sobota, 17 listopada 2018

21. Maite zaitut.

Prószący śnieg w marcu, byłby czymś niezwykłym w stolicy Hiszpanii. Jednak w Nowym Jorku zima nadal nie chciała odpuścić. Nie była tak przerażająca jak kilka tygodni temu, lecz ja nadal trzymałam się kurczowo moich rękawiczek i szalika, w którym chowałam pół twarzy.
- Śnieżyca? - prychnęła Kate patrząc z niepokojem za okno.
- Wewnątrz mnie. - mruknęłam przymykając swoją szafkę.
Od mojego powrotu do Stanów minęło parę dni. Nie odbierałam telefonów od Alvaro, nie reagowałam na jakąkolwiek formę kontaktu z nim. Nawet na Emilio wymusiłam nie wtrącanie się w nie swoje sprawy. Prosiłam Odriozolę o czas na przemyślenie wszystkiego, jednak nie uwzględniłam w owej prośbie, ile to dokładnie potrwa.
Torturowałam tym samą siebie. Miałam wrażenie, że muszę go dotknąć, poczuć, widzieć ... na nic to wszystko, skoro nie mogłam usłyszeć jego głosu, za którym niesamowicie tęskniłam.
- Natalia, wszystko w porządku? - z rozmyśleń wyrwała mnie Kate, kiedy szłyśmy w stronę wyjścia z teatru. - Ostatnio nie jesteś sobą. Coś się stało?
- To tęsknota! - zawył z tyłu Lars.
- Zamknij się! - syknęła.
- Albo przejrzenie na oczy. - rzuciła jadowicie Jaqueline. Zacisnęłam pięści, licząc w duchu do dziesięciu. Nie chciałam dawać jej satysfakcji, więc wstrzymałam nerwy na wodzy. Pchnęłam jedynie drzwi i wyszłam na zewnątrz, gdzie na całe szczęście przestał prószyć śnieg.
- Mam ochotę na pizzę ... wegetariańską!
- Jesteś niereformowany Lars. - mruknęła Kanadyjka. - Swoją drogą, sama być coś zjadła. Co Ty na to? - zwróciła się do mnie. Jedynie wzruszyłam ramionami, szukając w kieszeniach kurtki moich rękawiczek.
- Oh, premiera Króla Lwa! - znów zawył Lars. - Patrzcie tam! Jest już plakat! - z zainteresowaniem uniosłam głowę na drugi koniec ulicy, w poszukiwaniu odpowiedniego napisu. Sama byłam zaciekawiona tym musicalem i tylko czekałam, kiedy odbędzie się premiera.
Zamrugałam parę razy powiekami, sądząc że wzrok mnie myli. Bo to, że już kompletnie zwariowałam, było oficjalne. Nie mogłam po drugiej stronie widzieć Alvaro. Tęsknota za nim odbiła się na mojej psychice, powinnam jak najszybciej do niego zadzwonić!
Jednak omam wcale nie chciał zniknąć, a wręcz zeskoczył z murku na którym siedział. Dostrzegł mnie i nie odrywał ode mnie wzroku.
- O mój Boże! - wepchałam w Larsowe ręce swoją torbę.
- Może być i Bóg jak chcesz ...
Puściłam tą uwagę mimo uszu, po czym zbiegłam po schodkach. Przepychałam się pomiędzy ludźmi, wypatrując pomiędzy ich głowami charakterystycznych włosów. To nie mógł być omam. Po prostu nie mógł!
I nie był. Stał przede mną z uśmiechem, ale i niepewnym wzrokiem. Był tutaj. Na prawdę! Taki prawdziwy. Taki mój. Bo był mój!
- Cześć księżniczko. - szepnął. Więcej do szczęścia nie potrzebowałam. Ze śmiechem rzuciłam się na jego szyje, czując jak przytula mnie do siebie mocno.
- Co Ty tu robisz? - spytałam, chwytając jego policzki w swoje dłonie.
- Powiedziałaś, że są rzeczy ważne i ważniejsze, pamiętasz? - przyłożył swoje czoło do mojego. Przytaknęłam kiwnięciem głowy. - Ty jesteś dla mnie najważniejsza. Poprosiłem Julena o dwa dni wolnego z powodu ważnej prywatnej sprawy.
- Ale Alvaro ...
- Natalia, nie rób mi tego więcej, rozumiesz? - chwycił mnie za ramiona i spojrzał stanowczo w oczy. - Leciałem tutaj z duszą na ramieniu, nie wiedząc czego oczekiwać. Dlaczego mi nie powiedziałaś, że z samego rana musisz wracać? Dlaczego uciekłaś i nie odzywałaś się do mnie? Tak bardzo nie lubisz moich włosów, że chcesz abym je sobie wyrwał z nerwów?
- Kocham je. - szepnęłam.
- Więc dlaczego?
- Bo ... bo sama już nie wiem. - jęknęłam spuszczając wzrok. - Unikałeś mnie, a potem zobaczyłam Cię szczęśliwego z nimi i poczułam się taka ... zbędna! Byłam cholernie zazdrosna i wolałam się wycofać z taktem, niż robić sceny. Zresztą, nie potrafię walczyć, bo uważam że jeśli chłopak zainteresuje się inną, to znaczy że nigdy mu tak na prawdę na mnie nie zależało. - mruknęłam pod nosem, na co Alvaro westchnął ciężko. - Nie potrafię opisać tego jak się czułam. Chyba działałam pod wpływem negatywnych emocji.
- To moja wina. - objął mnie czule. - Powinienem od razu Ci o wszystkim powiedzieć.
- Powiedziałeś do mnie Natalia. - zauważyłam.
- Bo byłem cholernie poważny. - westchnął, odgarniając kosmyk włosów z mojego czoła. - Zresztą, to Twoje imię. Chciałbym kiedyś przysięgać Ci dość ważne rzeczy, więc będę musiał użyć pełnej jego wersji, prawda? - uśmiechnął się tajemniczo, na co moje serce mocniej zabiło.
- Ale ... o czym Ty ...
- Doskonale wiesz co mam na myśli. - ucałował moje usta.
- Ja serio myślałem, że biegnie kupić pierwsze bilety na to przedstawianie. - usłyszałam za sobą zdumiony głos Larsa. - A ona bezczelnie zdradza tego hiszpańskiego byczka z jakimś facetem! A ze mną nawet nie chciała iść na pizzę.
- Kompromitujesz się Lars. - zachichotała Kate. - Na dodatek jesteś w posiadaniu damskiej torby. Niczym Tinky Winky!
- Sama mi wepchała w porywie namiętności!
- Zamknij się już. Ekhem, Natalia? - odwróciłam się rozbawiona do moich znajomych. Kątem oka widziałam jak Alvaro uważnie się im przygląda, szczególnie paplającemu bez sensu Larsowi. - Co z tym jedzeniem? Oczywiście mam na myśli waszą dwójkę, bo nie trudno się domyślić do kogo się kleisz.
- Skąd wiesz kto to?
- Lars! - warknęła.
- Kate, Lars ... to jest właśnie Alvaro. Mój Alvaro. - uśmiechnęłam się do chłopaka, splatając nasze palce ze sobą. - Kochanie, to jest Kate i Lars z którymi chodzę na warsztaty.
- Szlag. - zaklął Lars pod nosem. - On mówi po angielsku? - zarumienił się uroczo, zawstydzony swoim wcześniejszym monologiem.
- Tak się składa, że w miarę. - odpowiedział mu Alvaro. Lars, gdyby tylko mógł, schowałby się za plecami rozbawionej Kate. - Hiszpański byczek? - uniósł brew ku górze, patrząc na mnie uważnie.
- Oh, to akurat moje słowa. - zachichotała Kanadyjka. - Musiałam jakoś odgonić Larsa od ...
- Dzięki Kate! - pisnął spanikowany.
Chcąc nacieszyć się Alvaro w samotności, odmówiłam wspólnego wyjścia na obiad. Lars nie potrafił utrzymać języka za zębami i gadał dość często głupoty. Nie chciałam, aby Odriozola coś źle zrozumiał. Wystarczyło nam niedomówień na jakiś czas.
Po za tym nie byłam głodna, a Alvaro marzył jedynie o kawie. Wstąpiliśmy więc do Starbucksa zamawiając dwie na wynos. Nowy Jork nagle stał się jeszcze bardziej piękny i magiczny, gdy szłam jego ulicami, trzymając Alvaro za rękę.
- I Julen bez problemu się zgodził?
- Hmm ... powiedzmy, że nagiąłem trochę rzeczywistość, nadając jej dramatyczny wydźwięk. - przyznał, uciekając przede mną wzrokiem.
- Powiedziałeś, że masz pogrzeb kota? - zaśmiałam się.
- Powiedziałem, że jesteś w ciąży. - na te słowa błyskawicznie zaczęłam ksztusić się kawą. - Znaczy, nieoficjalnie! - poklepał mnie zaniepokojony po plecach. - Musiałem coś wymyślić, prawda? Więc powiedziałem, że zadzwoniłaś do mnie spanikowana i podejrzewasz ciąże. A ja oczywiście nie mogę zostawić Cię samej w takiej sytuacji.
- Dziękuję Ci bardzo za troskę, Odriozola! - zironizowałam. - Czy Ty zapomniałeś w jakim klubie grasz?! Z jakimi paplami dzielisz szatnię?! Już cały Madryt wie o mojej domniemanej ciąży! O Boże ... tatuś też! - pisnęłam spanikowana.
- Właściwie to był pomysł Asensio. - podrapał się po czuprynie.
- Czemu mnie to nie dziwi! - prychnęłam.
- Obiecuję jakoś im to wszystkim wyjaśnić. Twojemu ojcu też. - obiecał, po czym położył dłonie na moich biodrach. Westchnęłam zarzucając swoje na jego szyję. - Bo czyż nie ważne, że jestem teraz tutaj? Z Tobą?
- Głuptas z Ciebie. - zaśmiałam się patrząc wprost w jego oczy. - Maite zaitut. - wyszeptałam. Zaskoczonymi tymi słowami uchylił usta, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk. - Chyba dobrze to powiedziałam?
- Idealnie. - ucałował z czułością moją skroń. - Kto Cię tego nauczył?
- Zimowe wieczory w Nowym Jorku są długie, więc dobrze mieć pod ręką materiały do nauki języka baskijskiego. - wzruszyłam niewinnie ramionami. - A Ederra znaczy piękna, prawda? Tylko teraz nie wiem czy to chodziło o mnie, czy widok na Zatokę. - uśmiechnęłam się zadziornie.
- Zuri buruz hitz egin nuen, nire printzesa.
- To za trudne jeszcze! - jęknęłam.
- Mówiłem o Tobie księżniczko. - pacnął mnie w nosek.
- Najwyższa pora udać się do mojego mieszkania. Nie mogę Cię targać po całym Nowym Jorku, w sumie tej ulicy Desiré mi jeszcze nie ... - przerwałam natrafiając wzrokiem na szyld, który spowodował uderzającą we mnie falę gorąca. - Nie wierzę, to nie może być ... - szepnęłam.
- Co takiego?
- Tiffany! - pisnęłam.
- Że co? - Alvaro spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Nigdy nie słyszałeś o Śniadaniu u Tiffany'ego? To nasz ukochany film! Znaczy mój i Maite. - wyjaśniłam ciągnąc go za rękę na drugi koniec ulicy. - O mój Boże, on tu na prawdę jest. - wydukałam stojąc obok wystawy. - Gdybym znalazła prawdziwy dom, w którym czułabym się jak u "Tiffany’ego".  - wyszeptałam z uśmiechem.
- Kochanie, to jest sklep jubilerski.
- Ugh, nic nie rozumiesz Odriozola. - wywróciłam oczami. - Ale jesteś mężczyzną, więc Ci to wybaczam.
- Oh, dziękuję bardzo. - zaśmiał się. - Chociaż byłoby miło, gdybyś mi wyjaśniła, czym ten jubiler różni się od innych, skoro stoisz przed wejściem z lśniącymi oczami.
- Bo chodziła tu Holly? - odpowiedziała, jednak Alvaro uniósł brwi ku górze. - Główna bohaterka tego filmu. To zabawne, bo kochała to miejsce, ale uważała że noszenie brylantów przed czterdziestką jest wulgarne. Była naiwna i głupiutka, a po za tym była damą do towarzystwa. - wzruszyłam ramionami. - I nie mów jubiler bo to takie ... prostackie!
- Zwariowałaś. To chyba tęsknota za mną.
- Fajnie być największą szajbuską, wśród szajbusów.
- Nati ...
- Powiedziała to Holly. - zaśmiałam się. - Razem z Maite marzyłyśmy, że będziemy takie eleganckie i niezależne jak Holly Golightly. Że przygarniemy, jak ona, bezdomnego kota, któremu też nie nadamy imienia. I będziemy odwiedzać Tiffany'ego, ale tylko po to, aby nacieszyć oczy tymi wszystkimi pięknymi rzeczami. A jedyną rzeczą, którą będziemy nosić z tego sklepu to ... - przerwałam czując, że się zagalopowałam.
- To?
- Babska tajemnica!

Godzinę później stałam w kuchni, przygotowując dla nas kolacje. Alvaro udał się do łazienki, aby odświeżyć się po podróży. Czułam lekkie wyrzuty sumienia związane z jego wagarami, ale nie mogłam ukryć uśmiechu, który za nic nie chciał zniknąć z mojej twarzy. Brakowało mi tej rutyny, jego ramion, zapachu cudownych męskich perfum, artystycznego nieładu na głowie ... brakowało mi jego obecności.
Obiecałam sobie jedno. Koniec z ucieczkami! Nie miałam zamiaru dawać Rosie pola do popisu. Nie pozwolę jej zniszczyć naszego szczęścia.
- Mogliśmy coś zamówić. - poczułam jak ramiona Alvaro obejmują moją sylwetkę. Uśmiechnęłam się pod nosem, odkładając nóż, którym kroiłam pomidory.
- Nie smakuje Ci moja kuchnia? - spytałam zadziornie.
- Uwielbiam ją. - wyszeptał do mojego ucha, nadgryzając je lekko. - Ale czas, który poświęcasz na gotowanie, mogłabyś poświęcić mi.
- Nie miał Ci kto plecków umyć, co?
- Miałem nadzieję, że zaproponujesz wspólną kąpiel, jednak musiałem zadowolić się prysznicem. - przybrał smutną minkę, co wywołało moje rozbawienie. Podałam mu talerze z kolacją, wskazując na pobliski stolik.
- Jeśli będziesz grzeczny. - puściłam mu oczko, siadając na przeciwko i podając sztućce. - Musimy jednak ustalić zasady, Odriozola. - zastrzegłam, na co spojrzał na mnie uważnie. - Masz mi mówić wszystko, jasne? Nie chcę znów się poczuć zbędna albo nie godna zaufania.
- Przepraszam. Nie wiedziałem jak Ci o tym powiedzieć. To miały być tylko dwa dni, ale badania się przeciągnęły. Manolo był tym wszystkim wykończony, nie miałem serca odesłać ich do hotelu. - wyznał. Słuchałam go uważnie, grzebiąc widelcem w jedzeniu. - Z każdym dniem było co raz trudniej, na dodatek Rosie nikt z najbliższych nie chciał pomóc. Abril była na mnie wściekła i kazała natychmiastowo powiadomić Cię o tej sytuacji. Jednak za każdym razem tchórzyłem. Wiedziałem jak to przyjmiesz. - westchnął ciężko, przeczesując swoje włosy. - Ale sytuacja dobiegła końca. Wtedy, gdy przyjechałaś, odbierałem ich ze szpitala. Czekałem z Manolo na Rosę, która rozmawiałam z lekarzem. Kolejnego dnia mieli wrócić do San Sebastian.
- Ale najpierw pojawiłam się ja. - szepnęłam.
- Nati, gdybym tylko wiedział, że przyjedziesz ...
- Sama Ci nie pozwoliłam, abyś spędził ze mną ten czas. Polubił Cię i na pewno byłoby mu przykro, gdybyś nie dotrzymał obietnicy. To tylko dziecko.
- Kocham to Twoje dobre serduszko. - uśmiechnął się.
- Wszystko w porządku z jego zdrowiem?
- Na całe szczęście tak. - westchnął. - Lekarze w Baskonii nie mogli zdiagnozować, co dokładnie mu dolega. Wystraszyli nawet Rosę białaczką, ale po serii badań w stolicy okazało się, że jego stan wcale nie jest taki poważny.
- Cieszę się. Polubiłeś go, prawda?
- Owszem, to bardzo wesoły i bystry chłopiec. - uśmiechnął się pod nosem. Kiwnęłam w odpowiedzi głową, próbując się skupić na jedzeniu. - Nati, wszystko w porządku? Zmarkotniałaś.
- Tak, wszystko w porządku.
- Spójrz na mnie. - poprosił, więc to zrobiłam. - To, że polubiłem tego chłopca, nie oznacza że mam zamiar być jego ojcem. Pomogłem Rosie jako przyjaciel, o czym doskonale wie.
- Wiem o tym, po prostu ... - zagryzłam dolną wargę. Alvaro cierpliwie czekał aż dokończę. - Gdy zobaczyłam Cię z tym chłopcem, z Rosą, poczułam się zazdrosna bo ... bo to moich dzieci masz być tatusiem. - szepnęłam, spuszczając speszona głowę.
- Słucham?
- Nie ważne, skończyłeś? - wstałam ze swojego miejsca, wyciągając dłonie po talerze. Alvaro jednak był szybszy i sekundę później stał na przeciwko, trzymając mnie za biodra.
- Powtórz. - poprosił łagodnie.
- Byłam zazdrosna ...
- Nie to Nati. - zaśmiał się.
- Ugh, moim marzeniem jest, abyś w przyszłości był ojcem moich dzieci. Znaczy ... naszych. - mruknęłam z bitym w podłogę wzrokiem. - I chyba w ich imieniu byłam zazdrosna ... co ja w ogóle wygaduję! - jęknęłam zażenowana.
- Kochanie. - uniósł z czułością mój podbródek, po czym spojrzał w oczy. - To najpiękniejsze wyznanie miłości, jakie kiedykolwiek mógłbym usłyszeć.
- Ale dopiero za jakiś czas, dobrze?
- Kiedy będziesz chciała i ile będziesz chciała. - zaśmiał się, obejmując mnie mocno i całując w skroń. - Kota też Ci znajdę, żebyś była jak ta cała Holly. Ale profesji nie zmieniaj, dobrze?

Wanna wypełniona wodą i pianą, przygaszone światło, zapalone wokół świeczki i nasza dwójka wymieniająca się namiętnymi pocałunkami. Dłonie sunęły zmysłowo po ciałach, badając nawzajem znajome miejsca. Po łazience roznosiły się odgłosy naszych westchnień i stłumionych jęków rozkoszy, będących dowodem naszego oddania.
Alvaro pewnym ruchem pociągnął mnie na siebie. Otarłam się o niego przygryzając dolną wargę. Nasze stęsknione ciała połączyły się w jedno, wywołując w moim sercu euforię. Nie spiesząc się nigdzie, powolnymi ruchami zbliżaliśmy się na szczyt największej rozkoszy. A gdy ten moment nastąpił, wtuliłam się mocno w jego ramiona, pojękując z przyjemności.
- Maite zaitut, printzesa. - wyszeptał, próbując unormować oddech.
- Ja Ciebie też kocham. - odpowiedziałam, kładąc dłoń na jego sercu. Stał się całym moim światem, bez którego nie wyobrażałam sobie dalszego życia.

***

Moja droga Violin Finnigan, za Twój postulat "Alvaro musi stanąć na głowie, lecieć do tego cholernego Nowego Jorku i na kolanach błagać Nat o zrozumienie. Od czego ma te cholerne zarobione miliony?!", nie pozostaje mi nic innego jak dedykować Ci ten rozdział :) Myślę, że dobrze wydał te miliony! ^^

Maite zaitut = Kocham Cię.

(Nati jeszcze nie raz "zacytuje" Holly)

5 komentarzy:

  1. Alvaro w końcu zrobił to, co powinien! Swoją drogą Asensio - ten to ma pomysły, hehe.
    Cieszę się, że sobie wytłumaczyli wszystko i się pogodzili. Jeszcze by tylko brakowało, żeby w trakcie tego "godzenia się" wparował im do domu spanikowany ciążą siostry Emilio 😁

    Czekam na next. Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak ja się ogromnie cieszę, że kryzys naszej wspaniałej pary został zażegnany. Niczego innego zresztą nie brałam pod uwagę. Oni są dla siebie stworzeni i koniec!
    Na szczęście Alvaro nie zostawił wszystkiego samemu sobie i nie czekał z założonymi rękoma na dalszy obrót wydarzeń. Postanowi działać i ruszyć za Nati do Nowego Jorku. Sprawiając jej tym samym olbrzymią niespodziankę. Przy okazji udowadniając, że jest dla niego najważniejsza i tylko ona się liczy.
    Oby tylko jego wymówka, którą zastosował dla wyrwania się z Madrytu nie narobiła tutaj szkód! Przecież jak rozniesie się plotka, że Nati jest w rzekomej ciąży to Alvaro będzie miał przechlapane. 😂 Będzie się chłopak srogo tłumaczył...🤣 Ale czego się nie robi dla zobaczenia się z ukochaną. Swoją drogą Asensio jak coś wymyśli to po prostu koniec świata. 😁
    Dobrze, że Manolo nie dolega nic poważnego i chłopiec razem z Rosą wrócił spowrotem do domu. To na pewno bardzo wiele ułatwi w dalszej relacji Nati i Alvaro. Nie wpływając w dalszym stopniu negatywnie na ich związek.
    Wszystko zostało wyjaśnione i niech tak już pozostanie do końca. Przy okazji niech ktoś uświadomi Alvaro, co takiego powinien sprezentować Nati od Tiffany'ego. 😉
    Ale wszystko w swoim czasie. Teraz niech nacieszą się sobą i swoją miłością.
    W końcu są tak uroczą parą, że czytanie o nich to czysta przyjemność. 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. na początku, po tytule myślałam - Maite wpadła wspierać przyjaciółke... a tu tylko baskijski się wkradł hahaha i muszę przyznać, że Alvaro teraz będzie miał mocno pod górkę, coś czuję... że jak rodzice dowiedzą się, że ich najmłodsze dziecko będzie "w ciąży" to nie będzie miał tak łatwo, do odkręcenia wszystkiego, choć z drugiej strony obydwoje planują i tak swoją wspólną przyszłość co bardzo mnie cieszy i nie mogę doczekać się co będzie dalej... bo chyba już za niedługo Nati wraca do domu, czyż nie?

    ps. u mnie już 10 rozdział i mam nadzieję, że jednak Arek wróci do łask ;d

    OdpowiedzUsuń
  4. Nati nie odbierała telefonów od Alvaro, więc ten spanikowany postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i tadam! :D Jak gdyby nigdy nic pojawił się w Nowym Jorku, a biedna Nati z tego wszystkiego myślała, że ma omamy... Ale na szczęście nie! Na szczęście to prawdziwy Alvaro, w którego ramiona po takiej tęsknocie mogła się wtulić <3
    Ta paplanina Larsa mnie rozbawiła haha :D Dobrze, że Nati ma taki fajny kontakt z innymi z grupy... No może poza Francuzką, ale nie o niej tutaj! :D
    Aww, słowa Alvaro o przysiędze! <3 Naprawdę ogromnie się cieszę, że bez względu na wszystko postanowił odwiedzić ukochaną za oceanem. Musiał do tego użyć dość poważnej wymówki, no ale... Niech będzie mu wybaczone haha :D Chociaż z takimi plotkarzami w drużynie to nic się długo nie ukryje haha, jak się rodzice Nati dowiedzą o domniemanej ciąży to dopiero będzie ^^ Asensio i jego pomysły haha :D Ale w końcu trzeba było coś wymyślić ^^
    Odetchnęłam z ulgą, gdy nasze zakochańce szczerze ze sobą porozmawiali i wyjaśnili sobie wszystko. Alvaro zrozumiał, jak Nati musiała się poczuć, gdy zobaczyła go z Rosą i małym. Cieszę się, że z małym i jego zdrowiem wszystko wraca do normy :) To ukłucie zazdrości Nati, gdy Alvaro mówił, jak polubił tego chłopca też było zrozumiałe. Na szczęście Alvaro wyciągnął z Nati, to czego nie chciała powtórzyć... Jakie to było urocze! <3 Oni są dla siebie po prostu stworzeni i tyle :) Dlatego mam nadzieję, że kryzys został pogrzebany na dobre ^^
    Ktoś chyba musi uświadomić Alvaro, co miała na myśli Nati mówiąc o tym, że tylko jedną rzecz będzie nosiła ze sklepu Tiffany'ego... :) Chyba, że sam się domyśli! :D W ogóle bardzo fajna ta scena była i fajnie, że Nati było dane zobaczyć to na własne oczy :)
    Ach, i ten baskijski! <3 :D
    Ostatnia scena niezwykle romantyczna *_* Alvaro się doczekał :D Ale niech przez ten czas odpowiednio nacieszą się sobą i swoją miłością :)
    <33

    OdpowiedzUsuń
  5. Pierwszy raz ktoś mnie posłuchał! No, Alvaro masz u mnie dużą tabliczkę czekolady. Albo nawet dwie. W końcu zachował się jak mężczyzna i ubzdurał sobie, że musi dać Nat czas na ochłonięcie. Tylko prawidłowo spiął cztery litery i poleciał do Nowego Jorku.
    Choć moment, w którym spotkał się z Natalią totalnie rozwalił system. A dokładniej to Lars wywołał u mnie niekontrolowane napady śmiechu. Hiszpański byczek? Serio? Nie ma co, ten to ma gadane. I jeszcze zdobył dumne miano bycia Tinkim Winkim. Może ktoś mu ufunduje taką różową torebkę.
    Ale ogólnie to strasznie, strasznie się cieszę, że nasza kochana para znów jest razem. Naprawdę bałam się, że między nimi popsuje się na poważnie. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze.
    Choć jak przeczytałam, w jaki sposób Alvaro tłumaczył konieczność wyjazdu, to aż miałam ochotę przywalić mu w łeb. W Madrycie żadna plotka nie umiera. Już widzę, jak musi tłumaczyć przyszłemu teściowi, że nie, jeszcze nie zostanie ojcem. Choć oczywiście nigdy nic nie wiadomo ;)
    Natalia uczy się baskijskiego i niewątpliwie sprawia jej to dużą fradje. Tylko co będzie, jak się już nauczy? Alvaro nie będzie mógł już mówić jej czułych słówek, których nie będzie rozumiała. A to przecież takie strasznie, strasznie słodkie. Nawet słodsze od prawie, że oświadczyn Odrizoli.
    No dobra oni są po protu cali słodcy.
    Ode mnie na dzisiaj to tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń