niedziela, 2 grudnia 2018

24. Papacito strzelił gola!

- Saul, proszę  Cię, nie panikuj. Musisz się skupić na meczu. - westchnęła Leire, trzymając telefon przy uchu. Na prośbę przyszłego tatusia, nie spuszczałam jej z oczu. Co oczywiście zaczęło doprowadzać ją do irytacji. Doszło nawet do tego, że Alvaro musiał mnie mocno trzymać, abym nie poszła za nią do łazienki. Ale ja się na prawdę martwiłam!
Był już pierwszy czerwiec, a Sofii wcale nie spieszyło się do przyjścia na świat. Oczywiście lekarz powtarzał, że wszystko jest jak najbardziej w porządku i takie rzeczy po prostu się zdarzają. Tydzień różnicy był normalną rzeczą. Ale nie wtedy, gdy tatuś miał wystąpić w finale Ligi Mistrzów na własnym stadionie, przez co jego poddenerwowanie udzielało się nam wszystkich. 
Uważnie przyglądałam się, jak Leire w skupieniu słucha tego, co Saul ma jej do powiedzenia. Wolną dłonią gładziła z czułością swój dziewięciomiesięczny brzuch. To było niesamowite, ale wyglądała cudownie, nie jak ociężała słonica. Była moją superbohaterką. Wszystkie Wonder Women i inne Elastyny po prostu nie miały z nią szans.
- Tak, pojadę razem z Nati i Alvaro na stadion. Będą mnie tam pilnować w towarzystwie Twoich rodziców i braci. Saul, przedyskutowaliśmy to już tysiąc razy! - fuknęła zirytowana. - Wcale się nie denerwuję!  
- Jak zacznie rodzić, to Saul zemdleje z nerwów. - mruknął mi do ucha Alvaro. Zachichotała, uderzając dłonią o jego udo.
- Kochanie, ja rozumiem, że się martwisz. Ale czy możesz, na czas meczu, skupić się tylko na tym, aby dobrze kopać piłkę? - poprosiła zrezygnowana. - To tylko dziewięćdziesiąt minut. - dodała, po czym zacisnęła mocno powieki. - Niguez, nie podnoś mi ciśnienia i zrób wszystko, aby nie było dogrywki! 
- Dobrze, że wzięłam rozwód z Ronaldo i nie muszę mu kibicować. - wzruszyłam ramionami, na co Alvaro posłał mi pełne dezaprobaty spojrzenie. - Chociaż z drugiej strony, chyba popełniam jakiś kibicowski grzech, chcąc aby Atletico wygrało.
- Chcesz, aby Saul wygrał. - podkreślił Odriozola. Od razu zrobiło mi się lżej na duszy. Co najmniej jakbym odeszła z rozgrzeszeniem od konfesjonału. 
Dzisiejszego dnia, na Wanda Metropolitano, to jest na stadionie Atletico Madryt, odbyć miał się finał Ligi Mistrzów, pomiędzy drużyną Saula, a Juventusem Turyn. Niestety, Real Madryt odpadł z tych rozgrywek w półfinale, co i tak było wielkim osiągnięciem, po trzech wygranych z rzędu. Leire bardzo chciała być na trybunach, dlatego poprosiła mnie i Alvaro o towarzystwo. Ja jak ja, ale obecność Odriozoli na pewno będzie interesująca dla innych. Raquel prędzej by dostała zawału, niż by zgodziła się na takie poświęcenie.
- Po kopniakach zadawanych mi przez Twoją córkę, wyczuwam prośbę o kosmicznego gola. Także na tym się skup, dobrze? A my obiecujemy być grzeczne. - powiedziała łagodnie, na co uśmiechnęłam się pod nosem. - Też Cię kochamy tatusiu. - dodała szeptem.
- Zbieramy się, Odriozola. - podniosłam się z kanapy. 
- Jedziemy do szpitala. - westchnęła Leire, odkładając swój telefon. Spojrzałam na nią zaskoczona, a Alvaro zamarł w półkroku. - Mam skurcze co dziesięć minut. - poinformowała nas, przełykając ciężko ślinę. 
- Dlaczego nic nie powiedziałaś?! - pisnęłam spanikowana.
- Bo najpierw musiałam przeprowadzić rozmowę z Saulem. Zanim wyjdziemy, musicie mi coś obiecać. - spojrzała na nas stanowczo. - Powiadomicie go dopiero po meczu, jasne? Doskonale wiecie, że trudno przewidzieć, ile potrwa poród.
- Ale ...
- Żadnego "ale" Nati. - skrzywiła się, chwytając za brzuch. Momentalnie do niej doskoczyłam. - Finał Ligi Mistrzów i to na własnym stadionie nie zdarza się często. Damy sobie radę z Sofią przez ten czas.
- A ja myślałem, że to Ty jesteś uparta. Jak widać to rodzinne. - mruknął pod nosem Alvaro, chwytając za torbę, która stała przygotowana w korytarzu. - Dajcie mi minutę! - wyszedł przygotować samochód.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, w jakiej sytuacji mnie stawiasz? Nie dość, że zaraz zejdę tu na zawał, to jeszcze dostanę opieprz od Saula. I to zasłużony! - panikowałam prowadząc ją do drzwi wejściowych.
- A Ty co byś zrobiła w takiej sytuacji?
- Ugh, pewnie to co Ty!

Dojechaliśmy do szpitala w miarę spokojnie. Ja oczywiście nadal panikowałam, patrząc ze strachem na skrzywioną z bólu Leire. Na całe szczęście, Alvaro wziął na siebie całą odpowiedzialność. Poszedł po wózek, na którym pomógł usiąść mojej siostrze, po czym zawiózł ją na Oddział Ginekologiczno - Położniczy. Ja szłam obok potulna jak baranek, zastanawiając się, jakim cudem mam w przyszłości być taka silna jak Leire.
- Nati. - chwyciła mnie za dłoń, gdy tylko pojawiła się lekarka, która prowadziła jej ciąże. - Nie powiesz mu, prawda?
- Obiecuję. Najpierw napiszę do jego mamy, że źle się poczułaś i siłą zostawiliśmy Cię w domu. A zaraz po końcowym gwizdku zadzwonię i powiem jej o wszystkim, prosząc aby przekazała Saulowi, że zawieźliśmy Cię do szpitala.
Wtuliłam się w ramiona Alvaro, gdy tylko zostaliśmy sami. Znad jego ramienia spojrzałam na zegarek. Mecz zaczynał się za pół godziny. Zaczęłam bić się z myślami, ale podświadomie wiedziałam, że Leire miała rację.
- Jest w dobrych rękach. - Alvaro pogładził mnie po plecach.
- Saul mnie zabije.
- Mam nadzieję, że przypomnisz sobie o tym, gdy będziesz rodziła moje dziecko, bo inaczej nie wiem co Ci zrobię. 
- Dzięki Odriozola! - prychnęłam. - Weź pod uwagę to, że urodzenie dziecka, to nie jest prosta sprawa. To bardzo boli i wymaga wielkiego poświęcenia od kobiety. Masz mnie po rękach całować, za wydanie na świat małego Odriozoli, a nie grozić! A po za tym, jak nie chcesz powtórki z rozgrywki, to strzelaj tak, żeby dziewięć miesięcy później nie było najważniejszej części sezonu!
- Nati, Ty jesteś nie do podrobienia. - zaśmiał się.

Siedzieliśmy na korytarzu jak na szpilkach, oczekując jakichkolwiek informacji. Alvaro co chwilę sprawdzał wynik meczu, który cały czas był bez zmian. Czas wlókł się niemiłosiernie, doprowadzając mnie na skraj wytrzymałości.
- Zostało dziesięć minut i nadal remis.
- Zabije Nigueza, jeśli będzie dogrywka. - warknęłam. - Czy on w ogóle zdaje sobie sprawę z tego, jakie ja katusze przechodzę? Ach no tak ... przecież on nic nie wie. - mruknęłam, bawiąc się nerwowo swoimi dłońmi. - A może i dobrze. Nie mógłby sobie znaleźć miejsca, doprowadzając mnie do większej frustracji. 
- Mówił, że będzie przy porodzie. - zauważył Alvaro.
- Żeby go wynieśli po kilku minutach? - zachichotała.
- Trafił ...
- Z czym? - westchnęłam.
- Raczej do czego. - pokazał mi wyświetlacz swojego telefonu, gdzie obserwował wynik meczu. - Saul właśnie trafił do bramki.
- Że co? - wydukałam, wpatrując się w relacje live z szeroko otwartymi oczami. Parę sekund później skoczyłam na równe nogi, piszcząc z radości. Alvaro zaśmiał się, próbując mnie uciszyć. - Papacito strzelił gola!
- Proszę państwa, to jest szpital! - na korytarz wyszła oburzona pielęgniarka.
- Pani nic nie rozu ... mmm! - chciałam wyjaśnić kobiecie powód mojej radości, jednak Odriozola położył mi dłoń na ustach i uroczo do niej uśmiechnął.
- Obiecujemy być cicho. - powiedział. Pielęgniarka posłała nam surowe spojrzenie, po czym zniknęła za drzwiami. - Mecz się skończył. Atletico wygrało po golu Saula. - poinformował mnie.
- Też sobie Sofia moment wybrała. - westchnęłam wyciągając telefon. - Pora zadzwonić do pani Pilar. - odnalazłam odpowiedni numer, po czym cierpliwie czekałam, aż matka Saula odbierze moje połączenie. Na próżno. Dopiero po kwadransie udało mi się usłyszeć jej głos.
- Przepraszam Cię Nati, ale w tym hałasie nie byłam w stanie usłyszeć telefonu! - zaczęła mi się tłumaczyć na wstępie. - Właśnie czekamy na Saula przy bandzie, bo odebrali już medale! Co z Leire?! Czy wszystko w porządku?! Przepraszam, że tak krzyczę, ale tutaj ...
- Nic się nie dzieje. Muszę was o czymś poinformować, a raczej Saula. Mogłaby mu pani przekazać, że Leire ...
- Gdzie Leire?! - usłyszałam w oddali głos narzeczonego mojej siostry. Przełknęłam ciężko ślinę, gotowa na jego pretensje. - Leire?! - najwidoczniej matka podała mu telefon, bo słyszałam go o wiele lepiej. - Kochanie, co się dzieje?!
- To ja, Nati. - westchnęłam. - Saul, nie panikuj, ale Leire właśnie rodzi. - oznajmiłam. Po drugiej stronie zapadła przerażająca cisza. - Sofia chyba chciała Ci osobiście pogratulować. - zażartowałam, chociaż wiedziałam, że jemu w tej chwili do śmiechu nie było.
- Zaraz będę. - rozłączył się. Oparłam się plecami o ścianę, wzdychając ciężko.
- Zaraz tu wpadnie?
- Skąd wiesz? - zmarszczyłam czoło, patrząc na Alvaro.
- To oczywiste. Swoje już zrobił, świętować będzie tutaj, z Leire i córką. - uśmiechnął się, co odwzajemniłam. Nadal do mnie nie docierało, co w tej chwili się działo w moim życiu.
Nie wiem jakim cudem, ale Saul zjawił się w szpitalu po kwadransie. Do końca życia nie zapomnę jego widoku na końcu korytarza w meczowym stroju. Dzielącą nas odległość pokonał w rekordowym tempie.
- Dobrze, że chociaż buty zmieniłeś. - wydukałam zszokowana, patrząc na medal wiszący na jego szyi. Byłam pewna, że kompletnie o nim zapomniał.
- Gdzie ona ... - wydyszał, jednak dokończenie zdania przerwała pielęgniarka, która wyszła do nas z uśmiechem.
- Gratuluję. - podeszła do zdezorientowanego Alvaro. - Ma pan śliczną córeczkę. Obydwie z mamusią były bardzo dzielne. - jak Boga kocham, nigdy nie widziałam aż tak zszokowanej miny u mojego narzeczonego!
- Myli się pani. - zachichotałam, nie mogąc się powstrzymać. - To jest ojciec. - pchnęłam zdezorientowanego całą sytuacją Saula na przód.
- Oh, przepraszam! Przywiózł pan panią Leire, więc sądziłam ... no nic. W takim razie gratulacje należą się panu. - zwróciła się do Nigueza. - Może być pan bardzo dumny z żony. Teraz rozumiem, dlaczego pytała o wynik meczu. - zmierzyła go rozbawionym wzrokiem. - Czyli należą się podwójne gratulacje?
- Tak, tak ... ale czy mógłbym ...
- Oczywiście. - zaśmiała się. - Czekają na pana. Proszę za mną, dam panu fartuch. - Saul podążył za kobietą bez słowa. Za to ja i Alvaro spojrzeliśmy po sobie, po czym wybuchnęliśmy śmiechem.
- No i co tatuśku? - objęłam go w pasie.
- Jeszcze chwila, a zaliczyłbym strzała od Nigueza.
- Nati! - odwróciłam się w stronę rodziców Saula, którzy szli szybkim krokiem w naszą stronę. Dopiero w tym momencie do mnie dotarło, że powinnam wcześniej powiadomić wszystkich o tym wiekopomnym wydarzeniu.
- Nie wiem, czy to ja powinnam państwa o tym informować. - zaśmiałam się, jednak ich zniecierpliwione i zaniepokojone spojrzenia były dowodem na to, że powinnam wyręczyć Saula. - Sofia urodziła się przed paroma minutami. I ze słów pielęgniarki wynika, że jest zdrowa i niezwykle urodziwa. - dodałam.
- Pewnie po mamusi i cioci. - dodał Alvaro.
- Po mamusi. - poprawiłam go.
- Więc Saul oszaleje jeszcze bardziej. - zaśmiała się pani Pilar. Oficjalnie pogratulowałam im zostania dziadkami, po czym taktownie odeszłam, gdy wzruszeni wpadli sobie w ramiona. Wyciągnęłam telefon i najpierw zadzwoniłam rodziców, a następnie Raquel i Emilio.
Pół godziny, na korytarz wyszedł szeroki uśmiechnięty Saul, ze świecącymi się od łez wzruszenia oczami. Został przytulony przez swoich rodziców, a następnie zerknął na mnie.
- Nati, Leire prosiła, abyś weszła pierwsza. - oznajmił. Nie byłam w stanie odpowiedzieć, a jedynie ruszyłam w ślad za nim. Zanim weszliśmy do sali, pielęgniarka podała mi zielony fartuch. Niepewnie przekroczyłam próg. Mój wzrok momentalnie padł na łóżko, w którym leżała Leire, trzymając zawiniątko w swoich ramionach.
- Czy Ty nawet w takiej chwili musisz wyglądać idealne? - szepnęłam, podchodząc bliżej. Leire posłała mi uśmiech, jednak dostrzegłam zmęczenie na jej twarzy.
- Musisz koniecznie kogoś poznać. - oznajmiła, chcąc się unieść. Saul błyskawicznie pojawił się obok niej.
- Nie męcz się kochanie. - wziął ostrożnie córkę na ręce i z uśmiechem złożył na jej czole pocałunek. Swoje kroki skierował do mnie. - Leire całą ciążę powtarzała, że mała będzie uparta po Tobie. Chociaż mamusi dużo nie brakuje. - zerknął na swoją ukochaną, która wyszczerzyła się do niego szeroko. - Także jako pierwsza musisz poznać Sofię Natalię Niguez Butragueño. - podał mi niemowlę.
- Natalię? - wydukałam wpatrując się w siostrzenicę.
- Drugie imię musiała koniecznie mieć po matce chrzestnej.
- Po kim? - spojrzałam na nich zaskoczona.
- Kochanie, czy ja nie wyraźnie mówię? - Saul usiadł obok łóżka i chwycił czule dłoń Leire. - A kto inny ma być matką chrzestną, jak nie Ty? I nie próbuj się nawet wymigać, Butragueño.
- Nie mam zamiaru. - szepnęłam wpatrując się w Sofię. Maleńkie powieki się uniosły, a uważny wzrok siostrzenicy skupił się na mojej twarzy. - Cześć kruszynko. Poznajesz mój głos? Tak się składa, że będę Twoją najważniejszą ciocią. A Ty będziesz moim oczkiem w głowie, którego będę rozpieszczała do woli, bo będę miała do tego pełne prawo.
- W ramach rozsądku. - dodała rozbawiona Leire.
- Ma Twoje oczy. - zauważyłam.
- Czyli jest posiadaczką najpiękniejszych oczów na świecie. Jak jej mama. - oznajmił Saul, całując z czułością usta Leire. Uśmiechnęłam się na ten widok, po czym całkowicie skupiłam się na Sofii, która zasnęła w moich ramionach.

*

- Kto jest Twoim najlepszym wujkiem na świecie? No kto? No oczywiście, że wujcio Emilio!
- Ugh, daj mi ją wreszcie! Twoja kolej minęła pięć minut temu!
- Żebyś zrobiła z niej fanatyczną feministkę? Nie ma mowy!
- Jeszcze chwila, a będzie miała wujcia bez przednich zębów!
- I tak będę jej najlepszym wujciem!
- Co tu się dzieje? - spytałam, stojąc zszokowana w progu sali. Saul na mój widok uniósł oczy ku niemu, dziękując Bogu za moją obecność. Siedział na łóżku, z wtuloną w jego ramiona Leire i z zaniepokojeniem spoglądam na Emilio i Raquel.
- Zrób tak ... agu agu .... żeby ciotka wiedziałam, że mi przytakujesz. - mój brat próbował przekabacić niemowlę na swoją stronę. - Tylko błagam Cię, nie zapatruj się na nią!
- Teraz rozumiem dlaczego będziesz jej ulubionym wujciem. - Raquel położyła dłonie na biodrach. - Zanim nauczy się mówić, będziesz na jej poziomie. Zresztą, co ja gadam! - pacnęła się w czoło. - Jej gaworzenie będzie miało większy sens.
- Ładny dajecie przykład mojej chrześnicy, nie ma co. - oburzyłam się, po czym wyciągnęłam ręce do Emilio. Niechętnie oddał mi dziecko, które przytuliłam. Saul odetchnął ostentacyjnie z ulgą, na co rozbawiona Leire pacnęła go w kolano. - I tak ciocia Nati jest najlepsza. - uśmiechnęłam się triumfalnie do Sofii, na co Raquel zazgrzytała zębami, a Emilio prychnął pod nosem. - Rodzice byli dzisiaj? - podeszłam do świeżo upieczonych rodziców.
- Mama dopiero co wyszła. Była ze mną od samego rana i bardzo mi pomogła. Tata wpadł na godzinę i nie wypuszczał Sofii z ramion. - zaśmiała się.
- Kiedy wychodzicie?
- Jutro rano.
- Wracasz do domu kruszynko. - ucałowałam Sofię w nosek.

*

- Alvaro, już jestem! - zawołałam, wchodząc do mieszkania. Pojawił się błyskawicznie z niepewną miną. - Coś się stało? - zapytałam zsuwając trampki ze stóp.
- I tak i nie. - podrapał się po głowie.
- Jesteś dzisiaj kompletnie niezdecydowany Odriozola. - objęłam go w pasie i cmoknęłam w usta. Uśmiechnął się w odpowiedzi i pociągnął za sobą. Zaskoczona spojrzałam na pudło, stojące na podłodze w kuchni. - Co to jest?
- Zajrzyj do środka. - poprosił.
- To chyba nie bomba? - zachichotałam podchodząc bliżej. Niepewnie uniosłam wieki i spojrzałam na zawartość kartonu. - Ojej! - pisnęłam zachwycona, widząc dwa słodkie kociaczki. Nie mogły mieć więcej jak kilka dni. - Dwa? - zmarszczyłam czoło.
- Bo widzisz. - przeczesał nerwowo swoje włosy. - Idąc do mieszkania, natknąłem się na faceta, który sprzedawał je na chodniku. Pomyślałem, że to najlepsza okazja, aby spełnić Twoje marzenie. Powiedział, że spadłem mu z nieba bo nikt ich nie chce. Zapytałem więc, co zrobi z drugim. Nie chcesz znać odpowiedzi. - mruknął, na co momentalnie podniosło mi się ciśnienie. - Znam Cię Nati, zrobiłabyś mi awanturę, gdybym zostawił tego drugiego z tym facetem.
- I w ten oto sposób, zostaliśmy rodzicami bliźniaków. - oznajmiłam stanowczym głosem, po czym z piskiem radości rzuciłam się na szyję Alvaro. - Jesteś najlepszy na świecie!

***


- To jak Ty na nie wołasz? - zmierzyłem Nati zdziwionym spojrzeniem. Po kolacji uroczyście przedstawiła mi swoje bliźniaki. Czyli dwa koty. Kocia mama się znalazła!
- A jak się woła na koty? Kici kici! - wywróciła oczami.
- Nie o to pytam! - prychnąłem. - Jak miałem psa to nadałem mu imię. Myślałem, że z kotami jest podobnie. - zerknąłem uważnie na jednego z nich, który mrucząc otarł się bezczelnie o moją nogę.
- Nie mam prawa nadawać im imion. Nie należymy do siebie. Po prostu nasze drogi się zeszły. - wzruszyła ramionami, tuląc drugiego do siebie. - A właściwie Alvarito je uratował przed złym człowiekiem.
- Wyświęcił bym tego Twojego Alvarito. - mruknąłem.
  

5 komentarzy:

  1. O kurczaki! To się porobiło! Sofia wybrała sobie idealny czas. Chyba faktycznie chciała pogratulować tatusiowi :D
    Ten rozdział jest tak cudownie przepełniony miłością, że jest mi tak wspaniale miło i przyjemnie ❤️
    Nie mogę się doczekać kontynuacji. Skoro Nati i Alvarito mają już kocie bliźniaki, to może czas na coś więcej? 😜

    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  2. To sobie Sofia wybrała moment, nie ma co :) Ma się to wyczucie czasu haha :D
    Ale tak... Ja to podziwiam Leire! Że też ona miała siłę walczyć ze skurczami ogarniając przy tym Saula! :D Naprawdę, wielki szacun :) Panikująca Nati mnie rozwaliła, ale w sumie wcale się jej nie dziwię. W końcu to poród ukochanej siostry! Dobrze się stało, że Leire wymogła na Nati prośbę, aby nie informowała Saula... Jeszcze by tylko wpadł spanikowany i zemdlał, a tak to w spokoju mógł cieszyć się ze zwycięstwa w Lidze Mistrzów na własnym stadionie :) W dodatku strzelił zwycięskiego gola... Piękną za to dostał nagrodę :)
    Oczywiście, Nati i Alvaro nie byliby sobą, gdyby podczas trwania porodu nie sprawdzali wyniku meczu haha :D Ale radość Nati jak najbardziej zrozumiała! :D Na całe szczęście poród przebiegł bez komplikacji i mała Sofia jest już na świecie :) I wzruszony Saul z medalem... *_* Wcale się nie dziwię, że mała skradła im wszystkim serca :) Moment witania na świecie nowego członka rodziny jest w końcu magiczny :)
    Wujcio Emilio mnie rozwalił hahaha, i jego rozmowa z Raquel haha :D Nie ma, co z nimi nigdy nie można się nudzić! :D
    Nati na pewno jest bardzo szczęśliwa z powodu tego, że mała otrzymała drugie imię po niej oraz z tego, że została dumną mamą chrzestną :) Ale, czy Leire mogła wybrać kogoś innego? Oczywiście, że nie hihi ^^
    Dobrze, że Alvaro jednak nie zarobił strzałą od Saula po tej drobnej pomyłce haha, wszakże sam musi być obecny przy Nati kiedyś tam w przyszłości :)
    Scena z kociakami totalnie mnie rozczuliła <3 Alvaro to jest chłopak po prostu idealny :) Ale to zrozumiałe, że nie mógł postąpić inaczej... Musiał zabrać ze sobą dwa kotki, przynajmniej on i Nati stworzą im przytulny domek :) Jest tak jak być powinno ^^
    I wielka szkoda, że kolejny będzie epilogiem... :(
    <33

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem! Bałam się, że już nie zdążę dzisiaj skomentować, ale jednak się wyrobiłam.
    Zacznę oczywiście od Leire. Ona jest niereformowalna! Wszyscy się w okół denerwują, martwią, jej mąż z nerwów grać nie może, a ona zachowuje stoicki spokój. Najpierw przeprowadza uspokajającą rozmowę z Saulem, a potem jak gdyby nigdy nic oświadcza, że zaczął się poród. No i jak niby nie zejść przy niej na zawał.
    Na szczęście Alvaro i Nat zachowali w miarę zimną krew. Już sobie wyobrażam co by było, gdyby na ich miejscu był Saul! Pewnie tak by spanikował, że w ostateczności własnej narzeczonej by z domu zapomniał.
    W każdym razie powitaliśmy na świecie małą Sophie. Która niewątpliwie skradła serca nie tylko swoich rodziców, ale również wszystkich wujków i cioć, jak nie całego Madrytu. A jeśli dodatkowo odziedziczyła urodę po mamusi, a charakterek po tatusiu, to w przyszłości zapewne zostanie łamaczką męskich sierść. Niech Saul już szykuje miotacz ognia.
    A jeśli chodzi o Nat i Alvaro, to nie mogło być lepiej. To para idealna i tyle. Może jeszcze nie zostali „ludzkimi” rodzicami, ale opiekowanie się dwoma małymi kotkami, to też duża odpowiedzialność. Ale przecież one są takie kochane! A Alvaro ma wielkie serce i po prostu się nad nim rozpływam. ( I nad kotkami! Przede wszystkim rozpływam się nad kotkami!)
    I jeszcze co do kotów, to ja zgadzam się z pewnym twierdzeniem — to nie my jesteśmy właścicielami kotów — to koty są naszymi właścicielami.
    To tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń
  4. Sofia wiedziała, jaki wybrać sobie termin przyjścia na świat. 😁 Ale jak już pojawiać się tutaj to z wielkim przytupem. 😂
    Saul na pewno na zawsze zapamięta ten wyjątkowy dla niego dzień. Podczas niego był chyba najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Nie dość, że strzelił gola na wagę zwycięstwa w Lidze Mistrzów. To w dodatku urodziła mu się córeczka. Tak długo wyczekiwana przez wszystkich... Czego można chcieć więcej?
    Największą bohaterką jest jednak Leire, która nie dość, że potrafiła prowadzić normalną rozmowę ze swoim ukochanym, walcząc przy tym ze skurczami. To w dodatku od samego początku do końca zachowała spokój, jakby to był dla niej któryś z kolei poród.
    Dobrze jednak, że w tej niezapomnianej chwili byli przy niej Nati i Alvaro. Którzy okazali jej wsparcie i obiecali, że o niczym nie powiedzą Saulowi przed zakończeniem meczu. Ten strach Nati przed reakcją Saula... 😂
    Sofia już od pierwszego momentu skradła wszystkim serca, ale nic w tym dziwnego. Takiej małej kruszynce, chyba nikt nie mógłby się oprzeć.
    Nic dziwnego, że Nati była wzruszona, gdy dowiedziała się o tym, że zostanie jej matką chrzestną. To w końcu wielki zaszczyt, a chętnych na pewno było wiele. Jednak ona wydaje się być idealną osobą do tej roli.
    Związek Nati i Alvaro wciąż kwitnie, a teraz jeszcze dorobili się kociąt. Alvaro nie mógł jednak inaczej postąpić. Jest na to, zbyt dobrym człowiekiem.
    Na szczęście kotki trafiły do dobrego domu, w którym niczego im na pewno nie zabraknie. A skoro wszystko zaczęło się naszym bohaterom udawać, to pozostało mi tylko czekać na epilog. Mimo że ogromnie trudno będzie mi się rozstać z tą historią. 😊

    OdpowiedzUsuń