W sobotni wieczór, zmierzyłam swoją sylwetkę uważnym spojrzeniem. Spotkanie ze znajomymi w Pubie to nie to samo co romantyczna kolacja w najdroższej restauracji. Dlatego też nie miałam zamiaru się stroić. Postawiłam na niezawodne obcisłe jeansy, sweterek i botki na obcasie. Włosy delikatnie podkręciłam na końcach i zrobiłam delikatny makijaż. Byłam zadowolona z końcowego efektu.
- Odriozola dzwoni! - zawołał Emilio z salonu, gdzie prawdopodobnie zostawiłam telefon. Zdziwiona zerknęłam na zegar wiszący na ścianie. W Madrycie była trzecia nad ranem. - On nie może spać, czy jak? - brat podał mi moją własność. - Albo wyczuł, że gdzieś wychodzisz. Te spodnie nie są zbyt obcisłe?
- Wybacz, worek zostawiłam w domu. - wytknęłam mu język i zamknęłam drzwi przed nosem. Czasami jego nadopiekuńczość przekraczała wszelkie normy. - Słucham?
- Nie przeszkadzam? - usłyszałam po drugiej stronie ukochany głos. Uśmiechnęłam się, choć powinnam być lekko obrażona. W ostatnim czasie nie rozmawialiśmy dość często, ponieważ Alvaro był wiecznie zajęty. Rozumiałam to, jednak ... miałam dziwne przeczucie, że czegoś mi nie mówi.
- Alvaro, w Madrycie jest trzecia w nocy. - zauważyłam.
- Wracam z lotniska. - wyjaśnił. - Ale jeśli Ci przeszkadzam ...
- Nie. - zaśmiałam się. - Bardziej obawiałam się o Twoje niewyspanie. Kompletnie zapomniałam, że zaraz po meczu wracacie z Wysp Kanaryjskich. - przyznałam.
- Taka jesteś zaganiana? - zażartował.
- Też. - przytaknęłam. Przy okazji sprawdziłam czy w torebce mam wszystko co kobiecie jest potrzebne do wyjścia na miasto. - Dostałam zaproszenie od znajomych z warsztatów na wyjście do Pubu i właśnie skończyłam się szykować. - powiedziałam to, czując lekką satysfakcję. W końcu ja też mogę mieć życie towarzyskie i nie mieć chociaż raz czasu, aby z nim porozmawiać.
- Czyli wychodzisz? - zapytał.
- Potrzebuje detoksu od Emilio. - westchnęłam. - Po za tym, jeszcze chwila w tych czterech ścianach, a zwariuję! Brakuje mi was wszystkich. Tęsknie nawet za niańczeniem Nachito i Liama przez całą noc. A uwierz, oni razem to już desperacja.
- Rozumiem. - mruknął. - Ale masz rację, powinnaś wyjść do ludzi. W końcu nie wyjechałaś tam jedynie się uczyć.
- Porozmawiamy jutro? Bo masz wolne, prawda?
- Jutro? Umm ... mam dość ważną sprawę do załatwienia, ale gdy tylko będę mógł to zadzwonię, dobrze? - i znów to samo. Westchnęłam ciężko, czując się źle z tym wszystkim. Wyjścia z chłopakami bądź załatwianie tajemniczych ważnych spraw było w ostatnim czasie jego priorytetem. Nie chciałam go sprawdzać i wypytywać Abril, okazując przy tym brak zaufania do jego osoby. - Baw się dobrze, ale bądź grzeczna.
- Zabawne. - prychnęłam.
- Kocham Cię, Nati.
- Ja Ciebie też. - szepnęłam po usłyszeniu dźwięku zakończenia połączenia. Mój dobry humor szlag trafił. Odechciało mi się wyjścia, jednak musiałam się przemóc. Wieczór pod kocem nie wchodził nawet w grę!
*
Wnętrze Pubu miało swój specyficzny klimat. Typowy Amerykański Pub z filmów i seriali. Na dodatek w tle leciały piosenki Franka Sinatry, wywołując u mnie jeszcze większą tęsknotę za domem. Za tatą, który był wielkim fanem twórczości tego muzyka.
- Te włóczęgowskie buty czekają by wyruszyć przez samo serce Nowego Yorku! - Lars starał się jak mógł, aby dotrzymać kroku artyście, wywołując nasze rozbawienie. Dopijając swojego drinka, przyglądałam się jak śpiewa do niewidzialnego mikrofonu. - Ach! Kocham to miasto! - zakończył dorywając się do swojej szklanki. - I tą piosenkę!
- Znajdź sobie kobietę. Będzie miała więcej do zaoferowania niż miasto. - czknął Lucas, obejmując Chloe swoim ramieniem. Dziewczyna wywróciła oczami, nie komentując jego słów.
- Natalia jest zajęta, a Kate za bardzo wyzwolona. - zrobił podkówkę.
- Została Ci Jacqueline. - zauważyłam.
- Niestety, nie jestem holenderskim szlachcicem, aby podołać jej wymaganiom. - westchnął teatralnie, wywołując nasze rozbawienie. - Zostało mi to miasto, które nigdy nie zasypia!
- Madryt też nigdy nie zasypia. - uśmiechnęłam się.
- Czy Ty mnie właśnie zaprosiłaś do swojego rodzinnego miasta? - zapytał obejmując mnie ramieniem. Zaśmiałam się podając mu pustą szklankę. Westchnął ciężko udając się do baru. Wrócił dość szybko w towarzystwie Kate i Jacqueline, które opuściły łazienkę.
- O czym rozmawiacie? - zainteresowała się Kanadyjka.
- Natalia chce mnie przedstawić swoim rodzicom. - Lars postawił przede mną kolorowego drinka. Ostatniego dzisiejszego wieczoru. Przynajmniej tak sobie obiecałam. - Prawda, skarbie?
- Przedstawię Cię mojemu bratu, to będzie wystarczające, abyś uciekł. - zachichotałam. - Szczególnie, że mój Alvaro jest jego ulubieńcem.
- Ja mogę być Twoim ulubieńcem. - wyszczerzył się.
- On jest moim ulubieńcem.
- Zrobię TO lepiej niż on.
- Wątpię. - zaśmiałam się.
- Kompromitujesz się Lars swoim sposobem na podryw. - zauważyła rozbawiona naszą wymianą zdań Kate. - Chcesz stawać do walki z Hiszpanem? Rozjedzie Cię niczym byk Torreadora.
- Każdy byczek powinien pilnować swojej kobiety. - odezwała się do tej pory milcząca Jacqueline. - Chyba że mu na rękę iż nie ma jej w pobliżu. Zawsze może sobie przygruchać inną. W tym przypadku nie ma ideałów. - wzruszyła ramionami, patrząc na mnie swoim jędzowatym wzrokiem.
- Istnieje coś takiego jak zaufanie. - odpowiedziałam jej.
- Wierzysz w to? - uniosła idealnie wydepilowaną brew ku górze. - Ile miesięcy już się nie widzieliście? Ba! Ile jeszcze nie będziecie się widzieć? Faceci mają swoje potrzeby. - prychnęła pod nosem, a we mnie się zagotowało.
- Nie wszyscy są tacy jak ten, który Ci skrzywdził. - wbiłam w nią pełne wyzwania spojrzenie. Jej mina była wystarczającym dowodem na to, że miałam rację.
- Jesteś bardziej naiwna niż sądziłam. - pokręciła głową. - Na początku wszystko jest w porządku. Powtarza, że kocha i tęskni. Ale z czasem rozmawiacie co raz rzadziej. On jest zajęty, albo Ty jesteś zajęta. Z każdym dniem, co raz bardziej wciągasz się w swoje nowe życie, oddalając od starego. Od niego. Zaczyna was męczyć ta sytuacja, aż w końcu pojawia się odskocznia. Sama mówiłaś, że jest idealny ... na pewno nie jesteś jedyną kobietą na świecie, która to dostrzega.
- Jacqueline przestań. - syknęła Kate. - Nie możemy tak myśleć o każdym facecie. Inaczej całkowicie straciłybyśmy w nich wiarę.
- Auć! - Lars zrobił niezadowoloną minę.
- Zrobiło się późno. - westchnęłam, zbierając swoje rzeczy. Oczywiście pozostali próbowali mnie odciągnąć od chęci wyjścia z Pubu, jednak ja byłam nieugięta. Miałam dość Jacqueline i jej insynuacji. Tym bardziej że ... jej słowa zaczęły mnie przerażać. Rzeczywiście zaczęliśmy się oddalać, ale nie mogłam wpadać w paranoję i sądzić, że mnie zdradza. To absurd!
Kate z Larsem zaproponowali, że zaczekają ze mną na taksówkę. Pożegnałam się z resztą, a gdy przechodziłam obok Francuski, usłyszałam jej szept pełen satysfakcji.
To już zaczyna się dziać, prawda?
*
- Saul, zobacz! - pisnęłam, szczerząc się jak idiotka do ekranu laptopa. W rękach trzymałam urocze różowe body z napisem "Bom Bom". Leire pacnęła się z dezaprobatą w czoło, za to jej narzeczony odwzajemnił mój uśmiech. - Cudowne, prawda?!
- Idealne!
- Obydwoje jesteście niereformowani. - mruknęła moja siostra.
- Oj kochanie, nie dąsaj się. - Saul ucałował z czułością jej policzek. - Już Ci mówiłem, że Twój uroczy brzuszek wygląda jak bębenek, więc jakoś tak mi się powiedziało Bom Bom. - wzruszył niewinnie ramionami. Ten to wiedział jak ją udobruchać! - I się przyjęło!
- Tylko pamiętaj, żeby w szpitalu albo w urzędzie nie powiedzieć Bom Bom, tylko Sofia. - pociągnęła go za nos, a ja zachichotałam. - A Ty zwariowałaś! Ileś tego nakupiła?
- Oh, nie mogłam się powstrzymać. - uśmiechnęłam się. - Desiré pokazywała mi nową ulicę na której był olbrzymi sklep dziecięcy. Musiałam tam wejść, bo na wystawie dostrzegłam urocze maleńkie sukienki! I ... tak jakoś poszło.
- To dokładnie tak samo jak moja mama. - zauważył Saul. - Zresztą, Leire wcale nie jest lepsza. - poskarżył rozbawiony.
- Termin masz na koniec maja? - spytałam, na co siostra przytaknęła. - Chciałabym być wtedy w Madrycie. - mruknęłam, składając starannie wszystkie zakupione przeze mnie rzeczy.
- Sofia nigdzie Ci nie ucieknie. - posłała mi pełen otuchy uśmiech. - Będziemy cierpliwie na Ciebie czekać. O ile cierpliwością można nazwać jej kopaninę, którą odziedziczyła po tatusiu. - skrzywiła się, kładąc dłoń na brzuchu.
- Mamusia podczas snu wcale nie jest lepsza!
- Miałeś mi zrobić herbatę, Niguez! - odkrzyknęła do niego. Pokręciłam rozbawiona głową, zazdroszcząc im tej codzienności. - Ponad dwa miesiące za Tobą Nati. - zwróciła się do mnie. - Każdy kolejny dzień przybliża Cię do powrotu. Nie oglądniesz się, a będziesz zmieniała pieluchy swojej siostrzenicy.
- Niczego w tym momencie nie pragnę bardziej.
- Coś się stało, prawda? - spojrzała na mnie zaniepokojona.
- Leire, czy widziałaś się ostatnio z Alvaro? - spytałam niepewnie. - To głupie ale ... w ostatnim czasie zaczął się dziwnie zachowywać. Cały czas jest zajęty, mimo że wcześniej potrafiliśmy rozmawiać ze sobą godzinami. Oczywiście to rozumiem, w końcu to najważniejsza część sezonu, ale się martwię. Na dodatek byłam ze znajomymi na drinku i jedna z dziewczyn podsyciła to wszystko, głupią gadką o związkach na odległość, które nie mają szans.
- Zazdrosna albo skrzywdzona w ten sposób.
- To bez znaczenia. - przeczesałam nerwowo włosy. - Alvaro rzeczywiście dziwnie się zachowuje. Oczywiście mu ufam, ale podświadomie czuję, że coś się dzieje.
- Pytałaś go o to?
- Nie miałam okazji. - mruknęłam.
- Cóż, ostatnim razem widziałam go, gdy przyjechał po Abril. Odwiedziła mnie kilka dni temu. - odpowiedziała po chwili zastanowienia. - Jednak nie mieliśmy szansy na dłuższą rozmowę. Niczego niepokojącego nie zauważyłam.
- Chyba panikuję z tęsknoty. - westchnęłam.
- Możliwe. Do tego dochodzą insynuacje Twojej koleżanki i zaczynasz wyobrażać sobie najczarniejsze scenariusze. Wystarczy zmęczony głos Alvaro i Ty od razu sądzisz, że to z Twojego powodu. Abril mi mówiła, że on bardzo za Tobą tęskni. Kto jak kto, ale ona na pewno zauważyłaby, gdyby coś było nie tak, prawda?
- Tak, ten szpieg wszystko niezauważalnie sprawdzi. - zaśmiałam się pod nosem. - Przy ostatniej rozmowie chciałam ją podpytać, ale zrobiło mi się wstyd. W końcu mu ufam, ale to irytujące uczucie zaniepokojenia nie chce zniknąć.
- Bo za nim tęsknisz głuptasku. - uśmiechnęła się.
- To normalne, że się boję?
- Oczywiście, że tak. Gdy kogoś kochamy, podświadomie boimy się go stracić. Tym bardziej w takiej sytuacji.
- Jesteście panikary. - obok niej usiadł Saul. - Czy wy na prawdę od razu musicie podejrzewać, że was zdradzamy? To krzywdzące. - zrobił urażoną minę. - Ja wiem że się utarło, że facet ma swoje potrzeby, ale bez przesady.
- Ugh, przecież mu ufam.
- Więc w czym masz problem? - uniósł brew.
- Bo czegoś mi nie mówi! - oburzyłam się.
- Bo może ma ku temu powód? Albo nie chce Cię martwić niepotrzebnie? Na pewno to robi dla Twojego dobra. Prędzej czy później się o tym dowiesz.
- Mówi przez Ciebie męska solidarność. - prychnęłam.
- Bo od razu myślisz, że Alvaro lata za babami!
- Nie powiedziałam tego!
- Ale pomyślałaś!
- Ugh, no może mi to przeszło przez myśl. - westchnęłam, na co Saul posłał mi triumfalne spojrzenie. - Masz rację. Za bardzo wzięłam sobie do serca słowa Jacqueline.
- Ważne jest to, że to Ty znasz Alvaro i mu ufasz. Zazdrosne słowa jakiejś laski nie mają tutaj żadnego znaczenia. Jakim prawem może mówić coś takiego, skoro nigdy nie widziała go na oczy? - prychnął, na co kiwnęłam głową. - Ogarnij się Butragueño, bo mi za Ciebie wstyd!
- Nie powiesz Alvaro? - spytałam niepewnie.
- O ile mi obiecasz, że nie będziesz panikowała.
- Obiecuję.
- No! - uśmiechnął się szeroko. - Jak wypadłem? - zerknął na Leire, która w ciszy przysłuchiwała się naszej wymianie zdań.
- To była terapia wstrząsowa? - parsknęła śmiechem.
- Ale za to jaka udana!
Wieczorem siedziałam na kanapie, owinięta szczelnie w koc. W spokoju mogłam oglądać kolejny odcinek The Ellen DeGeneres Show. Emilio wyszedł gdzieś z Desiré, więc nie irytował mnie swoimi uwagami. Przynajmniej jakiś czas.
Bo niestety wszystko co dobre, szybko się kończy. Gdy Ellen DeGeneres żegnała się ze swoimi widzami, w tym i ze mną, drzwi wejściowe się otworzyły, a do środka weszli nasi zakochani.
- Mam pizzę! - zawołał Emilio.
- Mam dietę! - odkrzyknęłam.
- To pizza z kurczakiem!
- Żartowałam! - uśmiechnęłam się szeroko. Desiré jedynie pokręciła rozbawiona głową, po czym udała się do kuchni po talerzyki. Nadal nie mogła zrozumieć, że rodzeństwo Butragueño nie używa stołowej zastawy i sztućców do jedzenia pizzy. - A Pepsi?
- Znasz mnie smarku. - Emilio podał mi butelkę.
- Mam dla Ciebie propozycję. - na przeciwko mnie usiadła Desiré. Grzecznie odebrałam od niej talerzyk, nie chcąc wyjść na nieokrzesaną. - W kolejny weekend lecę prywatnym samolotem do Madrytu. W służbowej sprawie. Na miejscu będę dosłownie dwanaście godzin. - wyjaśniła. Słuchałam jej w skupieniu, zastanawiając się, gdzie w tym wszystkim propozycja dla mnie. - Pomyślałam, że może chciałabyś się ze mną zabrać? Zobaczyć z Alvaro?
- Ja? Z Alvaro? - wydukałam, analizując w myślach wszystkie jej słowa. Dwanaście godzin w Madrycie. Plus lot w tą i z powrotem. Weekend wolny od warsztatów. Pisnęłam radośnie, rzucając się jej na szyję. - Jesteś cudowna!
- Coś tam Twój brat wspominał. - zaśmiała się.
- Spróbowałby nie! Już by go Raquel za uszy wytargała! - uciekłam do pokoju przed jego pociskiem, w postaci poduszki. Chwyciłam za telefon wybierając numer Alvaro. Jeden sygnał, drugi, trzeci ... poczta głosowa. Pacnęłam się w czoło przypominając o środku nocy w Europie. - Może to i lepiej. Zrobię mu niespodziankę!
***
Oficjalna informacja jest taka, że to opowiadanie będzie miało 24 rozdziały + epilog. I w sumie dwa pozostały mi do napisania ... także wielkimi krokami zbliżamy się do końca :)
Co z tym Odriozolą? Bo Saul nie wziął pod uwagę jeszcze jednej opcji ... xD
- Odriozola dzwoni! - zawołał Emilio z salonu, gdzie prawdopodobnie zostawiłam telefon. Zdziwiona zerknęłam na zegar wiszący na ścianie. W Madrycie była trzecia nad ranem. - On nie może spać, czy jak? - brat podał mi moją własność. - Albo wyczuł, że gdzieś wychodzisz. Te spodnie nie są zbyt obcisłe?
- Wybacz, worek zostawiłam w domu. - wytknęłam mu język i zamknęłam drzwi przed nosem. Czasami jego nadopiekuńczość przekraczała wszelkie normy. - Słucham?
- Nie przeszkadzam? - usłyszałam po drugiej stronie ukochany głos. Uśmiechnęłam się, choć powinnam być lekko obrażona. W ostatnim czasie nie rozmawialiśmy dość często, ponieważ Alvaro był wiecznie zajęty. Rozumiałam to, jednak ... miałam dziwne przeczucie, że czegoś mi nie mówi.
- Alvaro, w Madrycie jest trzecia w nocy. - zauważyłam.
- Wracam z lotniska. - wyjaśnił. - Ale jeśli Ci przeszkadzam ...
- Nie. - zaśmiałam się. - Bardziej obawiałam się o Twoje niewyspanie. Kompletnie zapomniałam, że zaraz po meczu wracacie z Wysp Kanaryjskich. - przyznałam.
- Taka jesteś zaganiana? - zażartował.
- Też. - przytaknęłam. Przy okazji sprawdziłam czy w torebce mam wszystko co kobiecie jest potrzebne do wyjścia na miasto. - Dostałam zaproszenie od znajomych z warsztatów na wyjście do Pubu i właśnie skończyłam się szykować. - powiedziałam to, czując lekką satysfakcję. W końcu ja też mogę mieć życie towarzyskie i nie mieć chociaż raz czasu, aby z nim porozmawiać.
- Czyli wychodzisz? - zapytał.
- Potrzebuje detoksu od Emilio. - westchnęłam. - Po za tym, jeszcze chwila w tych czterech ścianach, a zwariuję! Brakuje mi was wszystkich. Tęsknie nawet za niańczeniem Nachito i Liama przez całą noc. A uwierz, oni razem to już desperacja.
- Rozumiem. - mruknął. - Ale masz rację, powinnaś wyjść do ludzi. W końcu nie wyjechałaś tam jedynie się uczyć.
- Porozmawiamy jutro? Bo masz wolne, prawda?
- Jutro? Umm ... mam dość ważną sprawę do załatwienia, ale gdy tylko będę mógł to zadzwonię, dobrze? - i znów to samo. Westchnęłam ciężko, czując się źle z tym wszystkim. Wyjścia z chłopakami bądź załatwianie tajemniczych ważnych spraw było w ostatnim czasie jego priorytetem. Nie chciałam go sprawdzać i wypytywać Abril, okazując przy tym brak zaufania do jego osoby. - Baw się dobrze, ale bądź grzeczna.
- Zabawne. - prychnęłam.
- Kocham Cię, Nati.
- Ja Ciebie też. - szepnęłam po usłyszeniu dźwięku zakończenia połączenia. Mój dobry humor szlag trafił. Odechciało mi się wyjścia, jednak musiałam się przemóc. Wieczór pod kocem nie wchodził nawet w grę!
*
Wnętrze Pubu miało swój specyficzny klimat. Typowy Amerykański Pub z filmów i seriali. Na dodatek w tle leciały piosenki Franka Sinatry, wywołując u mnie jeszcze większą tęsknotę za domem. Za tatą, który był wielkim fanem twórczości tego muzyka.
- Te włóczęgowskie buty czekają by wyruszyć przez samo serce Nowego Yorku! - Lars starał się jak mógł, aby dotrzymać kroku artyście, wywołując nasze rozbawienie. Dopijając swojego drinka, przyglądałam się jak śpiewa do niewidzialnego mikrofonu. - Ach! Kocham to miasto! - zakończył dorywając się do swojej szklanki. - I tą piosenkę!
- Znajdź sobie kobietę. Będzie miała więcej do zaoferowania niż miasto. - czknął Lucas, obejmując Chloe swoim ramieniem. Dziewczyna wywróciła oczami, nie komentując jego słów.
- Natalia jest zajęta, a Kate za bardzo wyzwolona. - zrobił podkówkę.
- Została Ci Jacqueline. - zauważyłam.
- Niestety, nie jestem holenderskim szlachcicem, aby podołać jej wymaganiom. - westchnął teatralnie, wywołując nasze rozbawienie. - Zostało mi to miasto, które nigdy nie zasypia!
- Madryt też nigdy nie zasypia. - uśmiechnęłam się.
- Czy Ty mnie właśnie zaprosiłaś do swojego rodzinnego miasta? - zapytał obejmując mnie ramieniem. Zaśmiałam się podając mu pustą szklankę. Westchnął ciężko udając się do baru. Wrócił dość szybko w towarzystwie Kate i Jacqueline, które opuściły łazienkę.
- O czym rozmawiacie? - zainteresowała się Kanadyjka.
- Natalia chce mnie przedstawić swoim rodzicom. - Lars postawił przede mną kolorowego drinka. Ostatniego dzisiejszego wieczoru. Przynajmniej tak sobie obiecałam. - Prawda, skarbie?
- Przedstawię Cię mojemu bratu, to będzie wystarczające, abyś uciekł. - zachichotałam. - Szczególnie, że mój Alvaro jest jego ulubieńcem.
- Ja mogę być Twoim ulubieńcem. - wyszczerzył się.
- On jest moim ulubieńcem.
- Zrobię TO lepiej niż on.
- Wątpię. - zaśmiałam się.
- Kompromitujesz się Lars swoim sposobem na podryw. - zauważyła rozbawiona naszą wymianą zdań Kate. - Chcesz stawać do walki z Hiszpanem? Rozjedzie Cię niczym byk Torreadora.
- Każdy byczek powinien pilnować swojej kobiety. - odezwała się do tej pory milcząca Jacqueline. - Chyba że mu na rękę iż nie ma jej w pobliżu. Zawsze może sobie przygruchać inną. W tym przypadku nie ma ideałów. - wzruszyła ramionami, patrząc na mnie swoim jędzowatym wzrokiem.
- Istnieje coś takiego jak zaufanie. - odpowiedziałam jej.
- Wierzysz w to? - uniosła idealnie wydepilowaną brew ku górze. - Ile miesięcy już się nie widzieliście? Ba! Ile jeszcze nie będziecie się widzieć? Faceci mają swoje potrzeby. - prychnęła pod nosem, a we mnie się zagotowało.
- Nie wszyscy są tacy jak ten, który Ci skrzywdził. - wbiłam w nią pełne wyzwania spojrzenie. Jej mina była wystarczającym dowodem na to, że miałam rację.
- Jesteś bardziej naiwna niż sądziłam. - pokręciła głową. - Na początku wszystko jest w porządku. Powtarza, że kocha i tęskni. Ale z czasem rozmawiacie co raz rzadziej. On jest zajęty, albo Ty jesteś zajęta. Z każdym dniem, co raz bardziej wciągasz się w swoje nowe życie, oddalając od starego. Od niego. Zaczyna was męczyć ta sytuacja, aż w końcu pojawia się odskocznia. Sama mówiłaś, że jest idealny ... na pewno nie jesteś jedyną kobietą na świecie, która to dostrzega.
- Jacqueline przestań. - syknęła Kate. - Nie możemy tak myśleć o każdym facecie. Inaczej całkowicie straciłybyśmy w nich wiarę.
- Auć! - Lars zrobił niezadowoloną minę.
- Zrobiło się późno. - westchnęłam, zbierając swoje rzeczy. Oczywiście pozostali próbowali mnie odciągnąć od chęci wyjścia z Pubu, jednak ja byłam nieugięta. Miałam dość Jacqueline i jej insynuacji. Tym bardziej że ... jej słowa zaczęły mnie przerażać. Rzeczywiście zaczęliśmy się oddalać, ale nie mogłam wpadać w paranoję i sądzić, że mnie zdradza. To absurd!
Kate z Larsem zaproponowali, że zaczekają ze mną na taksówkę. Pożegnałam się z resztą, a gdy przechodziłam obok Francuski, usłyszałam jej szept pełen satysfakcji.
To już zaczyna się dziać, prawda?
*
- Saul, zobacz! - pisnęłam, szczerząc się jak idiotka do ekranu laptopa. W rękach trzymałam urocze różowe body z napisem "Bom Bom". Leire pacnęła się z dezaprobatą w czoło, za to jej narzeczony odwzajemnił mój uśmiech. - Cudowne, prawda?!
- Idealne!
- Obydwoje jesteście niereformowani. - mruknęła moja siostra.
- Oj kochanie, nie dąsaj się. - Saul ucałował z czułością jej policzek. - Już Ci mówiłem, że Twój uroczy brzuszek wygląda jak bębenek, więc jakoś tak mi się powiedziało Bom Bom. - wzruszył niewinnie ramionami. Ten to wiedział jak ją udobruchać! - I się przyjęło!
- Tylko pamiętaj, żeby w szpitalu albo w urzędzie nie powiedzieć Bom Bom, tylko Sofia. - pociągnęła go za nos, a ja zachichotałam. - A Ty zwariowałaś! Ileś tego nakupiła?
- Oh, nie mogłam się powstrzymać. - uśmiechnęłam się. - Desiré pokazywała mi nową ulicę na której był olbrzymi sklep dziecięcy. Musiałam tam wejść, bo na wystawie dostrzegłam urocze maleńkie sukienki! I ... tak jakoś poszło.
- To dokładnie tak samo jak moja mama. - zauważył Saul. - Zresztą, Leire wcale nie jest lepsza. - poskarżył rozbawiony.
- Termin masz na koniec maja? - spytałam, na co siostra przytaknęła. - Chciałabym być wtedy w Madrycie. - mruknęłam, składając starannie wszystkie zakupione przeze mnie rzeczy.
- Sofia nigdzie Ci nie ucieknie. - posłała mi pełen otuchy uśmiech. - Będziemy cierpliwie na Ciebie czekać. O ile cierpliwością można nazwać jej kopaninę, którą odziedziczyła po tatusiu. - skrzywiła się, kładąc dłoń na brzuchu.
- Mamusia podczas snu wcale nie jest lepsza!
- Miałeś mi zrobić herbatę, Niguez! - odkrzyknęła do niego. Pokręciłam rozbawiona głową, zazdroszcząc im tej codzienności. - Ponad dwa miesiące za Tobą Nati. - zwróciła się do mnie. - Każdy kolejny dzień przybliża Cię do powrotu. Nie oglądniesz się, a będziesz zmieniała pieluchy swojej siostrzenicy.
- Niczego w tym momencie nie pragnę bardziej.
- Coś się stało, prawda? - spojrzała na mnie zaniepokojona.
- Leire, czy widziałaś się ostatnio z Alvaro? - spytałam niepewnie. - To głupie ale ... w ostatnim czasie zaczął się dziwnie zachowywać. Cały czas jest zajęty, mimo że wcześniej potrafiliśmy rozmawiać ze sobą godzinami. Oczywiście to rozumiem, w końcu to najważniejsza część sezonu, ale się martwię. Na dodatek byłam ze znajomymi na drinku i jedna z dziewczyn podsyciła to wszystko, głupią gadką o związkach na odległość, które nie mają szans.
- Zazdrosna albo skrzywdzona w ten sposób.
- To bez znaczenia. - przeczesałam nerwowo włosy. - Alvaro rzeczywiście dziwnie się zachowuje. Oczywiście mu ufam, ale podświadomie czuję, że coś się dzieje.
- Pytałaś go o to?
- Nie miałam okazji. - mruknęłam.
- Cóż, ostatnim razem widziałam go, gdy przyjechał po Abril. Odwiedziła mnie kilka dni temu. - odpowiedziała po chwili zastanowienia. - Jednak nie mieliśmy szansy na dłuższą rozmowę. Niczego niepokojącego nie zauważyłam.
- Chyba panikuję z tęsknoty. - westchnęłam.
- Możliwe. Do tego dochodzą insynuacje Twojej koleżanki i zaczynasz wyobrażać sobie najczarniejsze scenariusze. Wystarczy zmęczony głos Alvaro i Ty od razu sądzisz, że to z Twojego powodu. Abril mi mówiła, że on bardzo za Tobą tęskni. Kto jak kto, ale ona na pewno zauważyłaby, gdyby coś było nie tak, prawda?
- Tak, ten szpieg wszystko niezauważalnie sprawdzi. - zaśmiałam się pod nosem. - Przy ostatniej rozmowie chciałam ją podpytać, ale zrobiło mi się wstyd. W końcu mu ufam, ale to irytujące uczucie zaniepokojenia nie chce zniknąć.
- Bo za nim tęsknisz głuptasku. - uśmiechnęła się.
- To normalne, że się boję?
- Oczywiście, że tak. Gdy kogoś kochamy, podświadomie boimy się go stracić. Tym bardziej w takiej sytuacji.
- Jesteście panikary. - obok niej usiadł Saul. - Czy wy na prawdę od razu musicie podejrzewać, że was zdradzamy? To krzywdzące. - zrobił urażoną minę. - Ja wiem że się utarło, że facet ma swoje potrzeby, ale bez przesady.
- Ugh, przecież mu ufam.
- Więc w czym masz problem? - uniósł brew.
- Bo czegoś mi nie mówi! - oburzyłam się.
- Bo może ma ku temu powód? Albo nie chce Cię martwić niepotrzebnie? Na pewno to robi dla Twojego dobra. Prędzej czy później się o tym dowiesz.
- Mówi przez Ciebie męska solidarność. - prychnęłam.
- Bo od razu myślisz, że Alvaro lata za babami!
- Nie powiedziałam tego!
- Ale pomyślałaś!
- Ugh, no może mi to przeszło przez myśl. - westchnęłam, na co Saul posłał mi triumfalne spojrzenie. - Masz rację. Za bardzo wzięłam sobie do serca słowa Jacqueline.
- Ważne jest to, że to Ty znasz Alvaro i mu ufasz. Zazdrosne słowa jakiejś laski nie mają tutaj żadnego znaczenia. Jakim prawem może mówić coś takiego, skoro nigdy nie widziała go na oczy? - prychnął, na co kiwnęłam głową. - Ogarnij się Butragueño, bo mi za Ciebie wstyd!
- Nie powiesz Alvaro? - spytałam niepewnie.
- O ile mi obiecasz, że nie będziesz panikowała.
- Obiecuję.
- No! - uśmiechnął się szeroko. - Jak wypadłem? - zerknął na Leire, która w ciszy przysłuchiwała się naszej wymianie zdań.
- To była terapia wstrząsowa? - parsknęła śmiechem.
- Ale za to jaka udana!
Wieczorem siedziałam na kanapie, owinięta szczelnie w koc. W spokoju mogłam oglądać kolejny odcinek The Ellen DeGeneres Show. Emilio wyszedł gdzieś z Desiré, więc nie irytował mnie swoimi uwagami. Przynajmniej jakiś czas.
Bo niestety wszystko co dobre, szybko się kończy. Gdy Ellen DeGeneres żegnała się ze swoimi widzami, w tym i ze mną, drzwi wejściowe się otworzyły, a do środka weszli nasi zakochani.
- Mam pizzę! - zawołał Emilio.
- Mam dietę! - odkrzyknęłam.
- To pizza z kurczakiem!
- Żartowałam! - uśmiechnęłam się szeroko. Desiré jedynie pokręciła rozbawiona głową, po czym udała się do kuchni po talerzyki. Nadal nie mogła zrozumieć, że rodzeństwo Butragueño nie używa stołowej zastawy i sztućców do jedzenia pizzy. - A Pepsi?
- Znasz mnie smarku. - Emilio podał mi butelkę.
- Mam dla Ciebie propozycję. - na przeciwko mnie usiadła Desiré. Grzecznie odebrałam od niej talerzyk, nie chcąc wyjść na nieokrzesaną. - W kolejny weekend lecę prywatnym samolotem do Madrytu. W służbowej sprawie. Na miejscu będę dosłownie dwanaście godzin. - wyjaśniła. Słuchałam jej w skupieniu, zastanawiając się, gdzie w tym wszystkim propozycja dla mnie. - Pomyślałam, że może chciałabyś się ze mną zabrać? Zobaczyć z Alvaro?
- Ja? Z Alvaro? - wydukałam, analizując w myślach wszystkie jej słowa. Dwanaście godzin w Madrycie. Plus lot w tą i z powrotem. Weekend wolny od warsztatów. Pisnęłam radośnie, rzucając się jej na szyję. - Jesteś cudowna!
- Coś tam Twój brat wspominał. - zaśmiała się.
- Spróbowałby nie! Już by go Raquel za uszy wytargała! - uciekłam do pokoju przed jego pociskiem, w postaci poduszki. Chwyciłam za telefon wybierając numer Alvaro. Jeden sygnał, drugi, trzeci ... poczta głosowa. Pacnęłam się w czoło przypominając o środku nocy w Europie. - Może to i lepiej. Zrobię mu niespodziankę!
***
Oficjalna informacja jest taka, że to opowiadanie będzie miało 24 rozdziały + epilog. I w sumie dwa pozostały mi do napisania ... także wielkimi krokami zbliżamy się do końca :)
Co z tym Odriozolą? Bo Saul nie wziął pod uwagę jeszcze jednej opcji ... xD
Ten rodział wzbudził u mnie lekki niepokój..., a raczej to zachowanie Alvaro go wzbudziło.
OdpowiedzUsuńCo też on może ukrywać przed Nati, że raptownie nie ma czasu na rozmowę z nią? Nieustannie gdzieś znika i wiecznie ma jakieś pilne sprawy. Przecież na początku wszystko wyglądało inaczej. Potrafili znaleźć czas dla siebie i nie mieli z tym najmniejszego problemu. A teraz?
Za tym zapewne coś się kryje, ale nie wierzę, że to może być inna kobieta. On jest za bardzo zakochany w Nati, aby móc ją zdradzać. Zbyt wiele czasu na nią czekał, aby teraz przez własną głupotę ją stracić. Oby jak najszybciej się to wyjaśniło.
Dobrze, że Nati znalazła grono znajomych w Nowym Jorku, z którymi może spędzać czas. Taki wypad do pubu na pewno był miłą odskocznią od codziennej rutyny. Szkoda tylko, że Jacqueline wszystko zepsuła. Zaczęła mieszać w głowie Nati, podburzając jej zaufanie do Alvaro. Przez tą jedzę dziewczyna zaczęła wbijać sobie do głowy same czarne scenariusze. Na szczęście dzięki Leire i Saulowi, skutecznie porzuciła pesymistyczne myślenie.
Do narodzin Sofii, coraz bliżej. Nic więc dziwnego, że wszyscy powoli wpadają w szaleństwo zakupów ubranek dla małej. W końcu to będzie oczko większości bohaterów. ☺
Pomysł Desire o krótkim wypadzie Nati do Madrytu jest genialny. Dzięki niemu Nati spotka się z Alvaro i być może pozna odpowiedź na jego ostanie dziwne zachowanie. Oby tylko nic się w ich związku nie popsuło.
No i jak to zbliżamy się do końca? Ja nie chcę! Nie wyobrażam sobie, że już niedługo będę musiała się rozstać z tymi bohaterami. Ogromnie się z nimi związałam. 😊
Coś tak czułąm, że z tego wypadu do pubu nie wyjdzie nic dobrego. Wiadomo, niby Nat dobrze się bawiła, ale jednak… Jacqueline musiała zasiać w Hiszpance ziarno niepokoju. Serio, mogła sobie darować te uwagi. Choć z drugiej strony może naprawdę ktoś kiedyś ją skrzywdził i dlatego teraz z taką nieufnością podchodzi do mężczyzn.
OdpowiedzUsuńA co jak co Alvaro zachowuje się trochę dziwnie. Ja osobiście obstawiam, że to z powodu nieobecności Natalii. Może im dłużej z nią rozmawia, tym bardziej tęskni. Takie rzeczy się czasami zdarzając, faceci są nieobliczalni. Bo po prostu nie wierzę, że mógłby coś odwalić, nie nasz idealny Alvaro.
Ale Nat ma prawo się martwi. Która dziewczyna by się nie martwiła? W końcu chodzi o jej ukochanego. Na szczęście zawsze może liczyć na Leirę, która pocieszy, pomoże i doda otuchy. Taka siostra to prawdziwy skarb. Nie dość, że wspiera, to jeszcze jest na miejscu w Madrycie, więc w razie czego może mieć oko na Alvaro.
Super, że Desire zabierze Natalię do Madrytu. Dziewczyna będzie miała okazję choć przez kilka godzin pobyć z Odrizolą. To na pewno będzie dla nich bardzo ważne. Niezależnie od tego, co Alvaro planuje, a na pewno planuje coś super.
Ale jak to tylko pięć rozdziałów? Już? Ja nie chcę! Jak niby mam się rozstać z Natalią i Alvaro? O Leirze i Saulu nie wspominawszy?
Ej, zaczynam czuć się dziwnie, bo wszyscy kończą swoje opowiadania, a ja swoje ciągnę i ciągnę…
W każdym razie ode mnie na dzisiaj to tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Violin
Nie wierzę, po prostu nie wierzę, że Alvaro mógłby tam podrywać kobiety i udawać singla, to nie wchodzi w grę! Ma taką kochaną kobietę, że zapewne odlicza dni do powrotu. Znam związki na odległość i nie kończyły się one rozstaniem, lecz ślubem, więc przeczuwam, że tak samo będzie w ich przypadku. Uważam, że cała wina leży po stronie tej koleżaneczki, bo nie umie trzymać języka za zębami i chyba lubi denerwować innych. Nat powinna o tym zapomnieć, oczekiwać narodzin siostrzenicy, a przede wszystkim tego wyjątkowego spotkania z piłkarzem ❤ Weny i pozdrawiam
OdpowiedzUsuńHmm... czyżby Alvaro jednak lubił trójkąty? Mam nadzieję, że nie i ta niespodzianka jednak wypali! Bo coś czuję, że jeśli on faktycznie ma na boku inną, to Natalia rzuci w cholerę Madryt i zostanie na stałe w Nowym Jorku, w którym jak widać bardzo jej się podoba. Mimo tego, że nie do końca dogaduję się z pojedyńczymi osobami w grupie. Choć przyznam szczerze, że Jacqueline zawsze kojarzy mi się w kimś wrednym! Nie wiem dlaczego. Choć z drugiej strony, może zasiała ziarenko w Natalii, albo otworzyła jej oczy? Mam nadzieję, że szybko dodasz nowy rozdział i nie bedziesz trzymała nas w niepewności. I Saul - jego bom bom jest akurat urocze więc nie wiem o co Leire chodzi. Myślę, że każdy rodzic musi mieć jakieś przezwisko dla własnego dziecka i nie mogę się w sumie doczekać, aż mała Sofia się pojawi i wtedy zobaczymy jakim ojcem jest Saul. Bo coś czuję, że to Natalia będzie matką chrzestną dla tej ślicznotki.
OdpowiedzUsuńCo ten Alvaro wyprawia? Takie zachowanie kompletnie do niego nie pasuje, więc nie mam zielonego pojęcia, co się mogło wydarzyć... Jego zniknięcia oraz pilne sprawy do załatwienia są niepokojące, więc nie dziwię się Nati, że ona również ten niepokój odczuwa. Odniosłam wrażenie, że Alvaro nie spodobał się pomysł z wyjściem Nati, ale skoro on może to dlaczego ona nie? To wyjście ze znajomymi na początku było bardzo udane, Nati miło spędzała czas w ich towarzystwie do czasu, gdy na scenę wkroczyła Jacqueline. Czy muszę wspominać, że jej nie polubiłam? :D Powinna trzymać język za zębami, a nie pluć jadem na wszystkie strony. Jasno z tego wynika, że miała nieprzyjemne doświadczenia z mężczyznami, ale swoje jakże "cenne" uwagi powinna zostawić dla siebie. A tak to jedynie zepsuła Nati wyjście i zasiała w niej ziarno niepokoju. Ugh, co za... Niech lepiej nie wtrąca nosa w nie swoje sprawy, tak będzie lepiej dla wszystkich.
OdpowiedzUsuńSaul! :D On i jego Bom Bom wygrywają wszystko haha :D To jest takie urocze haha <3 Zresztą, dobrali się z Nati :D I szał zakupów dla małej hihi, no ale kto mógłby się oprzeć ^^ Nati na pewno dobrze zrobiła rozmowa z Leire oraz terapia wstrząsowa, którą zafundował jej Saul :D Rozumiem ją, że się niepokoi i martwi, bo takie zachowanie nie jest podobne do Alvaro, ale no nie wierzę, że mógłby się posunąć do jakichś niecnych czynów... Nie Alvaro! ^^
"Jak wypadłem?" - poległam :DD
Czym jest dieta w porównaniu z pizzą z kurczakiem haha? No właśnie :D Och, i Desire wpadła na genialny pomysł! Te dwanaście godzin z Alvaro na pewno dobrze wpłyną na Nati :) I w końcu będzie miała okazję, aby z nim porozmawiać i wyjaśnić na spokojnie tę sytuację :)
<33
Jakiej opcji pod uwagę nie wziął Saul? :o
OdpowiedzUsuńKurcze, nie podoba mi się to, co się między nimi dzieje .. Jestem ciekawa, co wymyśliłaś i o co chodzi Odriozoli..
Czekam na next. Buziaki!
PS u mnie nowy rozdział :)