spod drzwi. Rozbeczałam się przy nim niczym mała dziewczynka, a on cierpliwie tulił mnie do siebie, czekając aż się uspokoję i powiem mu, komu ma obić mordę
- Porozmawiam z nim.
- Może lepiej nie? - zerknęłam na niego niepewnie. - To jest sprawa pomiędzy nami.
- A jeśli w tym przypadku mówi prawdę i to nie on jest nadawcą reszty bukietów? To wydaje się być irracjonalne, ale powinniśmy wziąć ten fakt pod uwagę i wszystko sprawdzić.
- Fernando sprawdził. Bukiety przychodziły od Alvaro.
- Nadal coś mi tu śmierdzi. - przeczesał nerwowo włosy.
- To nie zmienia faktu, że od samego początku mnie okłamywał. - mruknęłam. - Jakim cudem mam mu teraz uwierzyć, skoro zniszczył zaufanie, którym go obdarowałam?
- Czasami trzeba zaryzykować. - wzruszył ramionami. - Na prawdę wątpisz w to, że nic do Ciebie nie czuje?
- Wybrał sobie idealny moment na wyznanie uczuć. - zironizowałam.
- Tonący brzytwy się chwyta. Z tym właśnie wiązały się jego tłumaczenia. Zakochał się w Tobie i chciał żebyś go poznała jako prawdziwego Alvaro, a nie cichego wielbiciela. Sama przyznałaś, że początkowo byłaś tym zauroczona.
- Bo myślałam, że jest nim Odriozola. Ironia losu, co?
- Fakt, popieprzyło się na samym początku. - przyznał.
- Wiesz ... mam wrażenie, że jest to nauczka dla mnie. - mruknęłam, skupiając swój wzrok na kubku. - Zachowywałam się jak idiotka, chcąca poderwać piłkarza. Latałam za samym Cristiano Ronaldo! Teraz wiem jak to musiało z boku wyglądać.
- Nati, byłaś tylko nastolatką. W tym okresie czasu robi się rzeczy, o których w późniejszych latach nawet się nie chce pamiętać. A po za tym, wychowałaś się w tym świecie. Dla Ciebie posiadanie chłopaka piłkarza było czymś normalnym, bo miałaś z nimi styczność przez całe życie. Podświadomie szukałaś faceta podobnego do Twojego ojca.
- Leire też? - zachichotałam pod nosem.
- Jeśli chodzi o zawód to też. - zawtórował mi. - Każda młoda dziewczyna zmienia obiekt swoich westchnień co jakiś czas. Tylko Twoja siostra od razu trafiła na ideał, który okazał się byś kompletnym imbecylem i tego nie docenił.
- Samokrytyka i pycha w jednym? - uniosłam brew ku górze.
- Nie mogłem się aż tak zlinczować!
- Nie musisz być ideałem, nikt nie jest. - westchnęłam, dopijając resztkę kawy. - Ważne, że ona jest z Tobą szczęśliwa. A teraz ... chyba nie ma nic piękniejszego niż posiadanie dziecka z mężczyzną swojego życia. - spojrzałam na jego uśmiechniętą twarz.
- Przyjdzie dzień w którym sama się o tym przekonasz. Uwierz mi, czasami warto zaczekać i pocierpieć. Dzięki temu, uczysz się cieszyć z najmniejszych rzeczy. Bo to one są drogą do pełnego szczęścia.
- Oby. - uśmiechnęłam się smutno.
- To, co teraz wydaje Ci się być nierealne, kiedyś może okazać się być oczywistością.
- Powinieneś mieć córkę. - zaśmiałam się. Saul spojrzał na mnie zdezorientowany. - Możesz być pewien, że gdy przyjdzie w środku nocy ze złamanym sercem, będziesz potrafił ją pocieszyć. W tym też jesteś podobny do naszego ojca.
- Moja córka i złamane serce? - zmarszczył czoło, myśląc nad czymś intensywnie. - Ten gość już nie żyje!
- Dziwne, że Ty jeszcze żyjesz, skoro przez Ciebie też wróciłam do domu ze łzami, którymi zmoczyłam ramię ojca. - w progu stała zaspana, ale i uśmiechnięta Leire, spoglądając rozbawiona na swojego narzeczonego.
- Bo walczyłem jak prawdziwy Rojiblanco o Twoją i jego drugą szansę. - wyszczerzył się lizus jeden. Leire pokręciła głową, udając się do kuchni. Po chwili wróciła do nas z kubłem lodów i łyżeczkami.
- À propos Rojiblanco. Mariano zapytał komu maleństwo będzie kibicować. - zachichotałam, wkładając łyżeczkę lodów do buzi. Saul z Leire spojrzeli po sobie z dziwnymi minami.
- Umm ... samo zdecyduje. - przyszły tatuś wzruszył ramionami. - Chcecie coś do picia? - spytał wstając z kanapy. Pokręciłyśmy przecząco głowami, zajadając się zimnym deserem.
- Wiesz, że mu tego nie zrobię? - szepnęła.
- To znaczy?
- Nie odbiorę mu tej radości. Ja nie założę jego koszulki, ale dziecko ... wiem że to marzenie każdego piłkarza.
- Nie dziwne, że on Cię kocha do szaleństwa. - zaśmiałam się, kładąc głowę na jej ramieniu. Dzięki nim choć na chwilę zapomniałam o swoich problemach.


*

W tym roku Bożonarodzeniowym przedstawieniem okazał się być Dziadek do Orzechów. Czyli jedna z najbardziej popularnych sztuk baletowych. Moim marzeniem było zagrać Klarę Silberhaus, czyli główną bohaterkę. Po ciężkich i morderczych przygotowaniach, osiągnęłam ten cel. Chociaż w życiu zawodowym jako tako mi się wiodło.
Od paru tygodni ćwiczyłyśmy jak szalone. Był już początek grudnia, więc premiera zbliżała się co raz większymi krokami. A tyle rzeczy zostało jeszcze do opracowania! Padałam wręcz z nóg, ale dzięki temu moje myśli nie krążyły wokół Odriozoli. Minął tydzień, a on nie odezwał się do mnie ani słowem. Cóż, sama tego chciałam, jednak zarzekał się że wyjaśni tą sprawę. Jak widać i w tym mnie oszukał.
- Nati? - podeszła do mnie choreograf, gdy rozciągałam się po kolejnej morderczej próbie. - Mogłabym Cię prosić do swojego gabinetu? To bardzo ważne. - kiwnęłam jedynie głową na znak zgody.
Podniosłam się ociężale, zbierając swoje rzeczy. Kątem oka dostrzegłam Abril, która stała niepewnie w progu i na mnie czekała. Mimo mojego rozłamu z Alvaro, starałam się, aby moje relacje z piętnastolatką na tym nie ucierpiały.
- Może wpadłabyś do nas dzisiaj? - zaproponowała nieśmiało. - Mam nowy film. Premiera była dość niedawno. Podobno bardzo dobry.
- Przepraszam Cię Abril, doskonale wiem do czego dążysz, ale nie mam ochoty widzieć się z Twoim bratem. - westchnęłam. Dziewczyna pokiwała głową zagryzając wargę. - Mam lepszy pomysł. Może Ty odwiedzisz mnie?
- Nie wiem czy Alvaro się zgodzi. - mruknęła. - Wiesz, że jestem pod jego opieką.
- No tak. Więc przy okazji wyjazdowego meczu zrobimy sobie babski wieczór, co Ty na to? - zaproponowałam. Dziewczyna ochoczo przytaknęła. - A teraz Cię przepraszam, ale muszę udać się do gabinetu pani Martin. - pożegnałam się z nią, po czym zapukałam w odpowiednie drzwi. - Chciała mnie pani widzieć?
- Wejdź proszę. - zachęciła mnie uśmiechem, po czym wskazała dłonią na krzesło po drugiej stronie jej biurka. Zajęłam miejsce, oczekując tego, co ma mi do powiedzenia. Bez słowa położyła przede mną sporą kopertę.
- Co to? - spytałam niepewnie.
- Twoje zaproszenie na półroczne warsztaty do Nowego Jorku. - uśmiechnęła się do mnie szeroko. - Broadway, Twoje największe marzenie Nati!
- Ale ... - wydukałam trzymając kopertę w dłoniach. - Wysłałyśmy podanie na początku stycznia. Co się nagle zmieniło?
- A czy to ważne? - uniosła zaskoczona brwi. - Każdy kandydat jest uważnie obserwowany. Może wzięli pod uwagę Twoje bardzo dobre wyniki z Rosji? Inni czekają na taką szansę latami!
- Ja ... ja nie wiem co powiedzieć. - szepnęłam.
- Jesteś w szoku. - zaśmiała się, obejmując mnie. - Musisz się z tym przespać i na spokojnie pomyśleć. Chociaż według mnie, nie ma nad czym tutaj dumać! To wielka szansa dla Ciebie i spełnienie marzeń.
- To prawda. - uśmiechnęłam się czując jak łzy wzruszenia napływają do moich oczu. To było po prostu nieprawdopodobne. Nierealne!
- Przemyśl to Nati.

*

Wróciłam do mieszkania z prawdziwym mętlikiem w głowie. Nowy Jork. Broadway. Wielka szansa. Doświadczenie. Marzenie. Boże, czy to działo się na prawdę?
Po raz kolejny przeczytałam list, który znałam na pamięć! Z podekscytowania oraz nerwów zaczęły trząść się moje dłonie. Co powinnam zrobić? Odpowiedź była raczej oczywista. Jednak gdzieś w głębi duszy wiedziałam, że chcę stąd uciec. Z dala od tego wszystkiego. Z dala od Alvaro.
To było idealne rozwiązanie moich problemów, jednak wątpliwości zaczęły dobijać się do mojego serca. Nadal miałam cichą nadzieję, że stanie w moich drzwiach z dowodem na to, że wcale mnie nie oszukał. Bo byłam w stanie wybaczyć mu to jedno kłamstwo. Jednak z każdym dniem dochodziłam do wniosku, że był oszustem, który się mną bawił. Więc na co miałam czekać? Aż moje marzenia rozwieją się niczym poranna mgła?
Sięgnęłam do laptopa. Odpowiedź miałam wysłać drogą elektroniczną, więc nie chciałam dłuższej zwlekać. Bo i po co? Aby pojawiło się więcej wątpliwości?
Zawahałam się nad kliknięciem słowa "wyślij". Pół roku to nie była wieczność. Wrócę z ogromnym doświadczeniem oraz spełnionym marzeniem. Przeżyłam zamknięcie w Rosji, więc Nowy Jork wcale nie był mi straszny. Ale ... czy poradzę sobie z tęsknotą? Westchnęłam ciężko i pod wpływem impulsu nacisnęłam to nieszczęsne słowo. Stało się. Koniec.
Podskoczyłam przestraszona słysząc dźwięk dzwonka. Zawału kiedyś przez nich dostanę! Niepewnie podeszłam do drzwi i nacisnęłam klamkę.
- Abril? - spojrzałam zaskoczona na zapłakaną dziewczynę. - Skarbie, co się stało?!

***

Jak myślicie, poznałyście dzisiaj tożsamość ofiary czy nie? :)


sobota, 13 października 2018

13. Bukiety są zamawiane na nazwisko ...

- Teraz wrzucamy makaron do garnka. Ale nie łamiemy! Wkładamy go pionowo i puszczamy. Gdy namięknie, sam wpadnie do wody i ugotuje się równomiernie. - instruowałam Abril. Podczas jednych z naszych rozmów, dziewczyna przyznała, że ma dwie lewe ręce do gotowania. Nie mogłam przejść obok tego obojętne i zaproponowałam szybki kurs. - Teraz sprawdź na opakowaniu, ile minut mamy go gotować. - poprosiłam.
- Czy w jakiejś dziedzinie nie jesteś idealna? - spytała po nastawieniu kuchennego budzika. Zaśmiałam się jedynie, zaglądając do gotującego się makaronu.
- Raz w tygodniu, moja mama urządzała mi i moim siostrom kurs gotowania. Gdy byłyśmy małe, było to jedną wielką frajdą. Kilka lat później Raquel zaczęła mruczeć pod nosem o feminizmie, ale umiejętność nie przypalenia wody została nam do dzisiaj. - wyjaśniłam.
- Ja wolałam biegać pod stadninie. - wzruszyła ramionami.
- Wszystko przed Tobą.
- Nati? Mogę Cię o coś zapytać? - Abril spojrzała na mnie uważnie, wskakując tyłkiem na szafkę. - Pokłóciliście się z Alvaro? - nie odpowiedziałam, a jedynie zmarszczyłam zdezorientowana czoło. - Chodzi ostatnio jakiś dziwny. Zamyślony. Gdy zapytałam go o Ciebie, to jedynie na mnie syknął.
- Może coś go dręczy. - mruknęłam.
- Też tak uważam, ale on nigdy nie dzielił się z nami swoimi uczuciami. Wolał sam rozwiązywać swoje problemy. Dlatego pomyślałam, że może Ty mogłabyś z nim porozmawiać? - spytała niepewnie. - Macie ze sobą dobry kontakt. Mówi, że jesteś jego przyjaciółką.
- No tak. - westchnęłam, przeczesując włosy. - Spróbuję, ale niczego nie obiecuję. - dodałam. W tym samym momencie drzwi wejściowe się otworzyły, a po kuchni rozległ się dźwięk kuchennego budzika.
- Co mam robić?! - pisnęła spanikowana Abril, zeskakując z szafki.
- Wyłącz po prostu gaz. - zaśmiałam się. - Trzeba odcedzić makaron, ale to lepiej zrobię ja. Jeszcze mi się poparzysz!
- Co tu się dzieje? - w progu własnej kuchni stanął zdezorientowany Alvaro, mierząc nas podejrzliwym spojrzeniem. - Demolujecie mi mieszkanie?
- Oh, to tylko Nati szykuje się do kolejnej edycji Master Chef'a! - zachichotała Abril, podając mi rękawice.
- Nie prawda. Po prostu eksperymentuję i czekam na Ciebie, bo potrzebuję na kimś to wypróbować. - posłałam mu niewinne spojrzenie. Odriozola pokręcił rozbawiony głową, po czym oparł się nonszalancko o ścianę. - Bo zjesz z nami, prawda?
- Abril gotowała? - uniósł zabawnie górną brew.
- No wiesz! - oburzyła się jego młodsza siostra, zakładając ręce na piersi. - Człowiek się stara, a ten ma to gdzieś!
- Żartuję. - poczochrał jej włosy. Obrażona piętnastolatka uciekła do łazienki, aby poprawić swoją fryzurę. - Bunt nastolatka zaczyna mnie przerastać. - westchnął ciężko, podchodząc do mnie.
- Tatuś roku. - zachichotałam pod nosem. - Gdzie trzymasz talerze? Nie chcę się za bardzo rządzić.
- Tutaj. - wskazał na szafkę, po czym odsunął mnie ostrożne, kładąc dłonie na biodrach. Wcześniej ten gest wydawałby mi się niewinny i normalny, lecz teraz poczułam dreszcze na całym ciele. - Polubiłyście się z Abril. - zauważył, rozkładając talerze i sztućce na stolik.
- Twojej siostry nie da się nie lubić. - zauważyłam.
- Cieszę się. - uśmiechnął się.
- Spróbujesz? - oderwałam się od mieszania makaronu z sosem. Alvaro podszedł niepewnie, spoglądając na widelec. - Żartowałam z eksperymentem. - zaśmiałam się, podkładając mu pod nos. Spróbował ostrożnie, spoglądając w moje oczy. Speszona uciekłam wzrokiem w bok.
- I nie zamówiłyście tego w najlepszej restauracji w mieście?
- Wątpisz w mój talent? - uniosłam zadziornie brew.
- Pycha. - puścił mi oczko. Uśmiechnęłam się zanosząc jedzenie na stolik. Alvaro oznajmił, że idzie do łazienki, chcąc wykurzyć stamtąd swoją siostrę.
Dźwięk telefonu oderwał mnie od spoglądania na jego oddalającą się sylwetkę. Zerknęłam z ciekawością na wiadomości od Marii. A raczej zdjęcia mojej sesji, którą mi przesłała. Miałam już przyjemność je obejrzeć, jednak za każdym razem wzbudzały we mnie samozadowolenie.
- Co tak się uśmiechasz do tego wyświetlacza? - zapytała Abril, siadając na swoim miejscu. - Dostałaś jakąś pikantną wiadomość? - poruszała zabawnie brwiami, na co Alvaro posłał mi pełne dezaprobaty spojrzenie.
- Maria wysłała mi zdjęcia z sesji. - odłożyłam telefon. - Potem mi pomożesz wybrać najlepsze do podzielenia się z innymi.
- Tej sesji?! Mogę zobaczyć?! - prawie podskoczyła na krześle z podekscytowania.
- Najpierw obiad. - oznajmiłam stanowczo.
- I kto tu jest mamusią roku. - mruknął pod nosem Odriozola. - O jakiej sesji ona mówi? - spojrzał na mnie uważnie znad talerza.
- Pamiętasz jak Maria namawiała mnie na sesję zdjęciową? - spytałam, na co przytaknął niepewnie głową. - Pomyślałam, że warto spróbować. Żeby potem nie żałować. Po za tym, Gustavo ma dar przekonywania. - zaśmiałam się.
- Gustavo? - wydukał z dziwną miną.
- Fotograf. - wyjaśniłam. Bez słowa wrócił do jedzenia, ale doskonale widziałam powagę wymalowaną na jego twarzy. Abril jedynie uśmiechała się pod nosem, zajadając ugotowany przez siebie makaron.
Poczułam satysfakcję związaną z jego reakcją. Od początku wiedziałam, że nie podobał mu się pomysł ze sesją. A teraz? Miałam wątpliwości czy w ogóle pokazywać mu rezultat! Jednak chęć zobaczenia jego reakcji była ogromna!
Po obiedzie usiadłyśmy z Abril na kanapie, a zamyślony Alvaro we fotelu. Włączyłam sesję, pokazując dziewczynie zdjęcie po zdjęciu. Oczywiście piętnastolatka była zachwycona, co mnie jedynie podbudowało.
- Oh, Ty tutaj nic nie masz na sobie? - wyszeptała wpatrując się jak zaczarowana w jedno ze zdjęć. Alvaro, jakby zaalarmowany, uniósł głowę do góry, wpatrując się we mnie z nieodgadnionym wzrokiem.
- To takie złudzenie. - wyjaśniłam. - Nagie mam jedynie ramiona.
- Pięknie wyszłaś. Tak tajemniczo!
- Jednak te są moje ulubione. - zagryzłam wargę, pokazując ostatni rezultat sesji. Abril uchyliła z wrażenie usta, nie mówiąc ani słowa. Te zdjęcia przepełniały mnie dumą. Doskonale słyszałam słowa wypowiedziane przez Gustavo.

"Wyobraź sobie, że to on jest Twoim fotografem". 





- To koniecznie musi być któreś z nich. - zachichotała. - Wiesz ile dostaniesz lajków? O ile Instagram Ci ich nie zablokuje z powodu ...
- Przestań. - rozbawiona przyłożyłam jej dłoń do ust.
- Alvaro, koniecznie musisz to zobaczyć! - pisnęła, wskakując mu na kolana z moim telefonem w rękach. - Wyszła pięknie, prawda?
Uważnie obserwowałam jak spogląda na całą sesję. Domyśliłam się kiedy Abril doszła do TYCH zdjęć, ponieważ jego usta zacisnęły się w wąską linię, a spojrzenie którym mnie obdarzył, wręcz mnie poparzyło.
- Też tak chcę. - westchnęła Abril.
- Po moim trupie. - warknął Odriozola. Jego siostra zmierzyła go zdezorientowanym spojrzeniem, po czym zeszła z kolan. - Nie będziesz paradowała przed obcym facetem w samych majtkach i ... - przerwał wstając nerwowo.
- Dokończ. - założyłam ręce na piersi, spoglądając na niego z wyzwaniem w oczach.
- Z piersiami na wierzchu. - syknął.
- Pokaż mi chociaż jedno ze zdjęć, na których widać mi pierś. - prychnęłam. - Chyba, że to tylko Twoja wyobraźnia.
- Nati, ona ma piętnaście lat! - wskazał ręką na siostrę.
- Przecież ja ją do tego nie zmuszam! - oburzyłam się.
- Alvaro ... ja tylko żartowałam. - dodała wystraszona naszą wymianą zdań Abril. - Nie kłóćcie się przeze mnie. - jej brat nic nie odpowiedział, a jedynie wyszedł wściekły do kuchni.
- Idź do siebie Abril. - poprosiłam. - Porozmawiam z nim. - westchnęłam ciężko przeczesując swoje włosy. Ruszyłam w ślad za Odriozolą, który rękoma opierał się o blat szafki i zamyślony spoglądał na widok za oknem. Wściekłość wręcz od niego biła! - O co tak na prawdę chodzi? - spytałam, stając obok niego. - Obydwoje doskonale wiemy, że nie wściekasz się z powodu Abril. Rozumiem, że nie podoba Ci się ta sesja? Spoko, nie robiłam jej dla innych, tylko dla siebie.
- Chciałaś podbudować swoje ego, paradując roznegliżowana przed obcym facetem? - spojrzał na mnie z rozczarowaniem w oczach
- Gustavo to profesjonalny fotograf. A po za tym jest gejem!
- Ale to nadal facet. - mruknął.
- A ja już jestem dorosła i mogę robić co tylko chcę! Uwierz bądź nie, ale jeśli według Ciebie to jest roznegliżowana sesja, to jeszcze nie widziałaś roznegliżowanej sesji! - krzyknęłam czując jak podnosi mi się ciśnienie. Nie miał prawa robić mi scen zazdrości, skoro uważał że jesteśmy tylko przyjaciółmi! - Miałam jedynie głęboki dekolt, więc wielkie mi halo!
- Więc po cholerę się wściekasz i tłumaczysz?
- Bo ... - zamilkłam nie wiedząc co mu odpowiedzieć. - Masz rację. Przecież nie muszę się nikomu spowiadać z tego co robię. Będę chciała, to zrobię sobie nawet rozbieraną sesję i nic nikomu do tego! - odwróciłam się na pięcie z zamiarem wyjścia z jego mieszkania. Chwycił mnie jednak niespodziewanie za łokieć i przycisnął do ściany. Zdezorientowana wpatrywałam się w jego twarz, która była blisko mnie.
- Po moim trupie. - warknął. Niespodziewana fala gorąca zalała moje ciało, a oddech przyspieszył. Cholera, czy on sobie zdawał sprawę z tego, jaki był w tym momencie pociągający?
- Dlaczego? - wydukałam.
- Bo się nie zgadzam. - spojrzał w moje oczy z wyzwaniem.
- Bo ... ? - uniosłam brew, oczekując niecierpliwie jego odpowiedzi. Byłam wręcz pewna, że jedno jego słowo "nie", a nawet nie pomyślałabym o kolejnej sesji.
- Nati. - westchnął ciężko, zamykając na kilka sekund oczy. - Bo jestem ... - dźwięk dzwonka do drzwi, oderwał nas od wpatrywania się w swoje oczy. Alvaro odsunął się nerwowo, po czym udał się otworzyć nieproszonemu gościowi. Z irytacją uderzyłam tyłem głowy w ścianę. Bo jestem ... co?
- Ekipa najlepszej drużyny na świecie melduje się na pokładzie! - wrzaski Asensio było słychać na drugim końcu Madrytu. - Mamy piwko i chipsy! Załączaj FIFĘ Odriozola, co tak stoisz?
- Zapomniałem, że macie wpaść. - mruknął.
- Moje serce krwawi z tego powodu ... oh! Nati! - Marco uśmiechnął się na mój widok, a po chwili objął mocno. - Nie przeszkodziliśmy w niczym, prawda? Bo jakby co, to wyjdziemy. Może jeszcze stanie na wysokości zadania.
- Przypominam Ci pajacu, że to córka Emilio Butragueño. Chcesz żyć? - prychnął Isco, rzucając chipsy na kanapę i całując mnie w policzki na powitanie.
- Słyszałeś Odriozola? To córka Butragueño! - zawołał Mariano, czochrając go po głowie. - Chociaż i tak jesteś na lepszej pozycji niż Niguez.
- Robicie z mojego ojca potwora. - oburzyłam się. - A prawda jest taka, że bardzo dobrze dogaduje się z Saulem, a teraz będzie dziadkiem więc ... - błyskawicznie zamknęłam usta dłonią, gdy dotarło do mnie jaką gafę strzeliłam. Cztery uważne spojrzenia spoczęły na mojej twarzy.
- Lola jest w ciąży?! - krzyknął podekscytowany Asensio. Boże, jak ona nienawidziła gdy tak ją nazywał!
- Tylko was błagam, ani słowa nikomu! - jęknęłam. - Wiem, że nie potraficie utrzymać jęzorów za zębiskami, ale chociaż raz moglibyście pokazać, że się mylę! Niech ona sama się wam pochwali, nie odbierajcie jej tej przyjemności.
- Dla Loli się poświecę. - Marco wzruszył ramionami i sam dorwał się do załączania FIFY.
- Dziecko będzie Madridistą czy Rojiblanco?
- Serio Mariano? - wywróciłam oczami. 
- Najważniejsze żeby było zdrowe. - mruknął Alvaro, na co posłałam mu uśmiech. Zmierzyłam całą bandę uważnym spojrzeniem, dochodząc do wniosku że nic tu po mnie. Zresztą, wieczorem czekała mnie rodzinna kolacja, więc najwyższa pora abym wróciła do swojego mieszkania. Pożegnałam się ze wszystkimi, jeszcze raz prosząc o dyskrecję. Chociaż i tak im nie wierzyłam.

*

Wieczorem zameldowałam się w swoim rodzinnym domu. O dziwo, byłam pierwszym gościem. Dlatego z rozbawieniem mogłam obserwować mamę, która krzątała się wokół stołu, sprawdzając czy wszystko jest na swoim miejscu.
- Pani Soniu, czy ja kiedykolwiek panią zawiodłam? - zapytała z uśmiechem nasza ukochana Dolores. Stałyśmy ramię w ramię spoglądając na moją poddenerwowaną matkę.
- Oh, przecież wiesz, że to nie o to chodzi. - jęknęła dosuwając jedno z krzeseł. - Raquel nareszcie przyprowadzi do domu Fernando, a do tego Emilio wspominał, że przyjdzie z osobą towarzyszącą. Z kolei Leire oznajmiła, że ma nam coś ważnego do powiedzenia! Dzięki Bogu, u Ciebie Nati jest stabilnie.
- Oprócz tego, że zrobiłam sobie rozbieraną sesję. - wzruszyłam ramionami. Matka spojrzała na mnie jak na ducha, po czym usiadła z impetem na kanapie. - Żartowałam! - pisnęłam ze śmiechem.
- Wykończycie starą matkę!
- Wcale nie jesteś taka stara. - ucałowałam ją w policzek, na co z uśmiechem pogładziła moje włosy. - I nie musisz się denerwować. Fernando jest bardzo sympatyczny, kolejna wybranka Emilio na pewno nie jest zbyt wybredna, a Leire i Saul ... coś ważnego, nie znaczy że poważnego. Więc nie panikuj!
- A Twój ojciec jak zwykle siedzi w gabinecie. - prychnęła.
Dźwięk dzwonka do drzwi, oderwał nas od konwersacji. Zaproponowałam, że otworzę, więc spokojnym krokiem udałam się w stronę oczekujących gości. Z uśmiechem przywitałam się z Leire i Saulem.
- Mama twierdzi, że Emilio kogoś przyprowadzi. - rzuciłam konspiracyjnym szeptem, gdy siedzieliśmy w salonie. Siostra spojrzała na mnie jak na idiotkę.
- Która dała się nabrać na jego gadane? - mruknął Saul, bawiąc się bransoletką swojej ukochanej. Nie było tajemnicą, że nie darzyli się z Emilio sympatią. Jednak dla Leire starali się jako tako zachowywać w swoim towarzystwie.
- O ile owa "która" istnieje. - wzruszyłam ramionami.
- To Raquel! - zawołała mama, wypadając jak burza z kuchni. Ojciec, który wyszedł z gabinetu, chcąc się z nami przywitać, chcąc nie chcąc musiał udać się za nią. Nie chcieliśmy im przeszkadzać w tym "oficjalnym" zapoznaniu, więc zaproponowałam, abyśmy udali się do jadalni.
Chwilę później wszyscy siedzieliśmy przy stole, rozmawiając na błahe tematy. Oczywiście brakowało Emilio, który jak zwykle się spóźniał! Kompletnie nie brał pod uwagę tego, że mogłabym być głodna. 
- Bycie policjantem jest na pewno niebezpieczne. - zagadnęła mama.
- Owszem, są takie sprawy. - przytaknął Fernando. - Ale bycie policjantem śledczym jest z tym związane. Musimy minimalizować to niebezpieczeństwo, aby inni czuli się bezpiecznie.
- Masz własny pistolet? - spytałam podekscytowana.
- Mam, ale dzisiaj nie wziąłem go ze sobą. - posłał mi czarujący uśmiech, który odwzajemniłam.
- Jak się poznaliście z Raquel? - podekscytowanie mamy było wręcz namacalne. W sumie sama byłam tego ciekawa, ponieważ siostra była strasznie tajemnicza jeśli chodzi o jej relacje z Fernando.
- Prowadziliśmy śledztwo związane z handlem narkotyków wśród celebrytów. - rodzice momentalnie zmierzyli Raquel spanikowanymi spojrzeniami, na co jedynie wywróciła oczami. - Spokojnie, to nie państwa córka była jednym z naszych celów. Ale jeden z jej kolegów ze studia już tak. Przez przypadek wparowaliśmy do jej garderoby. - posłał jej szeroki uśmiech, na co zarumieniona spuściła wzrok. - Próbowałem ją przeprosić, ale nie dała mi dojść do słowa.
- Oh, no coś Ty. - Leire zachichotała pod nosem, co sama odwzajemniłam. - Znając życie, nawrzeszczała na Ciebie.
- Nigdy wcześniej nie spotkałem tak uroczo wściekającej się kobiety.
- Po prostu nigdy wcześniej nie spotkałeś sióstr Butragueño. - rzucił rozbawiony Saul, patrząc z czułością na swoją narzeczoną.
- Które odziedziczyły to po swojej matce. - podkreślił tata. Mama posłała mu niewinny uśmiech z drugiej strony stołu. - Kochanie, Emilio chyba się spóźni.
- Właśnie, a ja jestem głodna. - Leire zrobiła niezadowoloną minę, kładąc ręce na brzuchu.
- Kilka minut was nie zbawi.
- Powiedz to swojemu wnukowi albo wnuczce. - mruknęła pod nosem, jednak szelmowski uśmiech wkradł się na jej usta. Rodzice spojrzeli na siebie zdezorientowani, a następnie na nią. - Miałam inaczej wam to przekazać, ale ja na prawdę jestem głodna. - jęknęła. - A właściwie to ... my.
- Radziłabym jej posłuchać. - zaśmiał się Saul. - Gdy jest głodna, zaczyna być nerwowa, co w połączeniu z ciążowymi hormonami ...
- Bo mam w sobie małego Nigueza, który jak tatuś jest niecierpliwy gdy jest głodny, więc mnie nie prowokuj. - syknęła.
- Dolores! Kolacja! - krzyknęła mama, a po chwili zerwała się ze swojego miejsca. Podbiegła do Leire i mocno wyściskała wzruszona. - Tak bardzo się cieszę! Słyszałeś Emilio, będziemy dziadkami! - rozbawiona zerknęłam na tatę, który z zamglonymi oczami i uśmiechem spoglądał na Leire. Po chwili jednak wstał i ucałował z czułością jej skroń, a Saulowi pogratulował podając dłoń.
- Teraz rozumiem te insynuacje Isco i Asensio. - mruknął, gdy Raquel gratulowała naszej siostrze. Od razu poczułam ogarniającą mnie panikę. - Tylko dlaczego oni wiedzieli wcześniej ode mnie?
- Ale ... nikt nie wiedział. - wydukała Leire.
- Wymsknęło mi się? - szepnęłam niewinnie. - Zabije tych gadów! Co Ci powiedzieli?
- Zadzwoniłem do Mariano, żeby wpadł z samego rana podpisać zaległe dokumenty. W tle słyszałem przekrzykiwania Isco i Asensio z gratulacjami. Ktoś musiał ich uciszać, bo to nie było zbyt wyraźne. Teraz już wiem co mieli na myśli.
- Zabije, zabije, zabije ... - syczałam ściskając dłoń na widelcu. - Fernando, czy zostanę oczyszczona z zarzutów, gdy uratuje świat przed głupotą tych imbecyli?
- Zobaczę co będzie się dało zrobić.
- Nawet jeśli Fernando Ci pomoże uniknąć dożywocia, to ich fanki nie dadzą Ci żyć. - zauważyła trafnie Raquel. - Także więzienie w Meksyku jest lepszym rozwiązaniem.
- Emilio! - klasnęła mama, gdy wokół rozbrzmiał dźwięk dzwonka. Zerwała się z krzesła i tyle ją wiedzieliśmy. Zaśmiałam się z Leire, która jedynie wzruszyła ramionami nie odrywając się od jedzenia.
- Od kiedy on puka? - spytała zdezorientowana Raquel. - Kim ona jest i co z nim zrobiła?!
Nagle do jadalni weszła wysoka brunetka z cudownymi niebieskimi oczami, posyłając nam tajemniczy uśmiech. Nawet Leire oderwała się od makaronu! Z wrażenia prawie uchyliłam usta, gdy zorientowałam się, że przed nami stoi sama Sara Sampaio! Bo to raczej nie był sobowtór ...
- Cześć wszystkim! - zawołał wyszczerzony Emilio. - Poznajcie, to Sara. - objął ją ramieniem. - Poznaliśmy się na Ibizie. A to moja rodzinka. - wskazał na nas ręką.
- Miło Cię poznać Saro. - rzuciła Leire, chwytając z powrotem za swój widelec. - Emilio, czy Ty chociaż raz możesz być na czas? Prawie padłam z głodu!
- Jest w ciąży. - wyjaśniła Raquel, nadal zszokowana obecnością słynnej portugalskiej modelki.
- Z kim? - wydukał nasz ćwierćinteligenty brat. Z całej siły pacnęłam się otwartą dłonią w czoło. Leire wyglądała jakby miała mu wbić widelec pomiędzy oczy! - No przecież żartuję! Saul mi obiecał, że będę ojcem chrzestnym. - wyszczerzył się.
- Chyba po moim trupie. - warknął Niguez.
- Siadajcie proszę. - tata zapobiegł katastrofie, wskazując na wolne miejsca. Boże, moja rodzina była nienormalna!

Po kolacji udałam się na taras, aby choć na chwilę oderwać się od całego zamieszania. Słowa Alvaro nie dawały mi spokoju. "Po moim trupie". "Nie zgadzam się". "Bo jestem ...". Jestem co? Nie dawało mi to spokoju! Tysiące scenariuszy przelatywało mi przez głowę! Musiałam koniecznie z nim wszystko wyjaśnić.
Do tego pozostawała sprawa z tajemniczą ofiarą. Z początku bagatelizowałam całą sprawę, ale z każdym kolejnym bukietem, co raz bardziej się denerwowałam. Szczególnie gdy zrozumiałam, że to nie Alvaro jest ich nadawcą. Nie lubiłam takich tajemnic. To mógł być ktokolwiek!
- Czemu stoisz tu sama? - usłyszałam za plecami głos Fernando.
- Zauważyłeś, że moja rodzina nie jest do końca normalna? - zapytałam z uśmiechem, który odwzajemnił. - Cieszę się, że Raquel nareszcie poznała kogoś porządnego. I że się zakochała!
- Miło mi. - oparł się o balustradę obok mnie. - Uwierz mi, bardzo denerwowałem się poznaniem was wszystkich. Zależało mi na tym, abym został zaakceptowany. Okazało się, że nie mam czym się martwić.
- Policjant w rodzinie to zawsze jakieś poczucie bezpieczeństwa. - zauważyłam rozbawiona. I właśnie w tym momencie w głowie zawitała mi pewna myśl. - Fernando? Powiedziałeś, że jesteś policjantem śledczym. Czyli ... jak detektyw? - spojrzałam na niego niepewnie.
- Zgadza się.
- A czy ... mógłbyś coś dla mnie sprawdzić? To głupie, ale ... czy jest szansa sprawdzić, kto wysyła mi tajemnicze bukiety?
- Dostajesz tajemnicze bukiety? - zmarszczył czoło.
- Właściwie to nie ma w nich nic podejrzanego. To jedna osoba, ponieważ  cały czas podpisuje się "Twoja ofiara". Jednak ... co raz bardziej zaczyna mnie niepokoić fakt, że nie wiem kto za tym stoi. - wyjaśniłam.
- Rozumiem. - pokiwał głową, myśląc nad czymś intensywnie. - Jeśli dostajesz karteczki, to znaczy że ta osoba musi podać nazwisko albo numer telefonu gdy je zamawia. Masz chociaż jedną przy sobie?
- Powinnam mieć w moim pokoju. Nie wzięłam wszystkich rzeczy. - poinformowałam go, udając się na górę. Tak jak sądziłam, karteczka nadal znajdowała się w komodzie. Podałam ją niepewnie Fernando, który w skupieniu oddalił się, wybierając jakiś numer. Nie chcąc mu przeszkadzać, wróciłam do salonu.
- Ona cały czas patrzy na Saula. - mruknęła do mnie niezadowolona Leire. Zerknęłam na jej narzeczonego, który skupiony był na rozmowie z naszym ojcem. Następnie swój wzrok przeniosłam na Sarę.
- Wydaje Ci się.
- Co się dzieje? - Saul zauważył minę Leire i momentalnie zareagował. Ta jedynie wzruszyła ramionami spuszczając wzrok. - Może wrócimy do domu? Powinnaś odpocząć.
- To świetny pomysł. - poparłam go. Z uśmiechem wyciągnął dłoń do swojej narzeczonej, który uścisnęła z wyraźnie poprawionym humorem. - Pamiętaj, to tylko hormony. - puściłam jej oczko.
- Nati? - odwróciłam głowę do Fernando, stojącego w drzwiach tarasu. - Mogę Cię na chwilę prosić? - wcale nie podobała mi się jego mina. Wydawał się być zdezorientowany i zaniepokojony. Niepewnie wyszłam na taras. - I co? Dowiedziałeś się czegoś?
- Tak. Wiem od kogo dostajesz kwiaty. - westchnął. Poczułam adrenalinę, która ogarnęła moje ciało. To było aż tak proste? Wystarczyło poprosić Fernando o interwencję? Dlaczego nie zrobiłam tego wcześniej!
- Kto to jest? - spytałam niecierpliwie.
- Bukiety są zamawiane na nazwisko ...

***

Ależ ze mnie zołza, co? ^^

W kolejnym rozdziale kilka tajemnic i niedomówień wyjdzie na jaw, zobaczycie Saula w nowej roli, a Nati stanie przed życiową szansą ... także zachęcam do wyrażania swoich opinii, które są zastrzykiem mojej weny oraz już teraz zapraszam na kolejny rozdział :)

poniedziałek, 8 października 2018

12. Chciałabym zrobić coś dla siebie.

Mało spałam tej nocy. Szczerze mówiąc, budziłam się co kilka minut, przekręcając z boku na bok. Zastanawiałam się co robić. Zaakceptować to, że jestem dla niego przyjaciółką, czy stracić na zawsze? To nieprawdopodobne, że w kilka tygodni stał się dla mnie ważną osobą, bez której nie wyobrażałam sobie życia.
Ale czy taka przyjaźń miała w ogóle sens? Czy przyjaciele nie powinni się okłamywać? Jak mam go wspierać i doradzać, gdy znajdzie dziewczynę swoich marzeń? Jak mam zaakceptować inną kobietę przy jego boku? To będzie bolało. Bardziej niż teraz! Na prawdę ten masochizm miał sens?
Z drugiej strony ... czy bardziej nie będzie bolał mnie fakt, że nagle go zabraknie? Że nie będę mogła mu się zwierzyć czy po prostu porozmawiać bez sensu i ładu w środku nocy? Miałam za swoje! Powtarzałam jak mantrę, że jesteśmy tylko przyjaciółmi. Mam co chciałam.
Wstałam ciężko z łóżka, nadsłuchując odgłosów zza drzwi. Zachowując się niczym mysz pod miotłą, wyciągnęłam z szafy dresy, które na siebie założyłam. Potargane włosy związałam w koka. Po co miałam się stroić, skoro on i tak by tego nie zauważył.
- Jak to mówiłaś Clarice? - szepnęłam, chwytając za klucz. Delikatnie go przekręciłam. - Mam potencjał do zostania aktorką? Więc przedstawienie czas zacząć. - westchnęłam ciężko, po czym nacisnęłam klamkę.
- Nati? - Alvaro zerwał się z kanapy, na której siedział zamyślony. Wyglądał jak siedem nieszczęść! Jemu ta noc też dała ostro w kość.
- Nie masz swojego mieszkania, Odriozola? - mruknęłam chwytając się za głowę. - Serio ta kanapa jest wygodniejsza od Twojego łóżka? - wyminęłam go, udając się wprost do kuchni. Wiedziałam, że spogląda na mnie zdezorientowany, nie wiedząc co powiedzieć. - Chcesz? - pomachałam butelką wody, którą wyciągnęłam z lodówki.
- Poproszę. - wydukał, opierając się niepewnie o blat.
- Co tak na mnie patrzysz? - spytałam, unosząc brwi ku górze. - Lepiej mi powiedz, jakim cudem się tutaj znalazłam. Więcej nie piję z Maite i Asensio! To są dwa potwory czyhające na moje zdrowie. - usiadłam ze szklanką wody. Drugą podsunęłam chłopakowi.
- Nic nie pamiętasz? - usiadł na przeciwko mnie.
- Błagam, nie mów mi tylko, że rozbierałam się na środku ulicy! - udanie przerażonej miny chyba wyszło mi idealnie, ponieważ Alvaro błyskawicznie zaprzeczył. - Więc co robiłam? Wykrztuś to z siebie!
- Właściwie to ... nic. - podrapał się po głowie. Poczułam wyrzuty sumienia związane z jego zakłopotaniem. Nie chciał mnie pogrążać, a jedynie chronił od przykrej prawdy. - Pytałem bo ... bo sam nic nie pamiętam. Znaczy, mało co. - wydukał wbijając wzrok w szklankę.
- Więc przyjmijmy, że nic żenującego nie miało miejsca. Przyszliśmy do mojego mieszkania i udaliśmy się w ramiona Morfeusza. Po sprawie. - wzruszyłam ramionami upijając łyk wody. Alvaro nie odpowiedział, a jedynie przeniósł zamyślony wzrok w stronę okna.  - Może jesteś głodny?
- Raczej nic dzisiaj nie przełknę. - odchrząknął. - Właściwie to powinienem się zbierać. - wstał ze swojego miejsca. - Popołudniu mamy trening, więc ogarnę się w ciągu tych kilku godzin.
- Jasne. - przytaknęłam.
- To ... pa. - mruknął spoglądając na mnie niepewnie. Wyszedł z mieszkania zostawiając mnie z bólem w sercu. To wcale nie będzie tak łatwe, jak mi się wydawało. Nie da się wymazać tamtej chwili z pamięci.

Dla zabicia czasu, oraz własnych myśli, postanowiłam się trochę porozciągać. Joga była najlepsza na wszystko! Przynajmniej tak twierdziła Raquel, gdy bawiła się w moją i Leire instruktorkę. Szkoda tylko, że nie wzięła pod uwagę problemów sercowych, których "od tak" nie dało się wyrzucić z głowy. Z irytacją co chwilę zmieniałam pozycję. Kompletnie nie mogąc się skupić!
Chcąc się upewnić, czy moje pseudo rozciąganie dało jakikolwiek efekt, zrobiłam szpagat. Zresztą, akurat ta czynność była dla mnie tak prosta, tak normalna, jak podbijanie piłki na kolanie przez Odriozolę. Ugh! Z irytacją walnęłam pięścią w podłogę.
Udałam się do kuchni po wodę. Trzymając w dłoni butelkę, zauważyłam bransoletkę na nadgarstku. Opuszkami palców dotknęłam zawieszek. Piłki oraz butów baletnicy. Symboli naszej przyjaźni. Prezentu, który będzie mi przypominał o największej kompromitacji. O rozczarowaniu. O odrzuceniu. Jednak nie mogłam jej zdjąć i schować na dnie szkatułki na biżuterię. Była zbyt ważna. Była od niego.
Ze złością wrzuciłam opróżnioną butelkę do kosza. Nerwowo przeczesałam włosy, rozglądając się wokół. Musiałam z kimś porozmawiać, bo inaczej zwariuję!

Nie całą godzinę później stałam pod domem Leire i Saula, niepewnie pukając w dębowe drzwi. Oplotłam swoją sylwetkę rękoma, czując chłodny wiatr na sobie. Listopad zawitał na Półwyspie Iberyjskim z nieciekawą pogodą.
- Nati? - w progu stanęła Leire z szerokim uśmiechem. Widząc jednak moją minę, ten gest momentalnie zrzedł jej z twarzy. - Co się stało? - spytała zaniepokojona. Uchyliłam usta, aby jej odpowiedzieć, jednak wydobył się z nich jedynie szloch rozpaczy.
Siedziałam na kanapie, wtulona w jej ramiona. Siostra gładziła mnie z czułością po głowie, słuchając całej opowieści, przerywanej co jakiś czas kolejnym wybuchem płaczu. Rano sądziłam, że wylałam z siebie wszystkie łzy, a one bezczelnie powróciły ze zdwojoną siłą.
- Rano powinniście porozmawiać na spokojnie. - zauważyła. - Poniosły was emocje. Rozumiem jego postępowanie. Chciał być pewien, że robisz to świadomie.
- Nie byłam pijana. Raczej ... pewniejsza siebie. - dodałam szeptem.
- A rano upewniłaś go jedynie w tym, że miał rację. Sądzi, że byłaś pijana i gdyby nie to, cała sytuacja nie miałaby miejsca. - ze smutkiem musiałam przyznać jej rację. Spieprzyłam wszystko. - Nati, dlaczego?
- Bo ... byłam przerażona. - pociągnęłam nosem. - Bałam się tej rozmowy. Bałam się okazać mu to co czuję. Bałam się, że znów wyjdę na głupka. A teraz nie wiem co mam zrobić! - schowałam twarz w dłoniach.
- Posłuchaj mnie. - położyła dłonie na moich ramionach i odwróciła do siebie przodem. -  Ja też byłam w podobnej sytuacji. Bałam się porozmawiać szczerze z Saulem. Dlatego nie popełniaj moich błędów! Nie możesz pozwolić, aby szansa na jego miłość Cię ominęła.
- Skąd ta pewność, że nie jestem dla niego jedynie przyjaciółką?
- A kto kogo pierwszy pocałował? - uniosła zabawnie jedną brew. Zmarszczyłam czoło dumając nad całą sytuacją. Przeanalizowałam ją w nocy dochodząc do wniosku, że to on przyciągnął mnie do siebie. A może znów coś sobie wmówiłam?
- Wydaje mi się, że on. - szepnęłam.
- Alvaro to rozsądny i dojrzały chłopak. Emocje was poniosły, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Zdawał sobie sprawę z tego, że trochę wypiłaś, więc miał wątpliwości czy robisz to w pełni świadoma. Sama przyznałaś, że alkohol dodał Ci odwagi. - spojrzała na mnie uważnie, na co kiwnęłam głową na znak zgody. - Boże, on Cię zna lepiej niż Ci się wydaje! - zaśmiała się.
- Myślisz, że gdybym nie była pijana ... to znaczy pod lekkim wpływem procentów. - zaznaczyłam, na co wywróciła oczami. - To ... nie odrzuciłby mnie?
- Sądzę, że to była najtrudniejsza rzecz jaką musiał zrobić w życiu. - zachichotała bezczelnie. Poczułam jak gorące rumieńce pojawiają się na moich policzkach. - Nati, a teraz poważnie. Kochasz go?
- Tak. Tego jednego jestem pewna. - szepnęłam.
- Więc musisz się mu przyznać, że wszystko pamiętasz. Kawa się wylała, nie ma co ukrywać swoich uczuć. Bo w innym przypadku ... będziesz w stanie żyć ze świadomością, że pozwoliłaś mu odejść do innej? Milcząc, mając mu tak dużo do powiedzenia? - zagryzłam wargę spuszczając wzrok na podłogę. - Nie odpowiadaj. Nawet jeśli to zrobisz, ta świadomość zniszczy Cię od środka. Kto jak kto, ale ja wiem o tym doskonale. - westchnęła przeczesując nerwowo swoje włosy.
- Przecież jesteście z Saulem szczęśliwi.
- Gdybyśmy od początku ze sobą poważnie porozmawiali, to bylibyśmy ze sobą już parę lat, a nie miesięcy. Dopiero teraz poszliśmy po rozumy do głów. Uwierz mi Nati, widok Twojego ukochanego z inną przy boku, to ból do nieopisania. Nie chcę tego dla Ciebie. - założyła kosmyk moich włosów za ucho. - Nie popełniaj moich błędów.
- Chciałabym być tak szczęśliwa jak wy. - uśmiechnęłam się do niej. - Bo jesteś szczęśliwa, prawda?
- Jestem. - w jej oczach pojawił się tajemniczy błysk. Swój wzrok przeniosła w stronę stolika, na którym dopiero teraz dostrzegłam eleganckie pudełko z czerwonymi różami. Obok stał kosz pełen słodyczy obwiązany wstążką oraz ... pluszowy miś. Z wrażenia uchyliłam usta, przypominając sobie o dość ważnej sprawie.
- Leire ... byłaś rano u lekarza? - spojrzałam na nią uważnie.
- Byliśmy. - szepnęła zagryzając wargi, chcąc ukryć szeroko uśmiech. Jednak ni jak jej to nie wychodziło!
- Jesteś w ciąży! - pisnęłam, a po chwili zakryłam usta dłońmi. Leire zaśmiała się, ale kiwnęła potwierdzająco głową. Poczułam jak łzy wzruszenia napływają mi do oczu ... jakbym ich nie miała pod dostatkiem w ostatnich godzinach. - Będę ciocią? - szepnęłam.
- Będziesz. - jej głos zadrżał. - A ja będę mamą. Mam pod swoim sercem dziecko Saula. - rozpłakała się nagle. Kilka sekund później poszłam w jej ślady, przytulając do siebie mocno.
W tej chwili wszystkie problemy i życiowe rozterki zostały przegonione do kąta. Nowe życie, to także nowy rozdział. Czułam, że to maleństwo wniesie dużo radości i światła do naszej rodziny. Do mojego życia. Już je kochałam całym swoim sercem!
- Wiesz co maluszku? - nachyliłam się nad brzuchem siostry. - Będziesz mieć najlepszą mamusię pod słońcem. Co ja mówię! Już ją masz! Jesteś małym szczęściarzem, albo szczęściarą.
- To prawda. - razem z Leire spojrzałyśmy na Saula, opierającego się nonszalancko o ścianę. Z tym swoim szerokim i bezczelnym uśmiechem! Jednak w jego oczach ... pierwszy raz w życiu widziałam jego zamglone od łez oczy. Zerwałam się z kanapy, podchodząc do niego i obejmując mocno.
- Gratuluję! I życzę dużo, dużo cierpliwości!
- Oh, przyda się. - zaśmiał się.
- Ej! - oburzyła się Leire, jednak z jej twarzy nie schodził uśmiech. - Musicie zrozumieć, że nie da się kontrolować hormonów podczas ciąży. Ten talerz to był przypadek!
- Jaki talerz? - zmarszczyłam czoło.
- Powiedzmy, że mieliśmy wczoraj latający spodek w domu. Nalot kosmitów, czy jak to sobie Nati wytłumaczysz. - Niguez wzruszył ramionami, po czym uciszył oburzoną Leire swoim pocałunkiem.

Z choć trochę poprawionym humorem wróciłam do mieszkania. Będę ciocią! Ta myśl wręcz rozgrzewała moje serce! Miałam ochotę rzucić się w wir śpioszkowo - pluszakowych zakupów, aby moje myśli kręciły się wokół siostrzeńca czy siostrzenicy.
Po rozmowie z Leire, poczułam się o wiele lepiej. Obydwie z Raquel miały rację. Przez moją niecierpliwość i pośpiech, znów skomplikowałam sobie życie. Kompletnie nie wyciągnęłam wniosków z przeszłości. Ale koniec z tym! Nareszcie zrozumiałam co Leire miała na myśli, mówiąc mi parę miesięcy temu o adorowaniu. To mężczyzna powinien starać się o kobietę, a nie odwrotnie! Swoim zachowaniem jedynie wystraszyłam Alvaro. Mógł sobie pomyśleć nie wiadomo co o mnie. Oczywiście zdawałam sobie sprawę z tego, że powinnam wyznać mu prawdę, ale to w swoim czasie.
Czułam, że powinnam zrobić coś dla siebie. W końcu moje życie wcale nie było porażką. Dostałam główną rolę w Bożonarodzeniowym przedstawieniu, zostanę ciocią najbardziej rozpieszczonego dzieciaczka w Hiszpanii oraz nie straciłam Odriozoli. Jeszcze nic nie było stracone!
Przypominając sobie rozmowę z Marią, chwyciłam za telefon, wybierając do niej numer. Jeden sygnał, drugi ...
- Słucham? - usłyszałam po drugiej stronie sympatyczny głos dziewczyny. Czy robiłam dobrze?
- Cześć Maria. - odezwałam się niepewnie. - Słuchaj, jesteś jeszcze w Madrycie? Chciałam porozmawiać z Tobą o propozycji sesji.
- Ratujesz mi życie! - zawołała szczęśliwie. - Dani właśnie szykuje się na trening, a ja nie mam zamiaru siedzieć sama pośród czterech ścian! Podaj mi adres, a już wychodzę!
Umówiłyśmy się w niezawodnej kawiarni Leire. Nie dziwne, że to miejsce tak dobrze prosperowało, skoro najbliżsi mojej siostry robili mu bezinteresowną reklamę. Zresztą, czy ten lokal w ogóle potrzebował jakiegokolwiek zachwalania?
- Tak do końca nie jestem tego pewna. - wyznałam szczerze, gdy siedziałyśmy na przeciwko siebie z parującymi filiżankami w dłoniach. - Nie chodzi o to, że się boję albo wstydzę ... nie wiem czy potrafię.
- Uwierz mi, miałam te same obawy. - dotknęła mojej dłoni w geście wsparcia. - Ale Gustavo jest tak profesjonalnym fotografem, że każda dziewczyna czuje się przy nim bardzo pewnie. Zresztą, poznasz go to sama się przekonasz!
- Odważna sesja nie wchodzi w grę. - zastrzegłam.
- Też tak mówiłam. - uniosła zabawnie brew ku górze. - A potem paradowałam przed nim w bikini. Oczywiście to były zdjęcia dla prywatnego użytku. Dla Daniego. - dodała szeptem, ukrywając pół twarzy za filiżanką.
- Umm i Dani nie był zazdrosny?
- Gustavo jest gejem. - zachichotała. - W innym przypadku mój ukochany nie pozwoliłby mi na jakąkolwiek sesję! Bardzo się polubili. - wzruszyła ramionami. Bijąc się z myślami, spojrzałam zza okno. - Posłuchaj Nati, nikt Cię do niczego nie zmusi. Gdy oglądałam Cię na scenie, to jak się poruszasz ... Gustavo byłby zachwycony mogąc Cię sfotografować! Masz świetną sylwetkę, którą osobiście Ci zazdroszczę. A do tego twoja twarz jest niezwykle fotogeniczna.
- Chciałabym zrobić coś dla siebie. - wyznałam.
- Sesja zdjęciowa jest do tego idealna. Dzięki niej, poczujesz pewność siebie. A co najważniejsze, odkryjesz swoją kobiecość.
- Ale ... będę mogła zrezygnować gdy ... - zagryzłam wargę.
- Oczywiście. - posłała mi uśmiech. - Gdy poczujesz się niekomfortowo, będziesz mogła przerwać sesję. Gustavo jest bardzo wyrozumiały, zresztą ja tam będę przez cały czas.
- Mam nadzieję, że nie będę tego żałowała. - zaśmiałam się.
- Gwarantuję że się od tego uzależnisz!

*

Tydzień później wylądowałam w stolicy Andaluzji, Sevilli. Maria odebrała mnie z Dworca, a następnie zabrała do swojego mieszkania, gdzie miałyśmy poczekać na telefon od Gustavo. Z tego co się od niej dowiedziałam, trudno było umówić się z nim na odpowiednią godzinę, ponieważ nigdy nie potrafił określić ile dana sesja będzie trwać. Czy ktoś ucieknie sprzed obiektywu czy też nie. Bo i takie myśli krążyły mi po głowie, gdy siedziałam w pociągu mknącym do tego uroczego miasta.
Z powodu nawału meczów i treningów, nie miałam szansy na jakąkolwiek rozmowę z Alvaro. Widzieliśmy się raz, gdy odebrał Abril z treningu. Wymieniając słowo bądź dwa! Wyczuwałam dziwny dystans pomiędzy nami, ale nic nie mogłam na to w tej chwili poradzić.
- Dzwonił Gustavo. - poinformowała mnie Maria, po krótkiej telefonicznej rozmowie. - Czeka na nas w swoim studiu. Jesteś gotowa?
Czy byłam? Sama nie potrafiłam odpowiedzieć na to pytanie. Skłamałabym, gdybym twierdziła, że się nie denerwuje. To było dla mnie coś nowego. Nieznanego. Bałam się kompromitacji.
- Kicia! - zawołał nieznany mi młody mężczyzna, gdy tylko przekroczyłyśmy próg owego studia. Maria podeszła do niego z szerokim uśmiechem, co wykorzystałam, rozglądając się zaciekawiona wokół. - Cudownie Cię widzieć!
- Ciebie również. - przylgnęła do niego w przyjacielskim uścisku. - To jest Natalia. - wskazała na mnie ręką. Fotograf spojrzał na mnie uważnie, na co posłałam mu nieśmiały uśmiech. Czułam jak ocenia mnie swoim spojrzeniem.
- To jest ta słynna baletnica? - spytał lustrując moje nogi. Po chwili jednak podniósł swój wzrok na moją speszoną twarz i puścił oczko. - Sądziłem, że jesteście bardziej ... wysuszone?
- Przestań bo ją peszysz. - zaśmiała się Maria.
- Oh, przepraszam Cię. - podszedł do mnie i położył dłoń na moim ramieniu. - To miał być komplement. Zawsze widziałem w baletnicach anorektyczki. Maria wspominała, że na razie chcesz spróbować, ale nie ma mowy o odważnych sesjach. - pociągnął mnie za sobą, po czym posadził na krześle.
- To zależy co masz na myśli mówiąc "odważne". - mruknęłam.
- Wytłumaczę Ci to w inny sposób. - zajął miejsce na przeciwko mnie. - Wy, dziewczyny, macie mnóstwo kompleksów. Wiele z was boi się pokazać więcej ciała, sądząc że tak nie wypada. Jesteście nieśmiałe, co jest zrozumiane za pierwszym razem. Ale prawda jest taka, że nie przychodzicie tutaj z zamysłem grzecznej sesji uśmiechniętej ślicznotki. Chcecie być jak Adriana Lima albo Alessandra Ambrosio. Chcecie poczuć się pewne siebie, seksowne, silne ... jednak na drodze do tego stoi nieśmiałość, uprzedzenia albo zazdrosny chłopak.
- Nie mam chłopaka. - wzruszyłam ramionami.
- Czyli żaden macho nie stoi na przeszkodzie, aby wyeksponować te cudowne nogi. - poklepał po przyjacielsku moje kolano, wywołując uśmiech na mojej twarzy. - A może istnieje jakiś mężczyzna, któremu chcesz pokazać co stracił? - uniósł zabawnie brew ku górze. Zmieszana uchyliłam usta, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk. - Uwierz mi Natalio, nie pracuje tu od wczoraj.  - zachichotał wstając ze swojego miejsca.
- A jeśli kompletnie się do tego nie nadaję?
- Mi to oceniać!

Siedząc przed ogromnym lustrem, będąc malowaną przez charakteryzatorkę, dumałam nad słowami Gustavo. Nigdy nie byłam typem nieśmiałej dziewczynki, ale prawdą było to, że każda z nas miała kompleksy i za wszelką cenę chciała je ukryć. Zgodziłam się na tą sesję, zachęcona słowami Marii. Chciałam wreszcie poczuć pewność siebie. Pewność, która już nie raz została zdeptana przez odrzucenie. Był czas gdy ze łzami w oczach spoglądałam na swoje odbicie w lustrze, zadając cały czas jedno i to samo pytanie : "Co ze mną jest nie tak?". Nie miałam już nic do stracenia.

***

Nowy tydzień, nowy rozdział :)

(Shh nie mówcie Alvaro 🤫)

PS. W kolejnym jeden z bohaterów odkryje kim jest ofiara!