Z uśmiechem stanęłam pod Santiago Bernabeu. Tęskniłam za tym miejscem, nie mniej, jak za najbliższymi. Nazywałam go drugim domem, bo właśnie tym dla mnie był. Miejscem, w którym czułam się bezpiecznie. Swojsko. Magicznie. Bo właśnie taki był ten stadion ... magiczny.
Jeszcze raz zerknęłam na telefon, jednak nie dostrzegłam na nim wiadomości od Leire. To dziwne, ponieważ umówiłyśmy się pod stadionem, a ona spóźniała się już dobry kwadrans. To nie było do niej podobne! Miałam jedynie nadzieję, że nie wystawi mnie do wiatru.
Schowałam telefon do torebki i pewnie weszłam do środka, pokazując przepustkę ochroniarzowi. Obcasy od moich bordowych szpilek, odbijały się echem po korytarzu. Pewnie szłam w stronę doskonale znanej mi sali. W miejsce, gdzie oficjalnie przedstawiano wszystkich nowych piłkarzy. Posyłałam uśmiechy znajomym twarzom, zamieniając z nimi słowo lub dwa. Jako córka Emilio Butragueño, nie mogłam strzelić żadnej gafy, narażając dobre imię ojca, na jakąkolwiek krytykę.
- Czy mnie oczy nie mylą? - usłyszałam za sobą bardzo dobrze znany głos. Uśmiechnęłam się szeroko, odwracając do Alvaro Arbeloi. Ten mężczyzna był żywym dowodem na to, iż facet jest jak wino. Im starszy, tym lepszy! Chociaż, czy on kiedykolwiek był po prostu przeciętny? - Przyznaj się, ojciec Cię wysłał, żebyś oceniła czy dobrze go zastępuję? - podszedł, składając na moim policzku przyjacielski pocałunek.
- Szczerze? Kto jak nie Ty, mógłby go zastąpić?
- Nie da się zastąpić Emilio Butragueño. - zaśmiał się. - Mam jedynie nadzieję, że jego drugi miesiąc miodowy jest udany.
- Tak sądzę. - przytaknęłam. - Staramy się za bardzo im nie przeszkadzać, i tak całe życie skakaliśmy im po głowach. - rzuciłam rozbawiona. - Masz rację jedynie do tego, że to on mnie tu przysłał. Miała być ze mną Leire, jednak się spóźnia.
- Jest zakochana, więc nie ma do tego głowy. - wyszczerzył zęby w tym swoim boskim uśmiechu. - Saul to świetny facet. Ale przepraszam Cię Nati, muszę uciekać. Alvaro właśnie podpisuje kontrakt.
Odprowadziłam go wzrokiem, po czym weszłam na obszerną salę. Napis "Witaj Odriozola", umieszczony na wielkim zdjęciu chłopaka, w koszulce reprezentacji Hiszpanii, od razu rzucił się w moje oczy. Skinęłam z uśmiechem głową członkom zarządu, po czym zajęłam miejsce w środkowym rzędzie. Z niecierpliwością obserwowałam dziennikarzy, który pstrykali zdjęcia na prawo i lewo. Wiedziałam, że gdy tylko Alvaro wkroczy na scenę, dostaną białej gorączki, chcąc się do niego dorwać. Z niecierpliwością stukałam obcasem o posadzkę. Gdzie Ty jesteś Leire? Jak mogłaś mnie wystawić do wiatru?
Kątem oka dostrzegłam elegancką kobietę, wchodzącą na salę, a zaraz za nią ... zmarszczyłam czoło na widok znajomej twarzy. Młoda dziewczyna, zajęła miejsce w pierwszym rzędzie i wyszeptała coś do ucha młodszemu chłopcu.
Abril. Dziewczyna nazywała się Abril. Poznałam ją parę miesięcy temu, gdy dostała rolę w przedstawieniu. Była prze szczęśliwa, mimo że to był mało znaczący epizod. Jednak na jej wiek, był to wielki sukces. I jeśli dobrze zapamiętałam, pochodziła z Kraju Basków.
Poczułam nagły zawód w sercu, gdy skojarzyłam fakty. Abril musiała być siostrą Alvaro, bądź kimś z jego rodziny. I to z jej powodu Odriozola był w teatrze. Patrzył na mnie? Też mi coś! Znowu coś sobie ubzdurałam. Teraz rozumiałam jego pytanie, które padło w domu Nacho. Kompletnie nie kojarzył mnie z tego przedstawienia. To nie on wysłał mi kwiaty.
Nagle zrobiło się poruszenie, a na sali pojawił się Odriozola w towarzystwie Florentino Pereza, prezesa Realu Madryt. Zajęli swoje miejsca, a na telebimie został pokazany krótki film z umiejętnościami Baska. Byłam pod wrażeniem, chociaż z doświadczenia wiedziałam, że takie komplikacje są kompletnie bez sensu.
Papa Floro, bo tak go nazywałyśmy z siostrami, wszedł na scenę i rozpoczął swoje długie, nudne przemówienie. Jednak nie wyłapałam z niego żadnego słowa, ponieważ spoglądałam na profil skupionego Odriozoli. Ubrany w ciemny garnitur, wyglądał jak gwiazda Hollywood.
Lekko stremowany stanął na scenie i poprawił mikrofon. Spojrzeniem omiótł całą salę, pełną dziennikarzy, członków zarządu, Socios ... aż jego wzrok padł na moją osobę. Uniósł lekko brwi, zapewne zaskoczony moją obecnością. Posłałam mu niepewny uśmiech, który odwzajemnił. Zaczął mówić ...
- Witam wszystkich. Prezesie, zarządzie, rodzino, kibice Realu Madryt ... Bardzo dziękuję za pańskie słowa, prezesie. Dla mnie bycie tutaj i spełnienie marzenia każdego zawodnika, jakim jest transfer do Realu Madryt, jest zaszczytem. Znam odpowiedzialność, jaka wynika z noszenia koszulki Realu Madryt. Wiem, jak powinien zachować się gracz Realu Madryt na boisku i także poza nim. Mogę obiecać, że dam z siebie całą pracę pokorę i poświęcenie, by nasze drogi, Realu Madryt i Álvaro Odriozoli, były pełne sukcesów, bo wiem także, że w tej koszulce liczy się tylko wygrywanie. Pozwólcie proszę także w tym specjalnym dniu, bym wspomniał o moim drogim Realu Sociedadzie, wszystkich kolegach, trenerach oraz jego kibicach. Chciałbym także wspomnieć o rodzinie, która jest dla mnie wzorem, na który patrzę każdego dnia. Gdyby nie oni, nie byłoby mnie tutaj. Zawsze mówię, że ostatnie 1,5 roku było dla mnie scenariuszem filmowym. Zadebiutowałem z Segundy B w Realu Sociedad i w ciągu roku stałem się jego podstawowym zawodnikiem. Pojechałem także na mundial z reprezentacją Hiszpanii. Jakby czegoś brakowało, to los zechciał, abym nałożył koszulkę największego klubu na świecie, koszulkę Realu Madryt. Nigdy nie zapomnę dzisiejszego dnia i od serca chcę podziękować za zaufanie. Chcę też powiedzieć jedno: nie zaprzepaszczę tej szansy! Bardzo wszystkim dziękuję i Hala Madrid!
Wszyscy zaczęli go oklaskiwać, a ja zszokowana wpatrywałam się w jego sylwetkę. Do tej pory, podczas oficjalnych prezentacji, nowi piłkarze mówili zdanie, bądź dwa. Alvaro przygotował całe przemówienie, wbijając wszystkich w krzesła. I ten jego głos ...
Odebrał od prezesa koszulkę z numerem 19 i z uśmiechem pozował z nią do zdjęć, w towarzystwie dumnej i wzruszonej rodziny. Przyjemne ciepło ogarnęło moją duszę. Cieszyłam się, że został zawodnikiem mojego klubu.
Jakąś chwilę później, udał się do szatni, aby pierwszy raz założyć na siebie strój, obecnie najlepszej drużyny na świecie. Poczekałam aż tłum wypłynie na murawę, po czym sama, powolnym krokiem, udałam się w stronę tunelu.
Każde moje wyjście na murawę Santiago Bernabeu, było jak wejście do magicznego świata. Tłumaczyłam sobie to tym, że odziedziczyłam po ojcu pasję, która zadomowiła się w moim sercu. Inni podziwiali zabytki, ja podziwiałam stadiony.
- Natalia? To na prawdę Ty? - usłyszałam z boku dziewczęcy głos. Uśmiechnęłam się do Abril, która zbliżyła się do mnie zaskoczona. - Co Ty tu robisz?
- Powiedzmy, że solidnie spełniam obowiązki Socio i reprezentuję moją rodzinę. - wyjaśniłam.
- Oh, no tak! Twój tata to ten Butragueño, prawda?
- Zgadza się. - przytaknęłam, obserwując kibiców na trybunach, oczekujących wyjścia Odriozoli. - Jesteś siostrą Alvaro? - zagadnęłam, mimo że w środku wręcz płonęłam z ciekawości.
- Tak. - uśmiechnęła się szeroko. - To bardzo szczególny dla nas dzień. Jesteśmy z niego tacy dumni. - wskazała na rodzinę, siedzącą na ławce rezerwowych. Elegancka kobieta, wtulała się wzruszona w ramiona mężczyzny, łudząco podobnego do Alvaro. - Zresztą, zawsze się wspieramy, więc nie wyobrażam sobie, aby mogłoby mnie tu zabraknąć.
- Rozumiem, że on również Cię wspiera? - rzuciłam niewinnie.
- Oh, tak! Zawsze przyjeżdża na moje przedstawienia, ale nie jest fanem baletu.
- To bardzo miłe. - uśmiechnęłam się, choć cholerny zawód znów omiótł moje serce. Po chwili wrzawa wzniosła się na trybunach. - Uciekaj do rodziny, bo Twój brat wychodzi. Porozmawiamy dłużej innym razem.
- Było miło Cię tu spotkać.
- Ciebie również. - puściłam jej oczko i obserwowałam, jak szybkim krokiem podeszła do najbliższych. Alvaro pojawił się na murawie z piłką w rękach i w stroju Realu Madryt. Wyglądając ... obłędnie! Zdecydowanie biały to jego kolor!
Ku radości kibiców, pokazał kilka piłkarskich sztuczek oraz swoich umiejętności. A gdy pocałował herb ... ludzie oszaleli. Założyłam ręce na piersi, uśmiechając się pod nosem. Doskonale wiedział co zrobić, aby zdobyć ich serca.
Ostatni raz zerknęłam na to, jak pozuje z rodziną, po czym udałam się schodkami do tunelu. Najwyższa pora, aby wrócić do domu. Swoje odbębniłam, tatuś będzie dumny, ale ... najpierw muszę zrobić awanturę Leire!
- Nie mów mi, że nie zostajesz na tradycyjnym obiedzie. - usłyszałam za sobą głos Arbeloi.
- Nie sądzę, abym miała coś ciekawego do powiedzenia. - wzruszyłam ramionami. - A po za tym, nie jestem głodna.
- Poznasz Alvaro. - zachęcał.
- Już się znamy. - posłałam mu uśmiech. - Nacho urządził dwa dni temu kolację dla przyjaciół i go zaprosił. Leire nas sobie przedstawiła, więc oficjalne zapoznanie mamy już za sobą.
- Na konferencję też się nie udajesz? - założył ręce na piersi i spojrzał na mnie uważnie z góry. - Miałaś mnie w końcu ocenić, a moje show zacznie się za chwilę.
- Doskonale wiem, że sobie poradzisz. - poklepałam go po ramieniu. - Nie lubię tych idiotycznych, powtarzających się pytań dziennikarzy. Każdy pyta o to samo, jedynie zmienia kontekst. To nudne.
- O! Jest Alvaro. - odwróciliśmy głowy, na dźwięk głosu jednego z działaczy. Zaskoczona ujrzałam Odriozolę u jego boku, przebranego w garnitur. - Florentino prosi, abyście udali się na konferencję prasową.
- Oczywiście. - Arbeloa skinął głową, a Bask podszedł do nas z uśmiechem. Nie odrywając ode mnie wzroku. Odchrząknęłam nerwowo. - Nati wspominała, że się znacie.
- Tak. - przytaknął. - Nie sądziłem, że Cię tu spotkam. - zwrócił się do mnie.
- Lubię przychodzić na prezentacje piłkarzy. - odparłam, jakby to była najnormalniejsza rzecz w moim pokręconym życiu. - Po za tym, tata mnie o to prosił. Ktoś musiał go reprezentować.
- Nie mógł lepiej trafić. - uśmiechnął się szerzej, a ja poczułam gorąc na moich policzkach. Spuściłam speszona wzrok.
- Nati? Może zaprowadzisz Alvaro pod salę konferencyjną? - głos Arbeloi był wręcz przesiąknięty podtekstem. Uśmiechał się głupkowato, spoglądając to na mnie, to znów na Baska. - Zapomniałem czegoś. Nie spieszcie się! - oddalił się szybkim krokiem.
- Aha, chyba rozumu. - prychnęłam.
- Zrobił to specjalnie, prawda? - Odriozola odprowadził go wzrokiem.
- Przyzwyczajaj się. Cała ta banda jest nienormalna. - wzruszyłam ramionami. - Przykro mi to mówić, ale przeciągną Cię na swoją stronę. Zawsze to robią. - mruknęłam, jednak uśmiech wkradł się na moje usta.
- A może ja już jestem nienormalny? - uniósł zabawnie brew.
- To ... witaj w domu? - wyszczerzyłam się, co odwzajemnił. - A teraz chodź, bo Papa Floro nas zamorduje. - pociągnęłam go za sobą, w bardzo dobrze znaną mi stronę.
- Papa Floro? - zaśmiał się. - On o tym wie?
- Oczywiście! - szliśmy przez chwilę w ciszy, spoglądając kątem oka na siebie. - Hmm ... znam Twoją siostrę. - zagadnęłam, zagryzając wargę. - Byłam zaskoczona, widząc ją tutaj.
- Teraz już wiem, że jesteś tą słynną Natalią, o której czasami wspomina.
- Słynną Natalią? - uniosłam zaskoczona brwi.
- Natalia to, Natalia tamto ... Natalia potrafi to, Natalia potrafi tamto ... - próbował naśladować głos siostry, co wyszło mu komicznie. - Czasami miałem Cię dość, chociaż Cię nie znałem. - trącił mnie łokciem na żarty.
- Oh, a ja Cię miałam poprosić o zdjęcie i autograf. Ale skoro masz mnie dość ... - zrobiłam niewinną minkę.
- Jak mógłbym odmówić TEJ Natalii?
- Nati. Po prostu Nati. - stanęłam z uśmiechem pod odpowiednimi drzwiami. - Tutaj nasza podróż się kończy.
- Szkoda. Miło się rozmawiało.
- Może to powtórzymy, gdy po którymś meczu poproszę Cię o to zdjęcie. - zaśmiałam się pod nosem. - To koniecznie musi być w takich okolicznościach! Wtedy jesteście tacy prawdziwi, tacy ...
- Spoceni? - uniósł brwi ku górze.
- Wezmę sobie zatyczkę na nos. - wzruszyłam ramionami.
- To będzie najmocniejszy przytulas jakim kiedykolwiek obdarzyłem swojego kibica. - udał zamyślonego, lecz kąciki ust aż zaczęły mu drżeć z rozbawienia. Z początku nie zrozumiałam sensu tych słów ... do czasu.
- Fuj! - skrzywiłam się.
- Sama chciałaś. - rozłożył niewinne ręce.
- Mówiłam o zdjęciu, nie o przytulasie!
- Do zdjęcia potrzebny jest przytulas. - poczochrał tą swoją szopę na głowie. - Nie zaprzeczyłaś, gdy wspomniałem o byciu moim kibicem. - puścił mi oczko.
- Ugh, wiesz co Odriozola? - założyłam ręce na piersi. - Miałeś rację. Jesteś nienormalny i pasujesz do tej bandy!
- Dziękuję, to wiele dla mnie znaczy. - puścił mi oczko.
- Już jestem gołąbeczki!
- I jeszcze Ty, Arbeloa! - wywróciłam oczami, a on spojrzał na mnie zdezorientowany. - W tej chwili jeszcze bardziej tęsknie za moim tatusiem. - zrobiłam smutną minkę, udając, że pociągam nosem.
- Powiedziała, że pasuję idealnie do Realu Madryt. - pochwalił się Odriozola.
- Twoja bezpośredniość mnie niepokoi Nati ...
- Wiecie co? Idźcie już na tą konferencję, bo nie mogę na was patrzeć! - machnęłam dłonią, jakbym chciała odgonić natrętne muchy.
Jeszcze raz zerknęłam na telefon, jednak nie dostrzegłam na nim wiadomości od Leire. To dziwne, ponieważ umówiłyśmy się pod stadionem, a ona spóźniała się już dobry kwadrans. To nie było do niej podobne! Miałam jedynie nadzieję, że nie wystawi mnie do wiatru.
Schowałam telefon do torebki i pewnie weszłam do środka, pokazując przepustkę ochroniarzowi. Obcasy od moich bordowych szpilek, odbijały się echem po korytarzu. Pewnie szłam w stronę doskonale znanej mi sali. W miejsce, gdzie oficjalnie przedstawiano wszystkich nowych piłkarzy. Posyłałam uśmiechy znajomym twarzom, zamieniając z nimi słowo lub dwa. Jako córka Emilio Butragueño, nie mogłam strzelić żadnej gafy, narażając dobre imię ojca, na jakąkolwiek krytykę.
- Czy mnie oczy nie mylą? - usłyszałam za sobą bardzo dobrze znany głos. Uśmiechnęłam się szeroko, odwracając do Alvaro Arbeloi. Ten mężczyzna był żywym dowodem na to, iż facet jest jak wino. Im starszy, tym lepszy! Chociaż, czy on kiedykolwiek był po prostu przeciętny? - Przyznaj się, ojciec Cię wysłał, żebyś oceniła czy dobrze go zastępuję? - podszedł, składając na moim policzku przyjacielski pocałunek.
- Szczerze? Kto jak nie Ty, mógłby go zastąpić?
- Nie da się zastąpić Emilio Butragueño. - zaśmiał się. - Mam jedynie nadzieję, że jego drugi miesiąc miodowy jest udany.
- Tak sądzę. - przytaknęłam. - Staramy się za bardzo im nie przeszkadzać, i tak całe życie skakaliśmy im po głowach. - rzuciłam rozbawiona. - Masz rację jedynie do tego, że to on mnie tu przysłał. Miała być ze mną Leire, jednak się spóźnia.
- Jest zakochana, więc nie ma do tego głowy. - wyszczerzył zęby w tym swoim boskim uśmiechu. - Saul to świetny facet. Ale przepraszam Cię Nati, muszę uciekać. Alvaro właśnie podpisuje kontrakt.
Odprowadziłam go wzrokiem, po czym weszłam na obszerną salę. Napis "Witaj Odriozola", umieszczony na wielkim zdjęciu chłopaka, w koszulce reprezentacji Hiszpanii, od razu rzucił się w moje oczy. Skinęłam z uśmiechem głową członkom zarządu, po czym zajęłam miejsce w środkowym rzędzie. Z niecierpliwością obserwowałam dziennikarzy, który pstrykali zdjęcia na prawo i lewo. Wiedziałam, że gdy tylko Alvaro wkroczy na scenę, dostaną białej gorączki, chcąc się do niego dorwać. Z niecierpliwością stukałam obcasem o posadzkę. Gdzie Ty jesteś Leire? Jak mogłaś mnie wystawić do wiatru?
Kątem oka dostrzegłam elegancką kobietę, wchodzącą na salę, a zaraz za nią ... zmarszczyłam czoło na widok znajomej twarzy. Młoda dziewczyna, zajęła miejsce w pierwszym rzędzie i wyszeptała coś do ucha młodszemu chłopcu.
Abril. Dziewczyna nazywała się Abril. Poznałam ją parę miesięcy temu, gdy dostała rolę w przedstawieniu. Była prze szczęśliwa, mimo że to był mało znaczący epizod. Jednak na jej wiek, był to wielki sukces. I jeśli dobrze zapamiętałam, pochodziła z Kraju Basków.
Poczułam nagły zawód w sercu, gdy skojarzyłam fakty. Abril musiała być siostrą Alvaro, bądź kimś z jego rodziny. I to z jej powodu Odriozola był w teatrze. Patrzył na mnie? Też mi coś! Znowu coś sobie ubzdurałam. Teraz rozumiałam jego pytanie, które padło w domu Nacho. Kompletnie nie kojarzył mnie z tego przedstawienia. To nie on wysłał mi kwiaty.
Nagle zrobiło się poruszenie, a na sali pojawił się Odriozola w towarzystwie Florentino Pereza, prezesa Realu Madryt. Zajęli swoje miejsca, a na telebimie został pokazany krótki film z umiejętnościami Baska. Byłam pod wrażeniem, chociaż z doświadczenia wiedziałam, że takie komplikacje są kompletnie bez sensu.
Papa Floro, bo tak go nazywałyśmy z siostrami, wszedł na scenę i rozpoczął swoje długie, nudne przemówienie. Jednak nie wyłapałam z niego żadnego słowa, ponieważ spoglądałam na profil skupionego Odriozoli. Ubrany w ciemny garnitur, wyglądał jak gwiazda Hollywood.
Lekko stremowany stanął na scenie i poprawił mikrofon. Spojrzeniem omiótł całą salę, pełną dziennikarzy, członków zarządu, Socios ... aż jego wzrok padł na moją osobę. Uniósł lekko brwi, zapewne zaskoczony moją obecnością. Posłałam mu niepewny uśmiech, który odwzajemnił. Zaczął mówić ...
- Witam wszystkich. Prezesie, zarządzie, rodzino, kibice Realu Madryt ... Bardzo dziękuję za pańskie słowa, prezesie. Dla mnie bycie tutaj i spełnienie marzenia każdego zawodnika, jakim jest transfer do Realu Madryt, jest zaszczytem. Znam odpowiedzialność, jaka wynika z noszenia koszulki Realu Madryt. Wiem, jak powinien zachować się gracz Realu Madryt na boisku i także poza nim. Mogę obiecać, że dam z siebie całą pracę pokorę i poświęcenie, by nasze drogi, Realu Madryt i Álvaro Odriozoli, były pełne sukcesów, bo wiem także, że w tej koszulce liczy się tylko wygrywanie. Pozwólcie proszę także w tym specjalnym dniu, bym wspomniał o moim drogim Realu Sociedadzie, wszystkich kolegach, trenerach oraz jego kibicach. Chciałbym także wspomnieć o rodzinie, która jest dla mnie wzorem, na który patrzę każdego dnia. Gdyby nie oni, nie byłoby mnie tutaj. Zawsze mówię, że ostatnie 1,5 roku było dla mnie scenariuszem filmowym. Zadebiutowałem z Segundy B w Realu Sociedad i w ciągu roku stałem się jego podstawowym zawodnikiem. Pojechałem także na mundial z reprezentacją Hiszpanii. Jakby czegoś brakowało, to los zechciał, abym nałożył koszulkę największego klubu na świecie, koszulkę Realu Madryt. Nigdy nie zapomnę dzisiejszego dnia i od serca chcę podziękować za zaufanie. Chcę też powiedzieć jedno: nie zaprzepaszczę tej szansy! Bardzo wszystkim dziękuję i Hala Madrid!
Wszyscy zaczęli go oklaskiwać, a ja zszokowana wpatrywałam się w jego sylwetkę. Do tej pory, podczas oficjalnych prezentacji, nowi piłkarze mówili zdanie, bądź dwa. Alvaro przygotował całe przemówienie, wbijając wszystkich w krzesła. I ten jego głos ...
Odebrał od prezesa koszulkę z numerem 19 i z uśmiechem pozował z nią do zdjęć, w towarzystwie dumnej i wzruszonej rodziny. Przyjemne ciepło ogarnęło moją duszę. Cieszyłam się, że został zawodnikiem mojego klubu.
Jakąś chwilę później, udał się do szatni, aby pierwszy raz założyć na siebie strój, obecnie najlepszej drużyny na świecie. Poczekałam aż tłum wypłynie na murawę, po czym sama, powolnym krokiem, udałam się w stronę tunelu.
Każde moje wyjście na murawę Santiago Bernabeu, było jak wejście do magicznego świata. Tłumaczyłam sobie to tym, że odziedziczyłam po ojcu pasję, która zadomowiła się w moim sercu. Inni podziwiali zabytki, ja podziwiałam stadiony.
- Natalia? To na prawdę Ty? - usłyszałam z boku dziewczęcy głos. Uśmiechnęłam się do Abril, która zbliżyła się do mnie zaskoczona. - Co Ty tu robisz?
- Powiedzmy, że solidnie spełniam obowiązki Socio i reprezentuję moją rodzinę. - wyjaśniłam.
- Oh, no tak! Twój tata to ten Butragueño, prawda?
- Zgadza się. - przytaknęłam, obserwując kibiców na trybunach, oczekujących wyjścia Odriozoli. - Jesteś siostrą Alvaro? - zagadnęłam, mimo że w środku wręcz płonęłam z ciekawości.
- Tak. - uśmiechnęła się szeroko. - To bardzo szczególny dla nas dzień. Jesteśmy z niego tacy dumni. - wskazała na rodzinę, siedzącą na ławce rezerwowych. Elegancka kobieta, wtulała się wzruszona w ramiona mężczyzny, łudząco podobnego do Alvaro. - Zresztą, zawsze się wspieramy, więc nie wyobrażam sobie, aby mogłoby mnie tu zabraknąć.
- Rozumiem, że on również Cię wspiera? - rzuciłam niewinnie.
- Oh, tak! Zawsze przyjeżdża na moje przedstawienia, ale nie jest fanem baletu.
- To bardzo miłe. - uśmiechnęłam się, choć cholerny zawód znów omiótł moje serce. Po chwili wrzawa wzniosła się na trybunach. - Uciekaj do rodziny, bo Twój brat wychodzi. Porozmawiamy dłużej innym razem.
- Było miło Cię tu spotkać.
- Ciebie również. - puściłam jej oczko i obserwowałam, jak szybkim krokiem podeszła do najbliższych. Alvaro pojawił się na murawie z piłką w rękach i w stroju Realu Madryt. Wyglądając ... obłędnie! Zdecydowanie biały to jego kolor!
Ku radości kibiców, pokazał kilka piłkarskich sztuczek oraz swoich umiejętności. A gdy pocałował herb ... ludzie oszaleli. Założyłam ręce na piersi, uśmiechając się pod nosem. Doskonale wiedział co zrobić, aby zdobyć ich serca.
Ostatni raz zerknęłam na to, jak pozuje z rodziną, po czym udałam się schodkami do tunelu. Najwyższa pora, aby wrócić do domu. Swoje odbębniłam, tatuś będzie dumny, ale ... najpierw muszę zrobić awanturę Leire!
- Nie mów mi, że nie zostajesz na tradycyjnym obiedzie. - usłyszałam za sobą głos Arbeloi.
- Nie sądzę, abym miała coś ciekawego do powiedzenia. - wzruszyłam ramionami. - A po za tym, nie jestem głodna.
- Poznasz Alvaro. - zachęcał.
- Już się znamy. - posłałam mu uśmiech. - Nacho urządził dwa dni temu kolację dla przyjaciół i go zaprosił. Leire nas sobie przedstawiła, więc oficjalne zapoznanie mamy już za sobą.
- Na konferencję też się nie udajesz? - założył ręce na piersi i spojrzał na mnie uważnie z góry. - Miałaś mnie w końcu ocenić, a moje show zacznie się za chwilę.
- Doskonale wiem, że sobie poradzisz. - poklepałam go po ramieniu. - Nie lubię tych idiotycznych, powtarzających się pytań dziennikarzy. Każdy pyta o to samo, jedynie zmienia kontekst. To nudne.
- O! Jest Alvaro. - odwróciliśmy głowy, na dźwięk głosu jednego z działaczy. Zaskoczona ujrzałam Odriozolę u jego boku, przebranego w garnitur. - Florentino prosi, abyście udali się na konferencję prasową.
- Oczywiście. - Arbeloa skinął głową, a Bask podszedł do nas z uśmiechem. Nie odrywając ode mnie wzroku. Odchrząknęłam nerwowo. - Nati wspominała, że się znacie.
- Tak. - przytaknął. - Nie sądziłem, że Cię tu spotkam. - zwrócił się do mnie.
- Lubię przychodzić na prezentacje piłkarzy. - odparłam, jakby to była najnormalniejsza rzecz w moim pokręconym życiu. - Po za tym, tata mnie o to prosił. Ktoś musiał go reprezentować.
- Nie mógł lepiej trafić. - uśmiechnął się szerzej, a ja poczułam gorąc na moich policzkach. Spuściłam speszona wzrok.
- Nati? Może zaprowadzisz Alvaro pod salę konferencyjną? - głos Arbeloi był wręcz przesiąknięty podtekstem. Uśmiechał się głupkowato, spoglądając to na mnie, to znów na Baska. - Zapomniałem czegoś. Nie spieszcie się! - oddalił się szybkim krokiem.
- Aha, chyba rozumu. - prychnęłam.
- Zrobił to specjalnie, prawda? - Odriozola odprowadził go wzrokiem.
- Przyzwyczajaj się. Cała ta banda jest nienormalna. - wzruszyłam ramionami. - Przykro mi to mówić, ale przeciągną Cię na swoją stronę. Zawsze to robią. - mruknęłam, jednak uśmiech wkradł się na moje usta.
- A może ja już jestem nienormalny? - uniósł zabawnie brew.
- To ... witaj w domu? - wyszczerzyłam się, co odwzajemnił. - A teraz chodź, bo Papa Floro nas zamorduje. - pociągnęłam go za sobą, w bardzo dobrze znaną mi stronę.
- Papa Floro? - zaśmiał się. - On o tym wie?
- Oczywiście! - szliśmy przez chwilę w ciszy, spoglądając kątem oka na siebie. - Hmm ... znam Twoją siostrę. - zagadnęłam, zagryzając wargę. - Byłam zaskoczona, widząc ją tutaj.
- Teraz już wiem, że jesteś tą słynną Natalią, o której czasami wspomina.
- Słynną Natalią? - uniosłam zaskoczona brwi.
- Natalia to, Natalia tamto ... Natalia potrafi to, Natalia potrafi tamto ... - próbował naśladować głos siostry, co wyszło mu komicznie. - Czasami miałem Cię dość, chociaż Cię nie znałem. - trącił mnie łokciem na żarty.
- Oh, a ja Cię miałam poprosić o zdjęcie i autograf. Ale skoro masz mnie dość ... - zrobiłam niewinną minkę.
- Jak mógłbym odmówić TEJ Natalii?
- Nati. Po prostu Nati. - stanęłam z uśmiechem pod odpowiednimi drzwiami. - Tutaj nasza podróż się kończy.
- Szkoda. Miło się rozmawiało.
- Może to powtórzymy, gdy po którymś meczu poproszę Cię o to zdjęcie. - zaśmiałam się pod nosem. - To koniecznie musi być w takich okolicznościach! Wtedy jesteście tacy prawdziwi, tacy ...
- Spoceni? - uniósł brwi ku górze.
- Wezmę sobie zatyczkę na nos. - wzruszyłam ramionami.
- To będzie najmocniejszy przytulas jakim kiedykolwiek obdarzyłem swojego kibica. - udał zamyślonego, lecz kąciki ust aż zaczęły mu drżeć z rozbawienia. Z początku nie zrozumiałam sensu tych słów ... do czasu.
- Fuj! - skrzywiłam się.
- Sama chciałaś. - rozłożył niewinne ręce.
- Mówiłam o zdjęciu, nie o przytulasie!
- Do zdjęcia potrzebny jest przytulas. - poczochrał tą swoją szopę na głowie. - Nie zaprzeczyłaś, gdy wspomniałem o byciu moim kibicem. - puścił mi oczko.
- Ugh, wiesz co Odriozola? - założyłam ręce na piersi. - Miałeś rację. Jesteś nienormalny i pasujesz do tej bandy!
- Dziękuję, to wiele dla mnie znaczy. - puścił mi oczko.
- Już jestem gołąbeczki!
- I jeszcze Ty, Arbeloa! - wywróciłam oczami, a on spojrzał na mnie zdezorientowany. - W tej chwili jeszcze bardziej tęsknie za moim tatusiem. - zrobiłam smutną minkę, udając, że pociągam nosem.
- Powiedziała, że pasuję idealnie do Realu Madryt. - pochwalił się Odriozola.
- Twoja bezpośredniość mnie niepokoi Nati ...
- Wiecie co? Idźcie już na tą konferencję, bo nie mogę na was patrzeć! - machnęłam dłonią, jakbym chciała odgonić natrętne muchy.
Tak jak sądziłam, Leire była z Saulem. Wysłała mi wiadomość z przeprosinami, na co jedynie prychnęłam. Udałam się prosto do domu, gdzie wyciągnęłam z lodówki kubełek lodów i z lubością usiadłam na tarasie. Z przerażeniem zerknęłam na moje blade nogi. No ok, skandynawska skóra to to nie była, jednak przydałoby mi się porządne opalanie. Ale do tego to akurat zwerbuję Maite.
Dźwięk dzwonka do drzwi przerwał mi totalne lenistwo. Wlokąc nogę za nogą, udałam się do holu. Ku mojemu zdziwieniu, za progiem zobaczyłam Arbeloę.
- Zgubiłeś się? - zmarszczyłam czoło. - Z tego co pamiętam, to mieszkasz dwa domy dalej. - niewinnie pokazałam paluszkiem odpowiedni kierunek.
- Zabawne. - prychnął i rzucił w moje ręce piłkę. Zaraz! Piłkę? Zaskoczona, o mały włos, a bym ją wypuściła. - Prezent od Alvarito.
- Że co? - wydukałam.
- Prosił, abym Ci przekazał. - wzruszył ramionami. - Uciekam mała, bo moje dzieciaki czekają..
Zdezorientowana zamknęłam za nim drzwi. Stojąc w holu, przyjrzałam się piłce, na której było coś napisane.
- "Dla TEJ Natalii! Albo raczej dla tej 'po prostu Nati'. Odriozola." - przeczytałam uważnie. - Analfabeta. - mruknęłam pod nosem, zagryzając wargi, chcąc ukryć uśmieszek, który się na nie wkradł.
***
Dla wyjaśnienia ... Socios są to członkowie klubu, którzy współdecydują o jego losach. Zarejestrowani kibice, którzy mają o wiele więcej przywilejów od innych. Szczególnie że muszą wpłacać daną kwotę raz w roku. Dlatego się mówi, że taki Real Madryt czy Barcelona "należą do kibiców". Ale to taka ciekawostka dla osób, które się w tym nie orientują, a to słowo padło i zapewne padnie tu wiele razy :)
Mam nadzieję, że prezentacja was nie zanudziła :) Była potrzebna do rozpoczęcia fabuły. A po za tym poznałyście Abril Odriozolę i to ... kim jest :) Większość was mówi, że Alvaro kłamie, ale czy na pewno?
Gdyby Nati tylko wiedziała, dlaczego Leire nie mogła jej towarzyszyć, ech... Ale nie ma co niepotrzebnie jej denerwować :) Była na prezentacji bez siostry, no ale był Alvaro hihi ^^ :D
OdpowiedzUsuńPrzygotował sobie wspaniałą przemowę na sam początek i nie dziwię się, że wszyscy zebrani tak zaczęli go oklaskiwać :) Widać, że gra dla Realu to spełnienie jego marzeń <3 Cóż, doczekał się :)
Nati poznała jego siostrę, Abril i dotarło do niej, że to dla niej przychodził na przedstawienia. Hm... Mam zaćmienie umysłu, ot co! :D Nie będę się bawiła w rozwiązanie tej zagadki, zostawię to Nati haha :D
I dlaczego nie poszła na konferencję, no dlaczego? Konferencje są fajne! Haha :D <3 Ugh, tak miałam być poważna, a znów mi nie wychodzi. No nieważne.
Rozmowa Nati i Alvaro przed wspomnianą wcześniej konferencją <333 Świetni są razem! :D Ich rozmowy i poczucie humoru haha :D I dobrze, że teraz panowała między nimi taka atmosfera, a nie taka napięta jak podczas kolacji u Nacho :D
Hahaha, Arbeloa rozwalił system :D Gołąbeczki haha :D Także tego, także tak, czyżby on coś wyczuł? Hihi ^^
I ja mam nadzieję, że Nati sobie zrobi dość szybko to zdjęcie z Alvaro! Z przytulasem koniecznie, bo bez przytulasa być nie może, o! :D
Aww, ta końcówka *_* Postarał się Alvaro, postarał :) Bardzo mnie to rozczuliło <3
No i tak haha, oficjalnie Alvaro się wpisał w bandę nienormalnych. A co, to taki zaszczytny tytuł :D Niech mu służy! :D
<33
o kurczę, tak szybko po publikacji to jeszcze nigdy nigdzie nie byłam... ;D i do tego... PIERWSZA!! 😂
OdpowiedzUsuńw żadnym wypadku mnie nie zanudzisz, czytałam tą prezentacje z wielkim uśmiechem i przejęciem. Aż mi samej zrobiło się przykro, ze Alvaro jeździł na przedstawienia dla siostry, ale... napewno jest jakieś „ale”! teraz już nie wiem od kogo te kwiaty, ale mam nadzieje, ze się to jakoś rozjaśni.
Nasz Alvaro jednak trochę interesuje się tą naszą Nati, skoro tak dobrze się im rozmawiało, zaproponował jej przytulas ;D no i sprezentował dedykowaną piłkę. Czekam na więcej <3
o nie, nie zdążyłam być pierwsza, ahahah. za długo skrobalam komentarz
UsuńPrzez niespodziewane komplikacje w życiu Leire, o których jej siostra, jak na razie jeszcze nie ma pojęcia.
OdpowiedzUsuńNati musiała sama pojawić się na prezentacji nowego nabytku Realu Madryt. Który swoją drogą, zrobił świetne wrażenie w oczach wszystkich zgromadzonych. Zaprezentował wspaniałe przemówienie, którego wielu piłkarzy mogłoby mu pozazdrościć.
Zresztą ogólnie Alvaro jest bardzo pozytywną postacią w odbiorze. Polubiłam go i jak na razie nie dostrzegałam w nim, żadnych większych wad.
W dodatku okazało się, że to prawdopodobnie nie dla Natalii, a dla swojej siostry -Abril. Pojawiał się w teatrze. To by tłumaczyło, dlaczego podczas kolacji u Nacho, wyglądał jakby wcale jej nie znał.
Nadal jednak nie wiadomo, kto jest tajemniczym nadawcą kwiatów. Ta zagadka wręcz nie daje mi spokoju. 😄 Mam nadzieję, że niedługo coś w tej sprawie się wyjaśni.
Mimo tego, że Alvaro nie okazał się cichym wielbicielem Nati. Nie powiedziane jest, że nie stanie się to w przyszłości. Ich rozmowa całkiem, całkiem się kleiła i w dodatku prezent, jaki na końcu otrzymała dziewczyna. Wskazuje, że wywarła na nim spore wrażenie. Kto wie, jak dalej potoczy się ich relacja.
Czekam na następny rozdział, jak zawsze z dużą niecierpliwością. 😊
Alvaro to niezły cwaniaczek, świadomy swoich atutów, ale i tak go lubię. Doskonale wiedział jak się zachować żeby zrobić dobre wrażenie na prezentacji. Potem czarował też Nati I muszę przyznać, że jest całkiem dobrym kompanem do rozmowy. Ma też fajne poczucie humoru, które udzieliło się również mi 😀
OdpowiedzUsuńA Nati? Trochę było mi jej szkoda xd najpierw wylądowała sama podczas tak ważnej uroczystości, a potem jeszcze dowiedziała się, że jej przypuszczenia były błędne 😕 na szczęście dziewczyna jest bardzo otwarta i wesoła, wiec nie miała żadnego problemu. Świetnie poradziła sobie reprezentując rodzinę, a także w rozmowie z Alvaro, który dosyć mącił.
Ciekawi mnie postać Abril, która postawiła sobie i swojej rodzinie Natalii jako wzór do naśladowania. To mnie rozbawiło 😂
Cóż ja dalej podejrzewam że to Alvaro jest wielbicielem Nati. Uważam, że jeździł jako kochający brat na występy siostry i wtedy wpadła mu w oko Nati, której został tajemniczym fanem. Jak ja poznał to nie chciał od razu wyciągać swoich kart i udaje, że to nie on. Taka moja teoria 😇
Zobaczymy co Ty dla nas przygotowalas. Już nie mogę się doczekać rozwoju tej historii,
N
A ja i tak nadal uważam, że to Alvaro wysłał te kwiaty. Tylko oczywiście sam się do tego nie przyzna i pewnie jeszcze długo będzie się ukrywał za siostrą. No chyba, że to naprawdę jakiś innych facet. Tylko wtedy pozostaje pytanie, kto jest tajemniczym wielbicielem? I wtedy mamy dwóch potencjalnych kandydatów na partnerów dla naszej Natalii.
OdpowiedzUsuńW ogóle Nathalia jest tak pozytywnie, optymistycznie walnięta. Bardzo, bardzo ją polubiłam.
Cieszę się, że Alvaro już czuje się dobrze w Realu Madryt. Co jak co, ale jego kariera jak na razi rozwija się w zawrotnym tempie. Co potrafi być zgubne, ale ja już wiem, że Alvi jest typem człowiek, który sobie z tym poradzi.
Zresztą już udało mu się zdobyć serca kibiców. I moje również. Trzymam za niego kciuki, by zdobył również serce Nathalii. Co nie powinno być specjalnie trudne, biorąc pod uwagę fakt, że już wpadł jej w oko. W końcu jeśli mężczyzna wygląda przystojnie w białej koszulce…
Cała akcja z zdjęciem i autografami rozbawiła mnie do łez. Nat ma racje, w Madrycie nie można się nudzić. A już szczególnie wtedy, gdy dostaje się w prezencie piłkę. Coś czuję, że pojawienie się Alvaro w stolicy może naprawdę namieszać w życiu baletnicy. Będzie bardzo, bardzo ciekawie.
W każdym razie, już zacieram ręce przed następnym rozdziałem.
Pozdrawiam
Violin
jutro
OdpowiedzUsuńTo kto wysyłał te kwiatki jeżeli to nie był Alvaro? Może to twój specjalny zabieg, aby popchnąć nas w wątpliwości, a tak naprawdę przychodził oglądać nie tylko siostrę, lecz także Natali. No wiesz ja się za bardzo nie interesuję tymi klimatami, ale muszę ci przyznać, że masz to coś, że jestem i czytam do końca, bo napisane w sposób łatwy nawet do osoby, która nie jest fanką tego klubu ❤ Jejku czy tylko ja byłam w stanie się rozpłynąc czytając o tej piłce i dedykacji? Awwww <3 Dużo weny i pozdrawiam
Usuń