sobota, 27 października 2018

16. "Odriozola, podaruj mi swoją koszulkę ... i pocałunek"

- Spóźnisz się. - wymruczałam pomiędzy pocałunkami. Chyba każda z nas, oglądając amerykańskie filmy dla nastolatków, oczywiście w owym wieku, marzyła po cichu o ukradkowych pocałunkach z obiektem swoich marzeń na szkolnym parkingu. Ja budynek szkoły zamieniłam na środek treningowy Realu Madryt. A i lat miałam więcej!
- Mam jeszcze pięć minut. - wyszeptał do mojego ucha Odriozola, po czym zaczął skubać swoimi zębami skórę na mojej szyi. Z błogim uśmiechem wplotłam dłoń w jego artystyczny nieład, pociągając lekko.
- Znowu mnie oznaczasz. Dopiero co zeszły mi ślady z drugiej strony. - zachichotałam. - I jak ja mam spiąć włosy w koka na próbie?
- Koleżanki będą Ci zazdrościły. - wyszczerzył się, przykładając swoje czoło do mojego. - Po za tym, te ślady będą Ci przypominały, jak bardzo będę za Tobą tęsknił podczas tego tygodnia w Emiratach.
- Gdyby to nie chodziło o Real Madryt i Klubowe Mistrzostwa Świata, z których masz mi przywieźć medal, to zamknęłabym Cię w szafie! - jęknęłam, gładząc z czułością jego policzek.
- Szkoda, że nie możesz jechać z nami.
- Próby. - mruknęłam przygnębiona. Gdyby nie Bożonarodzeniowe przedstawienie, którego premiera zbliżała się wielkimi krokami, siedziałabym już w samolocie do Emiratów Arabskich z rodziną Odriozola. Niestety. Z Abril zostałyśmy osierocone. - Ale będę bardzo mocno trzymała za was kciuki. Za Twój pierwszy puchar z drużyną.
- Jak mocno? - wyszczerzył się cwaniacko.
- Prawie połamię sobie kciuki. - pocałowałam go, co odwzajemnił z wielkim zaangażowaniem. - Minuta. - przypomniałam mu.
- Nawet nie wiesz co można zrobić w minutę. - przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej, przygryzając zębami moją dolną wargę. Westchnęłam z rozkoszy. Jego dłoń zjechała wzdłuż moich pleców na pośladki, chowając się w tylnej kieszeni od spodni.
Nagle ktoś zapukał w szybę, a my oderwaliśmy się od siebie niczym speszone nastolatki, złapane na gorącym uczynku przez dyrektora. Jeszcze żeby to był dyrektor! Obok samochodu stał sam Florentino Perez we własnej osobie. Gestem ręki wskazał Alvaro, aby opuścił szybę.
- Może wydać się wam to nieprawdopodobne, ale kiedyś też miałem dwadzieścia lat i byłem po uszy zakochany w mojej Świętej pamięci Pitini. - zaczął tym swoim zabawnym głosem. Zawsze miałam wrażenie, że ma zatkany nos! - Jednakże obowiązki zawodowe zawsze traktowałem poważnie, dzięki czemu dorobiłem się tego, co obecnie posiadam.
- To moja wina panie Perez. - spojrzałam na niego niewinnie.
- Oh, w to nie wątpię. - uśmiechnął się pod nosem.
- Przepraszam. To się nigdy więcej nie powtórzy! - Alvaro wyskoczył z samochodu niczym z procy. Niepewnie poszłam w jego ślady, obserwując jak wyciąga walizkę z bagażnika. Po chwili stanął obok papy Floro, niczym posłuszny żołnierzyk.
- Co tak na mnie patrzysz? Pożegnaj się. - wskazał na mnie. - Nie będziesz jej widział przez tydzień. - zachichotałam pod nosem, ale wymieniłam się z Alvaro szybkim buziakiem. - A dopiero co wgryzał się w jej szyję niczym wampir. - mruczał pod nosem Perez, wysuwając rączkę od walizki. - Masz minutę Odriozola. Ciesz się, że trafiłeś na mnie, a nie na Emilio. - rzucił przez ramię, po czym poszedł w stronę ośrodka.
- On mnie czasami przeraża. - zauważył Alvaro odprowadzając go wzrokiem.
- Cały świat ma go za bezwzględnego biznesmena, ale to mimo wszystko ludzki człowiek. To dzięki niemu Real Madryt jest taki wielki. I dzięki niemu Ty tutaj jesteś. - uśmiechnęłam się.
- Jego wzrok przyprawia mnie o dreszcze. - objął mnie.
- Uciekaj, bo wiecznie Ci forów dawać nie będzie.
- Widzimy się za tydzień.
- ODRIOZOLA! - wrzasnął papa Floro spod drzwi.
- Pa! - wpił się w moje usta, po czym biegiem rzucił się w stronę prezesa. Zaśmiałam się pod nosem, kręcąc głową.

*

Środek grudnia. Parę dni przed świętami. Śniegu jak nie było, tak nie ma i nie będzie. Ale ja nie o tym! W tym okresie czasu z radia powinny płynąć piosenki związane z Bożym Narodzeniem. Jednak niezawodna Dolores, kręciła swoimi biodrami podśpiewując pod nosem "Volare", mieszając przy tym w garnku. Obserwowałam ją uważnie, zajadając się kolorowymi płatkami śniadaniowymi. Coś zdecydowanie było nie tak.
- Wczoraj odtańczyła mi Asereje w salonie. - mruknęła siedząca obok mnie mama. Uniosłam zaskoczona brwi ku górze. Nasza Dolores? Nasza bogobojna Dolores? - Pamiętasz pana Manolo? Ogrodnika naszych sąsiadów?
- Nie! - krzyknęłam szeptem, uchylając w szoku usta. Moja rodzicielka jedynie zachichotała i powróciła do wypełniania papierów. Dolores i pan Manolo? Koniec świata!
- Jak próby? - zagadnęła.
- Dobrze. - wzruszyłam ramionami.
- Wolałabyś być teraz z ojcem w Emiratach, co? - poczochrała rozbawiona moje włosy. - Bo za kim innym mogłabyś tęsknić. - zanuciła pod nosem, nie odrywając wzroku od kartki papieru.
- Leire czy Raquel? - wbiłam w nią podejrzliwe spojrzenie.
- A czy to ma jakiekolwiek znaczenie? - uniosła brew ku górze. - Wszystkie jesteście tak samo tajemnicze. Jak ojciec! - westchnęła odkładając długopis. - Dziecko, przecież mam oczy i znam was na wylot. Rumienisz się i uśmiechasz do telefonu. Chodzisz zamyślona ... po za tym, ojciec z Tobą poważnie porozmawia na temat całowania się z piłkarzami na parkingu.
- Że co?! - pisnęłam spanikowana.
- Ile lat ojciec zna się z Florentino? - zachichotała. Zażenowana schowałam twarz w dłoniach. - Spokojnie, obiecał nie robić wymówek temu chłopcu.
- Warunkiem jest rodzinny obiad, prawda? - jęknęłam. Mama pokiwała zadowolona głową, po czym oddaliła się do salonu. Natomiast ja, parę razy uderzyłam czołem w blat kuchennego stołu, w rytmie piosenki Rickiego Martina. Dolores zaczynała mnie przerażać! Swoją drogą, gdzie ona się podziała? Na samą myśl o jej schadzce z panem Manolo otrzepało mnie zimno.
- À propos tajemniczości. - z impetem, obok mojego nosa, wylądowała gruba koperta. Mama postukała paznokciem w widniejące na niej logo, a ja zamarłam przerażona. Royal Theatre New York. Kompletnie o tym zapomniałam!
- Kiedy to przyszło? - wydukałam, przełykając ciężko ślinę.
- Dzisiaj rano. - usiadła obok, obserwując dokładnie moje poczynania. A raczej rozrywanie koperty z lekko drżącymi dłońmi. W środku, jak sama się domyśliłam, znajdowały się wszystkie dokumenty związane z moimi warsztatami. Oraz informacja o wylocie z Madrytu. Piątego stycznia.
- Nie mogę. Nie teraz. - wyszeptałam.
- To prawda, że wyraziłaś zgodę na ten wyjazd? - spytała moja rodzicielka, po przejrzeniu dokumentów. Niepewnie kiwnęłam głową, czując jak łzy napływają mi do oczu. - Więc w czym tkwi problem? To Twoje marzenie! Skarbie, przeżyłaś kilka miesięcy w Rosji, co do dla Ciebie pół roku w Stanach?
- Ale, to było zanim ... - pociągnęłam nosem. Co ja najlepszego zrobiłam? Jak mogłam działać pod wpływem emocji? Dlaczego Abril nie pospieszyła się tamtego dnia?!
- Oh, rozumiem. - westchnęła. - Posłuchaj mnie uważnie. Rozumiem, że jesteś zakochana i świata po za nim nie widzisz. Ale chcesz nagle przekreślić taką szansę, która może już nigdy się nie powtórzyć? Chcesz kiedyś tego żałować?
- Nie chcę go stracić.
- A kto o tym mówi? - wytarła spływające po moich policzkach łzy. - Twój ojciec wyjechał na cały sezon do Meksyku. W ciągu tych dziesięciu miesięcy widziałam go tylko raz! A doskonale wiesz, że w tamtych czasach nie było telefonów i internetu. Wysyłaliśmy sobie listy, które szły długie tygodnie. Cierpiałam jak Ty w tym momencie. Ale rozumiałam powagę sytuacji i jeśli temu chłopcu na Tobie zależy, to sam Cię do tych Stanów wyśle. W związku najważniejszy jest kompromis. Myślisz, że dlaczego tyle lat przeżyłam z Twoim ojcem?
- Mamo, po prostu się boję. - spojrzałam na nią niepewnie. Po chwili byłam wtulona w jej bezpieczne i pełne miłości ramiona.
- Po prostu z nim porozmawiaj. - wyszeptała.
- Lecę do Emiratów! - zerwałam się z krzesła. Mama spojrzała na mnie zszokowana. - Jutro wieczorem jest finał z Grêmio, więc powinnam zdążyć! Dwadzieścia cztery godziny bez próby ... myślisz że pani Hernandez się zgodzi?
- Myślę, że nie dopuścisz jej do słowa.

*

Mój chytry plan się powiódł. Oczywiście wciągnęłam w to wszystko Abril. W końcu dwa niewinne spojrzenia są bardziej skuteczniejsze niż jedno! I w ten oto sposób, kolejnego dnia w południe, wylądowałyśmy na lotnisku w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
Pomimo tego, co ta naiwna piętnastolatka nawywijała, nie potrafiłam się na nią gniewać. Jak mogłabym, skoro sama w jej wieku nie byłam lepsza? Przyznała się do winy, co na pewno było dla mniej bardzo trudne i wstydliwe. Chciała wszystko naprawić, nawet własnym kosztem. Nie oczekiwała wybaczenia. Zależało jej jedynie na moim i Alvaro pogodzeniu. Jakby nie patrzeć, sama nas pchnęła w swoje ramiona.
Zaczęłam ją traktować jak młodszą siostrę. Podświadomie stawałam się dla niej tym, kim była dla mnie Leire. Więc jak mogłabym zostawić ją w Madrycie, skoro w Emiratach był jej brat i cała rodzina.? À propos rodziny.
Bardzo polubiłam rodziców i rodzeństwo Alvaro. Wydawało mi się, że i oni nie mieli nic przeciwko mojej osobie. Jednak poznali mnie jako przyjaciółkę ich gwiazdy, nie dziewczynę. Mało znaczący fakt, jednak denerwowałam się jakbym miała ich poznać po raz pierwszy.
Moje obawy poszły jednak w niepamięć, gdy w hotelowym holu Daniel przytulił się do mnie z radością. Z uśmiechem poczochrałam jego włosy, które były mniejszą wersją tego, co miał na głowie jego brat.
- Cieszę się, że jesteś! Fajną mam koszulkę? - zapytał odwracając się do mnie tyłem. Dumny napis "Odriozola" i numer 19 od razu rzucił się w oczy.
- Jest super. - zaśmiałam się, a po chwili zdezorientowana spojrzałam w dół, czując jak coś przytuliło się do mojej nogi. Na widok wyszczerzonego Liama, pokręciłam rozbawiona głową. - Kto jest największym łobuziakiem na świecie?
- Liam! - krzyknął na cały hol. - Tes mam fajną kosulkę? - mój ukochany mały Brazylijczyk poszedł w ślady Daniela i również odwrócił się tyłem. Uroczy napis "Tatuś" chwycił mnie za serce.
- Nie widziałam piękniejszej koszulki. - zachwyciłam się puszczając oczko do młodszego Odriozoli, który przyglądał nam się z rozbawieniem. - Taka sama jak tatusia. Tylko że malutka.
- Tatuś jest malutki? - Liam spojrzał na mnie uważnie.
- Ty jesteś malutki. I taki słodziutki, że ciocia mogłaby Cię zjeść! - chwyciłam go na swoje ręce i udałam, że gryzę po szyi. Śmiech chłopca rozniósł się po całym holu. - Moje ukochane słoneczko wprost z Copacabany. - ucałowałam jego policzek, tuląc do siebie.
- Alvaro bardzo się ucieszy gdy was zobaczy. - usłyszałam za sobą głos pani Amayi. Odwróciłam się gwałtownie, czując jak ogarnia mnie mała panika. Jednak matka Alvaro przyglądała się mi i Liamowi z uśmiechem.
- Przepraszam, nawet się nie przywitałam. - speszyłam się.
- Nic nie możesz poradzić na takie powodzenie wśród mężczyzn. - zaśmiała się, poprawiając niezadowolonemu Danielowi włosy. - Mam nadzieję, że zjesz z nami obiad? - spojrzała na mnie uważnie. - Właśnie wybieraliśmy się do restauracji, a jestem wręcz pewna, że nic nie zjadłyście z Abril w samolocie. Zresztą, co to za jedzenie.
- Z chęcią. - uśmiechnęłam się. - Tylko oddam tego łobuziaka mamie. - wskazałam na Liama, który przysypiał na moim ramieniu.
Obiad minął nam w przyjemnej atmosferze. Nikt z obecnych nawet nie zająknął się o moim związku z Alvaro, jednak spojrzenia jego rodziców, którymi się co jakiś czas wymieniali, były raczej dowodem na to, że doskonale zdawali sobie z tego sprawę. Nie wypytywali mnie jednak o szczegóły, nie chcąc zapewne, abym poczuła się zakłopotana.
Dwie godziny przed finałowym meczem, udaliśmy się na stadion. Wykorzystałam znajomości taty, prosząc go o dwa miejsca dla mnie i Abril blisko rodziny Odriozola. Załatwił wszystko bez zbędnych pytań, jednak wyczułam rozbawienie w jego głosie. Wiedziałam, że czeka mnie poważna rozmowa.
Siedziałam jak na szpilkach, oczekując rozpoczęcia spotkania. Liam biegał jak szalony po trybunach, uciekając przed zirytowanym Enzo, który za punkt honoru obrał sobie przypilnowanie młodszego brata. Ma za swoje, lepszy w jego wieku nie był. Osobiście coś o tym wiedziałam!
Alvaro wyszedł w pierwszym składzie. Byłam ogromnie dumna z tego powodu, jednak nie mogłam zdusić w sobie uczucia zmartwienia o zdrowie Daniego, który nadal zmagał się z kontuzją.
- On ma motorek w tyłku. - zauważyła rozbawiona Abril, gdy Alvaro mknął prawą stroną boiska. - Wręcz się za nim kurzy jak biegnie!
- Jak tajfun. - dodałam.
- Wyobraźcie sobie, że gdy ten tajfun był małym tajfunem, to też miał takie przyspieszenie. - wtrąciła się pani Amaya. - To wcale nie było zabawne, gdy musiałam go gonić po sklepie albo na spacerze.
- Alvaro był niegrzeczny? - spojrzałam na nią zaskoczona.
- Powiedzmy, że uwielbiał gdy go goniliśmy. Pablo zawsze się denerwował, gdy musiał go przez chwile przypilnować. Zawsze mu uciekał! Aż pewnego dnia, wyszłam ze sklepu i co zobaczyłam? Alvaro leżał na chodniku, a Pablo na nim siedział zadowolony! Powiedział mi, że tylko w ten sposób jest w stanie go okiełznać. - zachichotała. Ja wraz z Abril wybuchłyśmy śmiechem, zwracając na siebie uwagę ludzi wokół.
- Niech mi jeszcze pani powie, że już wtedy miał tą uroczą czuprynkę, a nic więcej do szczęścia nie będzie mi potrzebne. - otarłam łzy z kącików oczu.
- Nie widziałaś zdjęć Alvaro z dzieciństwa? - spytała zaskoczona. Po chwili wyciągnęła swój telefon i zaczęła coś w nim szukać. Podsunęła mi pod nos zdjęcie dwóch małych chłopców ... oczywiście w towarzystwie konia! - Zgadnij, który to Alvaro, a który Pablo.
- Ten, który trzyma lejce. - szepnęłam uśmiechając się do podobizny jednego z chłopców. Nie tylko Liama mogłabym schrupać. Mały Alvaro był po prostu rozkoszny! - Mogę dostać to zdjęcie? - spytałam niepewnie.
- Chcesz się napatrzeć i postarać o takiego samego? - zachichotała Abril, na co pani Amaya posłała jej karcące spojrzenie. Speszona spuściłam wzrok, czując jak rumieńce wypływają na moje policzki.
Natura kobieca jest po prostu jedyna w swoim rodzaju. Wystarczy, że spodoba nam się mężczyzna mijający nas na chodniku, a my już planujemy z nim ślub w swoich myślach. To śmieszne i naiwne, ale nic nie możemy na to poradzić. Coś w słowach Abril było prawdą. Gdy spojrzałam na to zdjęcie, wyobraziłam sobie podobnego chłopca, którego Alvaro uczy jeździć na koniu. I mnie, stojącą z duszą na ramieniu obok padoku i obserwującą ich z bladym uśmiechem. Nadal bojącą się podejść bliżej. Chłopiec z moim marzeń na pewno byłby bardziej odważny. O ile wujek Emilio nie postraszyłby go informacją, że konie gryzą ... zaraz! Wróć! Zdecydowanie się zagalopowałam.
- Wy tu pitu pitu, a wpadł gol. - zauważyła rozbawiona Abril. Oderwałam się zdezorientowana od rozmowy z panią Amayą, rozglądając wokół. - Asensio strzelił, a nasz tajfun zaliczył asystę.
Wstałam z uśmiechem, obserwując radość piłkarzy. Kolejny puchar był już praktycznie w ich rękach. Osobiście nie lubiłam Klubowych Mistrzostw Świata. Te rozgrywki były nudne, a mecze wręcz leniwe. To było pewne, że Real Madryt wygra bez żadnego problemu. Jednak możliwość wspierania Alvaro i moich przyjaciół na trybunach zawsze była wielką motywacją. O ile zagłębienie się w rozmowie z panią Amayą można było nazwać moim wsparciem.
Po meczu cierpliwie czekaliśmy na odebranie przez piłkarzy medali oraz pucharu. Z radością obserwowałam jak z szerokimi uśmiechami pozowali do wspólnego zdjęcia wśród sypiących się zewsząd confetti.
- Czy mogę iść do Alvaro? - spytał zniecierpliwiony Daniel.
- Podejdź z Enzo do barierki. Na pewno Cię zauważy. - posłałam mu uśmiech. Chłopiec bez słowa pobiegł za Brazylijczykiem.
- A Ty nie idziesz? - pan Odriozola posłał mi rozbawione spojrzenie.
- Mam inny pomysł. - odwzajemniłam gest. Usiadłam na krzesełku, wyciągając z mojej torby kartkę, którą starannie rozłożyłam oraz marker. Przygryzłam dolną wargę, kreśląc odpowiednie słowa. Zadowolona podeszłam do barierki, obserwując rodzinę Odriozola, która gratulowała Alvaro pierwszego tytułu z Realem Madryt. Już z daleka widziałam jego zaskoczenie na widok Abril. Podniósł wzrok znad jej głowy, co wykorzystałam podnosząc mój "transparent" ze śmiechem.

"Odriozola, podaruj mi swoją koszulkę ... i pocałunek"

Pomysł podkradłam fanom, którzy w ten sposób zdobywali tak cenne dla nich pamiątki, jak koszulki czy chociażby spodenki swoich idoli. Nie raz piłkarze schodzili w samej bieliźnie do szatni, co było zabawne, jak i urocze, ponieważ to był dowód na to, jak bardzo ważni byli dla nich fani.
- Jesteś wariatką. - podszedł do mnie, kręcąc głową z rozbawieniem.
- Oj tam, po prostu szaleje za jednym takim. - wzruszyłam niewinnie ramionami.
- Cholerny z niego szczęściarz. - uśmiechnął się, stając na przeciwko mnie. Pomiędzy nami była barierka, która powstrzymywała mnie przed rzuceniem się na jego szyję. - Chodź tu Nati i weź sobie co tylko chcesz. - wyszeptał wpatrując się w moje oczy. Przyjemny dreszcz przepłynął po moim kręgosłupie. Nie dotknął mnie nawet palcem, a i tak zaczęłam tracić zmysły.
Ostrożnie wspięłam się na barierkę. Alvaro podtrzymał mnie za ręce, po czym pociągnął w swoje ramiona. Nie zdążyłam się nawet zająknąć. Wpił się swoimi ustami w moje, obejmując mocno moją sylwetkę. Nasze stęsknione języki otarły się o siebie, wywołując trzepoczące motyle w moim brzuchu.
- Koszulkę musisz sobie wziąć sama. - wyszeptał pomiędzy pocałunkami. Niespodziewana fala gorąca uderzyła we mnie z podwójną siłą. Cholera jasna, niech on przestanie mnie torturować wśród tłumu ludzi!
- Nie na oczach mojego ojca. - zaśmiałam się w jego usta.
- À propos ojca. - usłyszałam z boku bardzo znajomy głos. Odepchnęłam gwałtownie Alvaro od siebie.
- Cześć tatko! - uśmiechnęłam się niewinnie. - Kolejny tytuł! Cudownie, prawda? - poprawiłam nerwowo włosy. Emilio Butragueño obserwował mnie uważnie z szelmowskim uśmiechem na ustach. Wpadłam jak śliwka w kompot! To nie tak miało wyglądać.
- Jeszcze mi powiedz, że to za mną tęskniłaś i dlatego tutaj jesteś, a od razu strzelę sobie słynny face palm.
- Skąd znasz takie słowa? - zmarszczyłam zdziwiona czoło.
- Dlaczego muszę dowiadywać się od rozbawionego Florentino? - założył ręce na piersi, spoglądając to na mnie, to znów na Alvaro. - Wiecie w ogóle co to znaczy rozbawiony Florentino Perez?
- Coś nieprawdopodobnego? - spytałam niewinnie. - Oj, no dobrze. - westchnęłam, widząc jego minę. - Wyszło dość niezręcznie. Nie miałam kiedy Cię o tym poinformować. - splotłam swoją dłoń z dłonią Alvaro. - To chyba nie problem, prawda? - spytałam niepewnie.
- Nie. Po prostu jak Alvaro odwiedzi nas na najbliższym rodzinnym obiedzie, co obiecałem Twojej matce z nim załatwić, to pochwalę się mu moją maczetą. - poklepał Odriozolę po ramieniu, po czym udał się rozbawiony w stronę członków zarządu.
- Maczeta? - wydukał Odriozola.
- Jeśli nie masz ochoty, to nie musisz ...
- Uważasz, że jestem tchórzem? - objął mnie ramieniem. - Nie ma nawet takiej opcji żebym nie przyszedł. Chociażby Emilio Butragueño miał mnie gonić z tą maczetą przez cały Madryt!

*

Zmęczona, ale i uśmiechnięta spoglądałam na świętujących w samolocie piłkarzy. Na całe szczęście najbliżsi zawsze mogli wrócić z nimi, co rozwiązywało problem z koczowaniem na lotnisku. Po za tym, przed południem miałam próbę na której obiecałam się pojawić, więc wypadałoby się wyspać.
- Powinienem być zazdrosny? - spytał Alvaro, zajmując wolne miejsce obok mnie. Oderwałam się od gładzenia włosów Daniela, który spał z głową na moich kolanach.
- Mam wolne ramię, chociaż wolałabym spać na Twoim. - posłałam mu uśmiech, co odwzajemnił. - Alvaro, muszę Ci o czym powiedzieć. - westchnęłam. Nie mogłam przeciągać tego w nieskończoność. W końcu do mojego wyjazdu zostały dwa nędzne tygodnie.
- Coś się stało? - zaniepokoił się.
- Bo chodzi o to, że ...
- A wy nie chcecie zdjęcia z tym cudem? - nad nami stanął niezawodny Marco, podając Alvaro puchar za Klubowe Mistrzostwo. Zaraz za nim pojawił się uśmiechnięty fotograf. Odriozola przekazał w moje ręce trofeum i objął ramieniem przytulając do siebie.
Nie dzisiaj. Nie w tej chwili. Nie mogłam zniszczyć mu radości z powodu wygranej. A po za tym się bałam. Tak po ludzku bałam się jego reakcji. Dlatego wtuliłam się w jego ramiona chcąc nacieszyć się jego bliskością póki jeszcze mogłam.

***

To jeszcze nie koniec historii Nati i Alvaro :) Po za tym, krąży mi po głowie kolejny pomysł ... chyba nie potrafię pożegnać się z tą bandą :( Jednak na razie chcę się skupić na dokończeniu tego oraz skupieniu się na Saulu i Inez. Kto wie, może stworzę trylogię kończąc na Marco Asensio :P

 (Daniel <3)

7 komentarzy:

  1. Pewnie, nie ma lepszego miejsca na czułe pożegnania niż parking przed halą. Co tam mieszkanie, czy własna sypialnia, najlepszy jest samochód. Ale chociaż mogli z niego wyjść, bo tak w środku to trochę niewygodnie xd
    A tak na serio, to strasznie się cieszę, że Alvaro i Nat w końcu są razem. Serio, nawet nie wiesz z jakim zniecierpliwieniem czekałam na te wszystkie urocze scenki z nimi w roli głównej. Oni tak strasznie do siebie pasują, że to aż nieprawdopodobne.
    Co jak co, ale pan Perez rozwalił system. On już swoje przeżył i doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co może opóźniać młodych piłkarzy. Ale dobrze, że jest na tyle wyrozumiały, by trochę im odpuścić.
    Wychodzi na to, że w Madrycie wszystkie informacje rozchodzą się z prędkością światła. Nic nie można ukryć, kompletnie nic. Biedna Nat, nawet gdyby chciała, to nie byłaby wstanie ukryć swojego związku przed bacznym okiem matki i jeszcze baczniejszym ojca.
    Cieszę się, że Natalia dostała od matki tak ważną w tym momencie radę. Sama pewnie nie zdecydowałaby się jechać do Nowego Jorku, bałaby się, że zniszczy związek z Alvaro. Mam jednak nadzieję, że tak nie będzie. Odrizola to mądry, rozsądny człowiek, na pewno będzie wspierał swoją dziewczynę w jej marzeniach.
    Pod warunkiem, że najpierw przeżyje obiad u przyszłych teściów. Biedny Emilio, córki mu się jakoś zbyt gwałtownie rozjeżdżaj. I jak tak dalej pójdzie to niedługo zostanie dziadkiem nie jeden, a trzy razy. Szczególnie biorąc pod uwagę żarty Abril. A jeśli dodatkowo doda się nieprzewidywalność Emila Juniora, to niedługo rodzice Nat mogą mieć w domu prawdziwe przedszkole.
    Ode mnie na dzisiaj to tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń
  2. Ahh... jacy oni niewinni. Aż chce się czytać więcej i więcej... chociaż coś czuję, że kiedy Alvaro dowie się o jej wyjeździe już nie będzie takiej sielanki. Na pewno nie bedzie szczęśliwy, że nie nacieszy się zbytnio ukochaną, choć długo musiał się o nią starać. Więc nie łam mu aż nadto serca :) Bo on z Nati to duet idealny i niech tak zostanie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nati i Alvaro <3 Jacy oni są razem słodcy. 😍 Stanowią strasznie uroczą parę, aż można się rozpłynąć, czytając o nich.
    Sytuacja na parkingu była genialna. 😂
    Pan Florentino nieźle zaskoczył naszą zakochaną parę, która nie potrafiła się od siebie odkleić. 😁 Ukazując im swoją niecodzienną twarz. Ale skoro nawet on im kibicuję, to ich związek po prostu nie może się nie udać.
    Oczywiście w rodzinie Nati nic nie może się długo ukryć. Dlatego jej mama już wie o jej nowym związku... Na szczęście nikt nie ma nic przeciwko niemu.
    Najlepsza wiadomość to, że szykuje się kolejny rodzinny obiad! Na pewno będzie na nim, jak zawsze wesoło. W końcu nawet zostało już co nieco zapowiedziane, a oglądanie słynnej już maczety. Będzie atrakcją wieczoru. 😂🤣 Alvaro już pewnie nie może się doczekać!
    Na razie wszystko się pięknie układa, ale co się stanie, gdy Alvaro dowie się o wyjeździe Nati, który zbliża się wielkimi krokami? Mam nadzieję, że nic to między nimi nie zmieni i piłkarz to zaakceptuje. W końcu to dla niej ogromna szansa. Ona wspiera go w jego pasji, więc on powinien w jej. Oby tylko nie powstał z tego powodu między nimi konflikt...
    Wyjazd na finałowy mecz Nati i Abril. Był strzałem w dziesiątkę! Dzięki temu rodzina Alvaro mogła spędzić trochę czasu z Natalią i uświadomić jej, że w pełni popierają wybór Alvaro. Okazując jej tym samym ogromną sympatię.
    W dodatku Odriozola miał niespodziankę. Pomysł Nati z transparentem był genialny. I zrobiło się strasznie romantycznie, przynajmniej do momentu gdy nie pojawił się jej tata. (Biedna Nati i Alvaro. Nie mają, ani chwili dla siebie).
    Jak zawsze czekam z niecierpliwością na następny rodział. Nie mogąc się doczekać poznania reakcji Alvaro na wyjazd Nati. No i w pełni popieram pomysł na trylogię. Mając nadzieję, że się zrealizuje. 😊

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale miła atmosfera aż się człowiek rozpływa z rana ☺😊☺😊
    Troszeczkę nie pasuje tutaj wyjazd Nati, bo wszystko dopiero się zaczeło i jak na razie jest idealnie, ale...no właśnie jest ale! Tutaj chodzi o jej przyszłość, której niestety nie powinna marnować dla miłości. W tych czasach wszystko jest możliwe i ta cudowna parka powinna znieść tą rozląkę. Będą chcieli to dadzą radę 😉 są samoloty, internet, telefony, takze nie jest źle 😎
    Cieszy mnie kolejny rodzinny obiad 🤗 przecież te obiadki to przechodza do historii. Zawsze jest kupa smiechu, którego mam nadzieję, że i tym razem nie zabraknie.
    Pan Florentino, mój nowy mistrz. Niby taki poważny, a wszystko wygadał hahaha co za gość 😅
    Cieszy mnie fakt, że to jeszcze nie koniec tej historii i szykujesz dla nas jakiś nowy pomysł. Trzymam za to wszystko kciuki,
    N

    OdpowiedzUsuń
  5. Papa Floro! :D <3
    Ach, uwielbiam Nati i Alvaro razem <3 Ja się nie dziwię, że oni nie mogli się od siebie oderwać w tym samochodzie haha :D W końcu trzeba było odpowiednio wykorzystać tę chwilę i odpowiednio się pożegnać! :D Haha, ach te ślady na szyi! ^^ Pewnie, niech koleżanki zazdroszczą, a co :D
    Ale Papa Floro i tak rozwalił system haha :D Fajnie, że tak luźno podszedł do tematu ^^ Równy gość z niego jest :D
    Alvaro wyjechał, a Nati dostała kopertę wraz z wszystkimi dokumentami, o czym przez różne wydarzenia zapomniała. Nowy Jork to dla niej wielka szansa oraz spełnienie marzeń, więc powinna posłuchać rady mamy i wykorzystać tę szansę :) Ona wspiera Alvaro, więc jestem przekonana, że on również powie jej, aby spełniła marzenia. W końcu doskonale wie, jak ważny jest dla Nati balet :) Pani Sonia dobrze mówi :) Sama była w takiej sytuacji, a nawet gorszej, bo jak sama zauważyła, kiedyś było inaczej... Ale dała radę wraz z panem Emilio, więc Nati i Alvaro również podołają :) Ale z tym wylotem do Emiratów to strzał w dziesiątkę ^^
    Jak widać Nati nie miała się czego obawiać :) Rodzice Alvaro domyślili się, co i jak i nie robili z tego żadnych problemów... Zresztą, jak by mogli? ^^ Polubili Nati i to jest najważniejsze :) I bardzo mnie cieszy ten ich dobry kontakt. Rozmowa na meczu o dzieciństwie Alvaro to było mistrzostwo haha :) I Abril dorzucająca swoje trzy grosze... ^^ Cóż, na wszystko przyjdzie pora! :D
    "Odriozola, podaruj mi swoją koszulkę ... i pocałunek" - aww! <3 Wspaniałe to było! Alvaro na pewno był zaskoczony widząc Nati oraz Abril, ale na pewno bardzo się ucieszył z takiej niespodzianki. Zresztą jego reakcja mówiła sama przez siebie ^^ Weź sobie, co chcesz... Mówisz i masz haha :D I oczywiście gratulacje za zdobycie pierwszego trofeum z Realem :)
    Nati chciała powiedzieć mu o wyjeździe do Nowego Jorku, ale nie chciała odbierać mu tej wyjątkowej chwili... Oby jednak się przełamała, bo nie ma się czego bać. Alvaro na pewno będzie ją wspierał w każdej decyzji :)
    Och, nowa historia mówisz... Z Marco... ^^ Jestem na TAK! :D
    <33

    OdpowiedzUsuń
  6. Papa Floro to mistrz, hehe!
    Cieszę się, że między Alvaro i Nati jest tak dobrze ale obawiam się, że to cisza przed burzą. Nie wydaje mi się, żeby Odriozola cieszył się z tego stypendium w Stanach - ja na jego miejscu na pewno bym się wkurzyła..
    No nic. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko czekać na kontynuację.
    Buziaki! ❤️

    OdpowiedzUsuń
  7. ❤ Wybacz, ale walczę z krótką dobą i nie zawsze mogę skomentować. Dla niektórych może być tutaj za słodko, ale ja uwielbiam te opisy, dlatego proszę, żeby trwały wiecznie. A ten słodziak w tej koszulce wygrał cały rozdział. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń