czwartek, 13 września 2018

7. Noszę Twoją koszulkę złączoną z sercem.

Loża VIP na Santiago Bernabeu była wypełniona po brzegi. Podczas meczów na szczycie, trudno było tu wbić chociażby szpilkę. W powietrzu można było wyczuć podekscytowanie wymieszane z lekką nerwowością. Derby Madrytu miały specyficzną atmosferę. To była wręcz wojna o stolicę Hiszpanii! Dość często krwawa, ponieważ każdy z piłkarzy grał na cienkiej lini ryzyka, nie myśląc o jakichkolwiek konsekwencjach. Co z tego, że prywatnie wielu z nich było przyjaciółmi bądź grali razem w reprezentacjach narodowych. Dla nich liczył się jedynie dany mecz. Dana chwila. I zwycięstwo za wszelką cenę. To nie punkty były ważne, a duma i honor.
Zajęłam swoje miejsce obok Leire, odpisując na wiadomość Maite. Za kilka minut rodzina Fernandez powinna do nas dołączyć. Kątem oka zerknęłam na siostrę, która zamyślona wpatrywała się w murawę. Niby jak miałyśmy z Raquel ją uspokoić? Od dziecka jej dusza była połączona niewidzialną nicią z całą tą otoczką. Tego nie dało się wyplewić z człowieka!
Spiker zaczął wyczytywać skład Realu Madryt, który kilka minut wcześniej ogłosił trener Lopetegui. Kibice wykrzykiwali głośno każde nazwisko. Kilka chwil później ta radość zamieniła się w przeraźliwe gwizdy, gdy zaczęto przedstawiać skład naszych rywali.
Z szerokim uśmiechem podniosłam się ze swojego krzesła, gdy do loży weszła znajoma mi Brazylijka. Clarice, żona Marcelo, prowadziła za rękę rozemocjonowanego Liama, śpiewającego pod nosem "Hala Madrid". Obok szedł dziewięcioletni chłopiec, podobny do ojca niczym dwie krople wody. Szczególnie jeśli chodzi o imponujące włosy.
- Czy można dołączyć? - zapytała z szerokim uśmiechem Clarice, a po chwili przywitała się serdecznie z każdą z nas. Liam obdarował nas słodkimi buziakami, aby na końcu wskoczyć na moje kolana. - Jak w teatrze, Nati? - zagadnęła jego mama.
- Z miejsca dostałam rolę w przedstawieniu na które oczywiście zapraszam. Jedna z dziewczyn jest kontuzjowana, więc musiałam ją zastąpić. - wyjaśniłam.
- Z chęcią przyjdziemy, chociaż nie odpowiadam za Marcelo. - zachichotała. - Nadal nie myślałaś o warsztatach teatralnych? - spojrzała na mnie uważnie. Clarice była aktorką, zakochaną bez pamięci w swojej pasji. Zawsze powtarzała, że najważniejsze to czerpać radość z tego co się robi. Dla niej nie ważna była liczna publiczność czy sława. Była idealnym wzorem do naśladowania dla mnie.
Rok temu, podczas gdy pomagałam jej w przygotowaniach do przesłuchania, zaproponowała niewinnie, abym i ja tego spróbowała. Podobno zaważyła we mnie wielki potencjał, którego ja nie wyczuwałam. Występować na deskach teatru jako aktorka? Sama myśl wzbudzała we mnie lekką tremę. Ale czy i balerina nie była aktorką?
- Może kiedyś nadejdzie taki dzień. - wzruszyłam ramionami. - Chciałabyś u swojego boku taką amatorkę jak ja? - poruszałam charakterystycznie brwiami.
- To już lepsze niż ja i moje brazylijskie krągłości w roli baleriny. - zaśmiała się, co natychmiast odwzajemniłam.
Do loży weszła rodzina Fernandez, na co Liam zerwał się z moich kolan i podbiegł do Nachito. Oho, dwa łobuzy na pokładzie! Clarice wywróciła oczami spoglądając rozbawiona na Marię. Czekał ich dzisiaj ciężki mecz.
Nagle po całym stadionie rozbrzmiały pierwsze takty hymnu Realu Madryt. To niesamowite, ale nagle w loży zrobiło się przeraźliwie cicho. Wszyscy wstali ze swoich miejsc, a dzieci zaczarowane podbiegły do szklanych ścian. To zawsze była magiczna chwila dla Madridistas, szczególnie że muzyka i słowa tego hymnu były mistrzostwem.
- Noszę Twoją koszulkę złączoną z sercem.  - zanuciłam pod nosem, czując jak niezawodne łzy wzruszenia pojawiają się w moich oczach. Zawsze w takich chwilach myślałam o moim ojcu, który dołożył swoją cegiełkę do zbudowania tej pięknej historii. To z jego numerem i naszym nazwiskiem nosiłam koszulkę, jak całe moje rodzeństwo. Numer 7. Numer największych legend Realu Madryt. Numer mojego ojca.
Przywitanie zawodników, wybranie stron przez kapitanów, pierwszy gwizdek. Usiadłam wygodnie na krześle, obserwując z uwagą wędrującą od stóp do stóp futbolówkę. 
W takich chwilach dziękowałam niebiosom za dzieciaki, które odrywały nasze myśli od poddenerwowania. Liam z Nachito biegali wokół krzesełek bawiąc się w berka, a Alejandra naśladując moje poczynania na deskach teatru, bawiła się w balerinę. Jedynie Enzo obgryzał paznokcie, rozumiejąc najwięcej z młodszego towarzystwa. Zresztą, jako dumny członek jednej z najmłodszych drużyn Realu Madryt miał prawo przeżywać to samo co jego ojciec i starsi koledzy.
- GOL! - wrzasnęły trybuny po kwadransie gry. Karim Benzema, po cudownym podaniu Carvajala, umieścił piłkę głową w sam środek bramki. Wszyscy wokół oszaleli z radości. Nawet dzieciaki, które nie bardzo interesowały się tym, co się działo na boisku. Ale w końcu gol wujka Karima był ważniejszy od kolejnej gonitwy czy piruetu.
Drużyna naszych rywali kompletnie nie przypominała tej, która pokonała nas kilka tygodni wcześniej podczas Superpucharu Europy. Widać po nich było co raz większe pokłady frustracji. Nie żebym była nieobiektywna, ale jedynym zawodnikiem, który jako tako sobie radził, był Saul. Szczególnie że jemu nerwy nie puszczały. Życie z Leire miało swoje plusy.
- Przynieść Ci pomarańczowego soku? A może lepiej wody? - wywróciłam oczami na słowa Raquel. Miałyśmy jedynie pilnować, aby Leire się nie zdenerwowała, a nie doprowadzać ją do furii. Przecież nawet kota można zagłaskać na śmierć! - Czemu tak na mnie patrzysz?
- Najpierw zamorduję Ciebie, a potem tego zdrajce. - syknęła, wskazując palcem na boisko, po którym hasał Saul.
- GOL! - od mojego wybuchu śmiechu, oraz rychłej śmierci Raquel, wyratował nas Marcelo, umieszczając piłkę w siatce. Piękny gol zza pola karnego. 
- Papai! To mój Papai! - krzyczał Liam, skacząc w miejscu. Mieszanie języka hiszpańskiego z portugalskim było wręcz urocze! Uścisnęłam Clarice, która uśmiechała się szeroko z dumą wymalowaną na twarzy.
- Mamusiu, cy potem mogę iść z Liamem i Enzo na boisko? - zapytał Nachito, spoglądając błagalnie na Marię. - Będę gzecny!
- Jeśli tatuś Cię zabierze i pan Perez się zgodzi. - puściła mu oczko. Zadowolony blondasek podbiegł do Liama, mówiąc mu coś po swojemu. Rozbawiona pokręciłam głową. Papa Floro musiałby mieć serce z kamienia, aby nie pozwolić im choć na chwilę pobiegać po murawie.
I w ten sposób minęła nam pierwsza połowa.

Razem z Maite udałyśmy się do łazienki. Czekając na nią, stałam przed lustrem próbując poprawić swoje włosy.
- Masz jutro trening? - spytała myjąc swoje dłonie. - Pomyślałam, że może wyskoczyłybyśmy po meczu na drinka? Tak dawno nigdzie nie wychodziłyśmy, a ja wrócę do Madrytu dopiero na El Clasico.
- Powiedz wprost, że chcesz mnie upić, Fernandez. - zaśmiałam się, na co bezczelna ochlapała mnie wodą!
- Pomyślałam, że może zaprosiłabyś Odriozolę? - zerknęła na mnie uważnie. Uniosłam zaskoczona brwi ku górze. - Rozmawiałam kiedyś z Asensio. On na to, jak na lato. Alvaro nie miałam jeszcze przyjemności poznać. A skoro to Twój ... - tu zrobiła charakterystyczny znak cytatu palcami - ... kolega, to tym bardziej powinnaś mi go przedstawić.
- Chcesz, żeby to wyglądało jak podwójna randka?
- Skoro takie jest Twoje marzenie, to ostatecznie mogę udać zakochaną po uszy w Asensio. Jego też łatwo będzie namówić. - machnęła ręką. Szczerze mówiąc, kompletnie nie rozumiałam do czego ona pije. I chyba to zauważyła, bo zaczęła się śmiać z mojej zdezorientowanej miny. - Sama mówiłaś o randce. Ty na pewno z Odriozolą, więc ja ...
- Ugh, chodź już Fernandez bo zaczną bez nas!
Wraz z drugą połową zaczęły się co raz bardziej brutalniejsze faule zawodników Atletico. Zirytowani postawą sędziego kibice, co jakiś czas gwizdali lub krzyczeli w jego stronę obrażające epitety. Trudno było się im nie dziwić. Kompletnie nic nie dostrzegał! Niestety, ale do czasu.
Większość ludzi zerwała się ze swoich miejsc, gdy Dani Carvajal został odepchnięty przez Gimeneza i uderzył z impetem w bandę. Zakryłam dłonią usta, wpatrując się w jego sylwetkę. Wydawał się kompletnie nie ruszać! Błyskawicznie obok niego pojawił się sztab medyczny, a wokół zrobiło się przeraźliwie cicho.
Odetchnęliśmy z ulgą gdy z pomocą lekarzy stanął na nogi. Jednak wiadome było, że nie może dokończyć meczu. Kibice oklaskali głośno jego zejście z boiska, na co podziękował podniesieniem dłoni. Zerknęłam na linie boczną zaciekawiona kogo Julen pośle do boju. Widząc numer 19 na plecach piłkarza, mimowolnie na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech.
- Alvaro Odriozola! - krzyknął spiker, a kibice zaczęli klaskać dodając mu otuchy. Wiedziałam, że nie takiego debiutu oczekiwał, a przynajmniej nie w takich okolicznościach. Ale nie było czasu na myślenie, bo rywal wcale nie miał zamiaru się poddać.
Saul nie byłby sobą, gdyby nie przymierzył zza pola karnego. Leire kiedyś wspominała, że on nie potrafi strzelać normalnych goli, a same kosmiczne. I cóż, kolejny raz to udowodnił.
- Ugh, a mówiłam żebyś ... - zaczęła Raquel zgrzytając zębami.
- On jest tak bezczelny, że i z trzęsącymi się kolanami strzeliłby kosmicznego gola. - wyszczerzyła się do niej Leire. Zaśmiałam się przyznając jej rację. - I nie, nie będzie żadnego embargo. - dodała. Raquel była niepocieszona!
Jeszcze chwilę się sprzeczały, na co rozbawiona Clarice dodawała słowo bądź dwa. Ja przestałam je słuchać, kompletnie skupiając się na Alvaro biegającym po prawej stronie boiska. Nie było po nim widać zdenerwowania. Walczył o każdą piłkę jak szalony! Skupiony w obronie, odważny w ataku. Takiego rywala o pozycję potrzebował Cavajal! Wiedziałam, że obydwóm to wyjdzie tylko na dobre.
Nagle puścił się z piłką w stronę bramki. Uniósł na chwilę głowę, szukając wzrokiem kolegów w ataku. Dostrzegając Garetha Bale'a posłał mu piękną asystę, którą Walijczyk wykorzystał i umieścił piłkę w siatce.
- GOL! - skoczyłam na równe nogi, rzucając się w ramiona Clarice. Dokładnie tak samo jak Alvaro w ramiona Garetha. Euforia ogarnęła całą strefę VIP, a ja jedyne co czułam to ogromną dumę i szczęście. Najpiękniejszym jednak obrazkiem był skaczący z radości przy lini bocznej Dani Carvajal z opaską na głowie. Poczochrał Alvaro po głowie niczym dumny starszy brat. 
Chwilę później sędzia odgwizdał koniec meczu, a po stadionie rozbrzmiała stara wersja hymnu Realu Madryt. Piłkarze dziękowali sobie na murawie, wymieniając się koszulkami.
- Ciocia chodź! - Nachito niespodziewanie chwycił mnie za dłoń. Spojrzałam na niego zdezorientowana. - Tam! - wskazał rączką na murawę.
- Szybciej Butragueño. - Maite wywróciła oczami, trzymając na rękach zniecierpliwionego Liama. Nie zdążyłam nawet odpowiedzieć, ponieważ Enzo chwycił mnie za dłoń i pociągnął za sobą. Nie pozostało mi nic innego, jak chwycić Nachito pod pachę i podążyć za młodym Brazylijczykiem.
Dobrze znaną nam drogą udaliśmy się w stronę tunelu. W międzyczasie Maite wyjaśniła mi, że Maria udała się z Alejandrą do łazienki, więc na nią spadła odpowiedzialność za opiekę nad Nacho Juniorem. To właśnie z nią miałam opuścić stadion. Leire udała się na parking, aby zaczekać na Saula, z kolei Raquel była już umówiona na wieczór. Doskonale wiedziałam, że z Fernando, ale ta uparta baba nigdy się do tego nie przyzna!
Chłopcy z piskiem radości wbiegli na murawę zaraz za Enzo, który nie wiadomo skąd wytrzasnął piłkę. Będąc pod nie małym wrażeniem obserwowałam jak wykonuje przerażająco trudne triki. A miał tylko dziewięć lat!
Zaśmiałam się z Maite, która ganiała po murawie za uciekającym przed nią Nachito. Cóż, obowiązki matki chrzestnej wypełniała idealnie. Szkoda tylko, że ten mały diabeł nie miał jej charakteru.
- Wystarczająco mocno śmierdzę? - usłyszałam za sobą rozbawiony głos. Z szerokim uśmiechem odwróciłam się do Odriozoli. Stał przede mną, nadal w pobrudzonym meczowym stroju, z rozczochranymi i mokrymi włosami. Wyglądając przy tym jeszcze lepiej niż zazwyczaj!
- Cholera! - pacnęłam się w czoło, po czym udałam że szukam czegoś w kieszeniach od spodni. - Zapomniałam mojej zatyczki na nos!
- Ładnie we mnie wierzyłaś, skoro jej nie miałaś przy sobie. - położył dłonie na swoje biodra. 
- Oczywiście, że w Ciebie wierzyłam! - oburzyłam się.
- Podlizujesz się, bo chcesz zdjęcie.
- Czekam na to zdjęcie od miesiąca! - podeszłam do niego podekscytowana, wyciągając swojego Iphona. Alvaro zaśmiał się, przyciągając mnie do siebie. - Nawet nie śmierdzisz.
- Wspaniała infromacja. - wyszczerzył się, biorąc ode mnie telefon. Zaśmiałam się, przytulając niepewnie do jego sylwetki. - Proszę bardzo.
- Dziękuję. - niespodziewanie nawet dla siebie samej, złożyłam na jego policzku pocałunek. Alvaro posłał mi delikatny uśmiech. Speszona własnym zachowaniem, zrobiłam dwa kroki w tył. Uchyliłam usta, aby coś dodać jednak ...
- Taki sam jak wujek Alex! Taki sam! - niespodziewanie obok nas pojawiła się Maite, otrzepując swoje spodnie. Dostrzegając na nich zielone plamy z murawy, parsknęłam głośnym śmiechem. Wręcz zgięłam się w pół! - Śmiej się, Butragueño!
- Alvaro. - wydukałam, pomiędzy salwami śmiechu. - To jest Maite, młodsza siostra Nacho. Choć wiem, że trudno w to uwierzyć, bo to ani z wyglądu ani z charakteru ... aua! - krzyknęłam, bo ta bezczelna Fernandez klepnęła mnie w tyłek!
- Doigrasz się. - syknęła. - Pomijając jej bełkot ... - machnęła na mnie dłonią. Oburzona wytknęłam jej język, pocierając bolące miejsce. - ... jestem Maite. - wyciągnęła do niego dłoń, posyłając uśmiech.
- Alvaro. - odwzajemnił gest.
- Zgodził się? - spytała. Odriozola zerknął na mnie zdezorientowany. - Ugh, wszystko muszę za Ciebie załatwiać! Wybieramy się z Nati do klubu, Asensio już został zwerbowany i może któryś z tej bandy jeszcze się skusi. Pomyślałyśmy również o Tobie.
- O ile nie jesteś zmęczony. - dodałam niepewnie.
- Serio, Butragueño? - wywróciła oczami. - Roznosi go dzisiaj testosteron!
- Nie żebym się wtrącała, ale Nachito właśnie wspina się na bandę. - uśmiechnęłam się do niej słodko. Wytrzeszczyła na mnie oczy, po czym pobiegła w stronę bratanka. - Myślę, że potrzebuję pomocy w okiełznaniu Maite i Asensio. To dość wybuchowa mieszanka.
- Potrzebujesz pomocy? - uniósł rozbawiony brwi.
- Fakt, niech sobie robią co chcą. - wzruszyłam ramionami. - Potrzebuję towarzystwa.
- Nie potrafię tańczyć. - zastrzegł.
- Się okażę. - wytrzeszczyłam się, po czym weszłam na murawę w zamiarze złapania Liama. Co wcale łatwe nie było.

*

Jeśli chodzi o zwerbowanie, Asensio przekonał do wspólnego wyjścia również Mariano, Sergio Reguilona oraz Daniela Ceballosa z dziewczyną Marią. Isco również miał ochotę zaszaleć, jednak jego ukochana Sara, której osobiście nie znosiłam, zaczęła kręcić nosem. Ich strata.
Miałam zbyt mało czasu, aby się wystroić, więc postawiłam na niezawodne czarne rurki z wyższym stanem, krótki biały top oraz szpilki. Na ramiona zarzuciłam skórkową kurtkę, a w dłoń chwyciłam kopertówkę. Z całym towarzystwem umówiliśmy się przed klubem. Wiadomą rzeczą było, że wybrałam się tam taksówką.
- Zamknij się. - rzuciłam rozbawiona do Asensio, który zaczął gwizdać na mój widok. Szybciej ocenił mój ubiór, niż ja zamknęłam drzwi od samochodu! Podeszłam do nich bliżej, zauważając że jedynie brakuje Daniego i Marii. - Zmówiliście się, czy?
- To samo im powiedziałam! - dodała Maite. Całe męskie towarzystwo było w białych koszulach.
- Szkoda, że wy się nie zmówiłyście i nie ubrałyście krótkich sukienek. - dodał Marco, szczerząc się jak głupi do sera.
- Mój tyłek lepiej wygląda z obcisłych spodniach. - wzruszyłam niewinne ramionami.
- Fakt. - przyznał szturchając Alvaro łokciem.
Tak na prawdę Marco nie był typem podrywacza. Wszystkie nasze konfrontacje, były jedynie przyjacielskimi żartami. Wyglądał niczym Młody Bóg, jednak nigdy tego nie wykorzystywał. Nie bawiły go flirty z przypadkowo poznanymi dziewczynami, które widziały w nim jedynie młodą gwiazdę Realu Madryt. Kiedyś przyznał, że nie chce tracić czasu i poczeka na prawdziwą miłość. A na razie skupi się całkowicie na życiu zawodowym.
Nie czekając dłużej na naszych znajomych, którzy wysłali wiadomość o swoim spóźnieniu, weszliśmy do środka. Usiadłam pomiędzy Alvaro i Mariano w zarezerwowanej przez nas loży.
- My mamy zamiar napić się Whisky. - oznajmił Asensio. - A dla was drogie panie?
- Mdli mnie po Whisky. - skrzywiłam się.
- My zawsze wybieramy Manhattan. - oznajmiła Maite, na co przytaknęłam.  - Piły go również bohaterki "Sexu w wielkim mieście"!
- Jakbym słyszał moją Yaizę! - zawołał Mariano.
- Ale w Manhattanie jest Whisky. - zauważył Alvaro, patrząc na mnie zdezorientowany. - Mówiłaś że ...
- I dopóki nazywa się Manhattan, a nie Whisky, to mnie nie mdli. - uśmiechnęłam się niewinnie, na co pokręcił rozbawiony głową, po czym ruszył z Asensio do baru. W międzyczasie pojawił się Ceballos przedstawiając nam Marię. Może to dziwne, ale nie mogłam od niej oderwać wzroku. Była po prostu piękna! Czułam się przy niej niczym szara myszka.
- Proszę. - Alvaro postawił przede mną i Maite szklanki z drinkiem, którego koloru nigdy nie potrafiłam ocenić. W środku pływała truskawka, nadająca mu odpowiedni urok.
- To za co pijemy maleństwa?! - zawołał Marco, stawiając tacę z Whisky i szklankami z lodem. - Maria, wziąłem Ci to samo co dziewczynom. Może być ?
- Oczywiście! - uśmiechnęła się szeroko. - Manhattan piły ...
- ...  bohaterki "Sexu w wielkim mieście"! - dokończyło za nią męskie towarzystwo, po czym wszyscy się zaśmialiśmy wznosząc pierwszy toast.
Dość szybko znaleźliśmy wspólny język. Każde z nas miało coś do powiedzenia, chociaż najlepsi w tym byli Asensio z Ceballosem. Dwie dusze towarzystwa! Również Maria okazała się być sympatyczną osobą, otwartą na nowe znajomości.
Mariano porwał mnie na parkiet, słysząc pierwsze takty Despacito. Mi osobiście przejadł się już ten utwór, jednak tańczyło się do niego z przyjemnością. Po za tym mój partner był wspaniałym tancerzem! Chociaż nie obyło się bez wygłupów.
Nie miałam nawet szansy na to, aby zejść z parkietu i się napić, ponieważ Asensio zrobił odbijanego. Świat zawirował, gdy okręcił mnie wokół własnej osi. Zaśmiałam się wpadając w jego ramiona. 
Jakiś czas później miałam na swoim koncie taniec z każdym z naszych towarzyszy. Sergio podziękował mi za towarzystwo na parkiecie, na co rozbawiona odprowadziłam go wzrokiem. Spojrzałam na Alvaro, który siedział w loży okręcając szklankę w dłoni. Jako jedyny nie pojawił się na parkiecie, choć czułam jego wzrok na sobie. Pokręciłam głową idąc w jego stronę.
- Nie potrafię tańczyć. - powiedział od razu, gdy wyciągnęłam do niego swoje dłonie.
- Masz problem Odriozola, bo to moja ulubiona piosenka. - oznajmiłam, gdy z głośników popłynęły pierwsze takty "Vivir Mi Vida" Marca Anthony'ego. - Mam poszukać partnera pod tamtą ścianą? - spytałam, wskazując głową paru chłopaków niedaleko nas. On jedynie zacisnął usta, dumając nad czymś. - Skoro tak ... - zrobiłam krok w tył.
- Nie ma mowy! - zerwał się ze swojego miejsca, co przyjęłam szerokim uśmiechem i chwyciłam go za dłoń. - Ale jak Ci nadepnę na stopę ...
- Panikujesz Odriozola. - zatrzymałam się i położyłam jego dłonie na swoich biodrach. - Nie możesz być gorszy od Daniego. Nawet Maria się z niego śmieje. - zarzuciłam ręce na jego szyję, przysuwając się bliżej. W obcasach byłam minimalnie od niego niższa. Zaśmiałam się, gdy przełknął głośno ślinę.
Zagryzłam dolną wargę spoglądając w jego skupione oczy, po czym zaczęłam poruszać biodrami. Zacisnął mocniej swoje dłonie, na co niespodziewanie poczułam przyjemne ciepło, które rozlało się po moim ciele. Odpowiedział na moje ruchy, uśmiechając się pod nosem.
Pisnęłam rozbawiona, gdy niespodziewanie mnie uniósł i okręcił wokół własnej osi. Odwrócił mnie do siebie tyłem przyciągając do swojego torsu. Poruszaliśmy się w rytm muzyki, splatając swoje dłonie ze sobą. Uśmiechnęłam się szeroko, bo sprawiło mi to ogromną przyjemność. Mogłabym tego nie przerywać do samego rana, jednak piosenka się skończyła, a Alvaro odsunął ode mnie.
- Nie potrafię tańczyć? - zaśmiałam się poprawiając włosy.
- Improwizowałem.

***

Jak na tą chwilę to mój ulubiony rozdział :) Mam nadzieję, że jeszcze zdołam go przebić! Tym bardziej że wena mnie nie opuszcza i jestem przy 12 części.

Zmieniłam "troszkę" wygląd i nareszcie zamknęłam listę bohaterów :) Dodając im więcej kolorów! Także zapraszam do zapoznania się :)


Noszę Twoją koszulkę
Złączoną z sercem
Dni, w które grasz
Są wszystkim, czym jestem
<3

5 komentarzy:

  1. Zacznę może od tego, że wspaniale wyszedł Ci opis przebiegu spotkania. Czułam się, jakbym była na tym stadionie i wszystko widziała na własne oczy. :)
    A małe rozrabiaki, tylko dodawały temu wszystkiemu kolorytu. Każde z nich jest takie kochane. <3
    Za to Maite jest niemożliwa. wyraźnie próbuje zeswatać Nati z Alvaro... Zaaranżowała nawet im "randkę" hahaha. Chyba już wszyscy poza Nati widzą, że piłkarz wcale nie jest dla niej tylko znajomym...
    Po raz kolejny się powtórzę, ale uwielbiam jej rozmowy z Alvaro. Obydwoje są przezabawni i świetnie się nawzajem dopełniają. Z tego naprawdę może wyjść "coś więcej".
    Raquel nie przestaje mnie rozbawiać. Uczepiła się tego biednego Saula i nie daje mu spokoju. :D To w końcu nie jego wina, że strzela tylko zachwycające gole i to jej ukochanej drużynie... W końcu lata wybijania szyb zrobiło swoje. ;D
    Wspólny wypad do klubu był na pewno miło spędzonym czasem dla wszystkich. Nati udało się nawet wyciągnąć Alvaro do tańca. Dzięki czemu okazało się, że wcale nie jest takim marnym tancerzem. Podczas ich wspólnego tańca, zrobiło się gorąco...I niech Nati przestanie w końcu zaprzeczać oczywistym faktom. Mianowicie, że jest zainteresowana Alvaro!
    Czekam, jak zawsze na kolejną część. I niech wena Cię nie opuszcza przez bardzo długi czas. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaki cudowny opis meczu! <3 Naprawdę czułam się tak, jakbym była tam z nimi i wspólnie obserwowała te pasjonujące derby Madrytu :) Nachito, Liam i Alejandra woleli zająć się swoimi sprawami, ale gdy tylko padł gol cieszyli się tak, jak pozostałe towarzystwo... I prawidłowo haha :D To takie urocze <3 Jedynie Enzo oglądał w skupieniu całe spotkanie, czemu trudno się dziwić :)
    Hahaha, się Raquel uczepiła tego biednego Saula! :D I jak Liere miała w spokoju oglądać ten mecz? No nie dało się! W dodatku Saul nie byłby Saulem, gdyby nie strzelił jakiegoś kosmicznego gola ^^ Ale skoro do tak owych jest stworzony... ^^ Ale Real wygrał i wszyscy byli zadowoleni, po raz kolejny Nati i spółka mogli się cieszyć z wygranej i czuć te wszystkie emocje. Aż się sama wzruszyłam! I do tego wszystkiego taki debiut Alvaro... Coś wspaniałego! <3
    Oczywiście Nachito i Liam również nie byliby sobą, gdyby nie zaczęli rozrabiać na murawie :D <3
    Maite rozwala system haha :D Ale ma rację! Ja dam tym uparciuchom jednym "tylko przyjaciół"! :D Maite swoje wie i mistrzowsko zaaranżowała to spotkanie w klubie, a co :D
    Czy ja już wspominałam, że uwielbiam rozmowy Nati i Alvaro? Pewnie tak, ale co mi tam, powtórzę się ^^ Rozmawiają ze sobą tak swobodnie, obrzucają się żartami i są fajnym duetem :D I Nati w końcu zrobiła sobie z nim upragnione zdjęcie! <3 No i nawet aż tak nie śmierdział haha, no to się ceni :D
    I impreza w klubie! Nati się wystroiła, a Marco, aż musiał trącać biednego Alvaro ^^ Och, czy oni sobie kiedyś uświadomią, że czują do siebie coś więcej hihi? :D Swoją drogą to ja nie rozumiem, jak taki Marco może być sam ^^ :D
    Bardzo miło i przyjemnie wszyscy spędzili czas w swoim towarzystwie :) I nawet Nati wyciągnęła Alvaro do tańca! <3 Jak się poderwał na samą myśl, że dziewczyna może poprosić kogoś innego haha :D I okazało się, że jednak umie tańczyć... Zresztą bardzo podobał mi się ten ich moment :) <3 Tak się mraśnie zrobiło przez tę chwilę haha <3 :D Niach :D
    <33

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham Twoje opisy. Naprawdę, za każdym razem, gdy opisujesz jakiś mecz, dosłownie czuję te emocje panujące na stadionie. Mimo że wielką fanką piłki nożnej nie jestem i normalne mecze nie wzbudzają we mnie specjalnych emocji.
    No i oczywiście były dzieci! A jak są dzieci, to ja już jestem w siódmym niebie i nic więcej mi do szczęścia nie potrzeba. Mały Nacho, mała Alejandra, nie całkiem mały Enzo… no normalnie wszystkich bym chciała wycałować.
    Leira przeżywała derby podwójnie, a jej siostry tylko podnosiły jej ciśnienie. No tak to już czasami z tym rodzeństwem bywa xd. Do tego Raquel nadal knuje, co by tu zrobić z Saulem, by łaskawie przestał strzelać golę. Ale tylko w meczach z Realem.
    Maite niańka idealna xd Nie dość, że się dziećmi zajmie, to jeszcze kumpeli ogarnie jaką randkę. Ta to ma łeb na karku. Coś czuję, ze jeszcze wiele razy będzie pomagała Nati w jej relacjach z Alvaro.
    No właśnie, Alvaro… Zaliczył w końcu swój debiut i to jeszcze w jakim stylu. Szacun dla niego. Miał prawo być z siebie dumny, tak samo jak dumna była ( choć pewnie tego nie pokazywała) z niego Nathalia.
    I w ramach nagrody za udany mecz, wybrali się do klubu. Nat uparcie twierdzi, że się nie stroiła, ale ja wiem swoje – i tak ubrała się tak, by podobać się Alvaro.
    A ten niewątpliwie już dawno padł ofiarą jej uroku. Przede wszystkim jednak dał się wyciągnąć na parkiet! I okazało się, że tańczy lepiej niż mu się wydaje.
    Ode mnie na dzisiaj to tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zwykle nie zawodzisz :D i twoja wena, wow
    Derby Madrytu to musi być naprawdę coś, aż chciałabym to zobaczyć. Na szczęście twoje opisy były wystarczające by wspomóc moją wyobraźnię!
    I pojawiła się Leire, której akuratnie współczułam, bo nawet ja nie mogłam się zdecydować komu kibicować...moje serce ciągle było przy Saulu, ale tutaj Real, oj był konflikt
    Jednak przyjaciółka, które nie sfatałaby cię z kimś, to nie przyjaciółka hahaha Maite jest prze babką :D super to wymyśliła z tym klubem aż mam ochotę zbić z nią piątkę! Jednak przyjaciółki widzą więcej :P
    Debiut Alvaro podczas takiego meczu, to chyba zaszczyt. Mam nadzieję, że jego wyjście na boisko, ucieszyło tak samo jak mnie :D A potem wypad do klubu oj coś czułam, że z tym 'nie umiem tańczyć' jest coś nie tak. I pokazał swoje umiejętności, które bardzo przypadły Nati do gustu. Ale super <3!
    Już nie mogę się doczekać dalszego ciągu wydarzeń. Przecież jest jeszcze tak 'ofiara' i z drugiej strony Alvaro...
    Pozdrawiam,
    N

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejku, jak mi się ten rozdział podoba! :D Zwłaszcza ostatni scena i zazdrosny Alvaro ;p
    Czekam na next, kochana :*

    OdpowiedzUsuń